Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdańszczanka uczy uchodźców niemieckiego

Marek Adamkowicz
Bogumiła Baumgartner, gdańszczanka mieszkająca w Niemczech, promuje dwujęzyczność i dwukulturowość. Zajmuje się też nauczaniem uchodźców języka niemieckiego.

Znakiem naszych czasów jest masowa migracja ludności. W ślad za tym pojawiają się małżeństwa z obcokrajowcami, w których dzieci stają w obliczu dwujęzyczności i dwukulturowości.

W takiej sytuacji najważniejsza jest decyzja, czy dzieci faktycznie mają poznawać język i kulturę każdego z rodziców. Ja jestem za takim właśnie wychowaniem. Jednak trudno przekazywać polski język i kulturę w sytuacji, gdy dzieci dorastają w niepolskim środowisku, które, co zrozumiałe, wywiera na nie presję. Stąd pojawiające się w ich polszczyźnie obce słowa czy zwroty.

Mówią po polsku, ale faktycznie jest to język zniekształcony.

Właśnie. Dlatego powinniśmy szczególnie pilnować, żeby polszczyzna naszych dzieci nie była skażona naleciałościami. Kiedy się pojawiają, należy zwracać na nie uwagę i prosić dziecko o poprawne powtórzenie błędnego zdania. Inaczej będzie ono myślało, że obce wyrażenie, na przykład „spielplatz” zamiast „plac zabaw”, jest właściwe. Takie poprawianie wymaga oczywiście wysiłku, bo przecież znacznie łatwiej jest pozwolić, by dziecko znało język tylko od strony biernej, reagowało na wydawane po polsku polecenia, niż również po polsku pisało, czytało i mówiło.

Pytanie, czy warto taki trud podejmować?

Z całą pewnością tak! Znajomość języków jest wartością samą w sobie, choć ważne są też inne względy, na przykład rozwój społeczno-emocjonalny. Dziecko powinno mieć kontakt z najbliższymi ze strony obojga rodziców. Bez znajomości ich języka jest to w zasadzie niemożliwe, bo jak inaczej nawiązać bliską relację z dziadkami?

Kiedy mieszka się za granicą, problemem jest nie tylko znajomość języka, ale nawet sam kontakt z rodziną w kraju.

Nie zmienia to faktu, że musimy się starać, aby był on jak najczęstszy. I to nie tylko, gdy chodzi o rodzinę, ale też o kontakt z językiem w każdej formie. Ważne jest odwiedzanie krewnych, jednak duże znaczenie ma na przykład wysyłanie dzieci na obozy letnie, gdzie mają one styczność z rówieśnikami. Oczywiście, korzystne dla poznawania języka i kultury jest też obracanie się w kręgu Polonii czy udział w życiu polskiego Kościoła za granicą.

Naszego języka uczyła Pani nie tylko swoje dzieci, ale też dorosłych Niemców. Kim są ludzie, którzy przychodzą na kursy polskiego?

Zasadniczo możemy mówić o dwóch grupach. Z jednej strony są to osoby z polskimi korzeniami w wieku 60-70 lat, z drugiej osoby, które mają polskich partnerów i próbują pogłębić związek także poprzez znajomość ich języka.

Jak wiadomo, język polski nie jest łatwy do nauki przez obcokrajowców.

Moje obserwacje to potwierdzają. Początkowo kursanci są bardzo chętni do nauki, ale po roku czy dwóch rezygnują z zajęć, gdy okazuje się, że nasz język jest znacznie trudniejszy niż, dajmy na to, angielski.

Pani doświadczenie pedagogiczne jest o tyle ciekawe, że uczy też Pani języka niemieckiego i to szczególną grupę, bo uchodźców.

Praca z uchodźcami to dla mnie nowość. Zajmuję się tym od września ubiegłego roku. Moja grupa to chłopcy w wieku 16-18 lat, którzy dotarli do Niemiec bez rodziców.

Skąd pochodzą?

Głównie z Bliskiego Wschodu. To uchodźcy z Syrii, Iraku, Iranu, Afganistanu, ale też Kurdowie, Etiopczycy, Erytrejczycy czy Pakistańczycy i mieszkańcy Kosowa. Posługują się oni takimi językami jak arabski, farsi, dari, urdu, pasztu, kurdyjski czy albański. Już ta różnorodność pokazuje, że niełatwo jest prowadzić grupę, a dodam, że zazwyczaj uchodźcy nie znają ani języka angielskiego, ani alfabetu łacińskiego, nie mówiąc o zasadach interpunkcji czy używaniu wielkiej litery.

Jak w takim razie porozumiewa się Pani z nimi?

Przyznam, że jest to praca metodą prób i błędów. W zasadzie nieustannie poszukuję sposobów porozumiewania się. Jestem nie tylko nauczycielem, opiekunem, wychowawcą, lecz także powiernikiem tajemnic i przewodnikiem w realiach życia niemieckiego. Zaczynam od wzbudzenia poczucia bezpieczeństwa i zdobycia ich zaufania, a to prowadzi do otwarcia się na język niemiecki. Następnie wprowadzam alfabet łaciński, co wymaga likwidacji ich dotychczasowych nawyków pisania i czytania (zamiast od prawej do lewej, muszą to robić odwrotnie).

Uchodźcy zderzają się z obcym światem, ale i Pani doświadcza inności.

Pracując z młodymi uchodźcami, przyjmuję zawsze postawę otwartości. Pokazuję, że nie tylko jestem ich nauczycielem, ale że sama uczę się ich stylu życia, kultury, języka. Że szanuję i doceniam ich odmienność. Wysyłam do nich komunikat: „Nauczcie mnie waszego świata”. Podam przykład. Podczas sprawdzianu z niemieckiego jednemu z chłopców spadły z kolan koraliki, podniósł je i ucałował. Był to różaniec muzułmański. Na przerwie usiadłam koło niego z moim różańcem i zaczęliśmy je ze sobą porównywać. Szanuję i doceniam ich odmienność.

Chłopcy to zauważają?

Tak, chociaż przełamywanie nieufności wymaga czasu. Na lekcji często muszę tolerować ich niestosowne zachowanie, które, jak sądzę, jest spowodowane traumatycznymi przeżyciami i trudnościami adaptacyjnymi. Moja cierpliwość jest jednak wynagradzana. Obserwuję, jak chłopcy się otwierają - zaczynają się uśmiechać, zadawać pytania, pomagają, chcą współpracować. Dopiero poznanie ich historii pokazuje, jak wiele trudnych doświadczeń mają za sobą.

W jaki sposób to przekazują, skoro dopiero uczą się języka?

Zazwyczaj odbywa się to niewerbalnie. Któregoś razu poprosiłam chłopców, aby narysowali swoją drogę do Niemiec. Pokazali wojnę, przed którą uciekli, góry i lasy, jakie musieli pokonać, przeprawę przez Morze Śródziemne. Także dobrą i złą policję. Ta pierwsza jest na granicy afgańskiej i irańskiej, ta druga w Austrii czy Niemczech. Otrząśnięcie się po tego rodzaju przejściach nie jest łatwe, zwłaszcza że sprawa nie ogranicza się do samej podróży, ale dotyczy też wcześniejszego życia w kraju, gdzie śmierć jest codziennością. Ludzie są napadani, porywani dla okupu. Panuje przemoc, chaos i bieda.

Niemcy to dla nich raj?
W porównaniu z tym, co przeżyli, to na pewno tak. Bywa, że z powodu traumy, jakiej doznali, oglądając zabitych i przedostając się do Niemiec, chłopcy nie śpią po nocach. Potem w ciągu dnia przysypiają na zajęciach. Mają jednak nadzieję, że uda im się zostać w Europie. Dlatego tak chętnie uczą się języka i to również na własną rękę. Korzystając z telefonów komórkowych z internetem, który sami opłacają, mogą na bieżąco tłumaczyć potrzebne im słowa. Warto też zauważyć, że zazwyczaj mają fenomenalną pamięć. Potrafią cytować całe partie Koranu. Cały czas jednak tęsknią za rodzicami, których musieli opuścić, a jedyny kontakt z nimi jest dzięki internetowi.

Rozmawiał Marek Adamkowicz

Bogumiła Baumgartner
- gdańszczanka, absolwentka filologii germańskiej na Uniwersytecie Gdańskim. Od wielu lat mieszka w Ratyzbonie. Uczy w szkołach i na kursach języków polskiego i niemieckiego. W pracy zawodowej i życiu codziennym łączy ze sobą wiedzę z kilku dziedzin nauki: językoznawstwa, pedagogiki, psychologii, socjologii oraz kulturoznawstwa. Autorka książki „Przeżyć dwujęzyczność. Jak wychować dziecko dwujęzycznie?”, będącej poradnikiem dla rodziców pragnących, by ich dzieci były dwujęzyczne. W książce wyjaśnia, w jaki sposób możliwe jest osiągnięcie u dzieci znajomości dwóch języków, z jakimi problemami można się zetknąć i jak je rozwiązać oraz co zrobić, gdy dzieci mówią „nie”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki