Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdynia. Nie ma drogi, więc nie chce płacić podatku

Szymon Szadurski
W środku jednego z najnowocześniejszych osiedli mieszkaniowych w Gdyni straszy gruntowa ulica, z potężnymi dziurami i kałużami.

Prośby o doprowadzenie jej do przyzwoitego choćby stanu, słane do miejskich urzędników, od ponad roku pozostają jednak bez echa. Jeden z mieszkańców budynku przy ul. Lipowej, postanowił więc w bardzo nietypowy sposób zaprotestować przeciwko postępowaniu miasta. Mężczyzna odmawia zapłaty podatku gruntowego. Do takiego samego postępowania próbował namówić także swoich sąsiadów, zrzeszonych we wspólnocie mieszkaniowej.

- Na razie nie udało się - mówi mieszkaniec ulicy Lipowej. - Ludzie obawiają się ostrej reakcji miasta i kierowania pozwów do sądu. Ja jednak jestem zdeterminowany, by chociaż w ten symboliczny sposób zaprotestować przeciwko praktykom urzędników. Nie może być tak, że uiszczam podatki, a miasto ciągle mnie ignoruje. Nie będę płacił tak długo, aż miasto nie naprawi ulicy.

Gdynianin obrazowo opisuje niedogodności, jakie stwarza mieszkańcom fatalny stan ul. Lipowej.

- Gdy spadnie trochę deszczu, tworzą się potężne kałuże - mówi mieszkaniec. - Podczas opadów śniegu jest jeszcze gorzej. Zaspy powodują, że ulica jest praktycznie nieprzejezdna. Latem strasznie dokucza nam pył i kurz, co dwa dni zmuszeni jesteśmy myć okna. Ta ulica wygląda jak na wsi, to po prostu nierówne klepisko. Nie ma nawet kanalizacji deszczowej. Zastanawiam się tylko, jakim cudem urzędnicy odebrali jej fragmenty od dewelopera budującego osiedle.

Przedstawiciele gdyńskiego Urzędu Miasta postępowaniem "zbuntowanego" mieszkańca Wielkiego Kacka są zdumieni. To bowiem pierwszy taki protest przeciwko działaniom magistratu. Urzędnicy zaraz jednak dodają, że szantażowi lokatora budynku przy ul. Lipowej nie zamierzają ulegać, bo podobnych, nieutwardzonych dróg, jak w okolicach jego domu, jest w Gdyni jeszcze około stu kilometrów.

Ci mieszkańcy, którzy chcą, aby wyremontować je w pierwszej kolejności, mają możliwość wejścia w finansowy układ z miastem w ramach systemu lokalnych inicjatyw inwestycyjnych, a wtedy, wykładając nawet niewielką część kosztów remontu, samorządowcy gwarantują im szybkie wykonanie prac.

Skarbnik Gdyni, prof. Krzysztof Szałucki przyznaje jednak, że gdyby mieszkańcy miasta w ramach protestu gremialnie przestali płacić podatki od nieruchomości, powstałby duży problem.

- Doprowadziłoby nas to w prostej linii do bankructwa - mówi Szałucki. - Podatki od nieruchomości w planie na 2009 rok stanowią aż 80 procent dochodów własnych miasta. Spodziewamy się uzyskać ich ponad 105 milionów złotych. Nie wyobrażam sobie konstruowania budżetu bez tego zastrzyku gotówki.
Dlatego miasto nie odpuszcza łatwo tym, którzy podatku nie zamierzają uiszczać. Gdynianin spodziewać się może najpierw upomnienia od urzędników, potem wezwania do zapłaty, ostatecznie założenia sprawy w sądzie. - Rozstrzygnięcie w takiej sytuacji jest oczywiste - mówi prof. Szałucki. - Wygrywamy podobne postępowania, a przegrany nie tylko zwraca nam podatek z odsetkami, ale opłaca jeszcze koszty postępowania sądowego.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki