Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdańszczanin Oskar Piechota będzie bił się dla UFC. "To spełnienie marzeń"

Tomasz Dębek
Szymon Starnawski /Polska Press
- Już kontrakt z UFC jest spełnieniem marzeń. Ale ja chcę wygrywać i walczyć o najwyższe cele - mówi Oskar Piechota, który wystąpi na gali UFC w Ergo Arenie.

W tym roku został Pan posiadaczem czarnego pasa w brazylijskim jiu-jitsu, mistrzem brytyjskiej organizacji Cage Warriors, podpisał kontrakt z amerykańskim potentatem UFC, a zadebiutuje na gali w rodzinnym Gdańsku. Coś się Panu w tym roku nie udało?
(śmiech) Na razie wszystkie plany są realizowane. Mogę tylko się z tego cieszyć. Mam nadzieję, że ten rok do końca będzie tak owocny jak do tej pory.

Ile znaczy dla Pana dostrzeżenie przez UFC i możliwość debiutu na własnym podwórku?
Już dostanie się do UFC jest po części spełnieniem marzeń każdego zawodnika. Ale dopiero wygrywanie kolejnych pojedynków i walka o najwyższe cele będzie dla mnie realizacją sportowych celów. Bardzo cieszę się z tego, że w debiucie wystąpię przed własną publicznością. Mam nadzieję, że trybuny będą wypełnione do ostatniego miejsca, a doping poniesie mnie do zwycięstwa.

Kibice dużo obiecywali sobie po pierwszej wizycie UFC w Polsce, w kwietniu 2015 r. Komercyjnie i sportowo nie było szału.
Myślę, że gala w Gdańsku będzie większym sukcesem. Choćby ze względu na to, że MMA w Polsce w tym czasie trochę się rozwinęło. Coraz więcej osób interesuje się naszym sportem. Widać było to choćby po niedawnej gali KSW, która wypełniła PGE Narodowy. Mam nadzieję, że odbiór gali w Ergo Arenie będzie pozytywny. I przyjdą tam osoby, które będą chciały obejrzeć typowo sportowe wydarzenie, bez żadnych freak fightów. Moim zdaniem to się sprzeda.

Kiedy dostał Pan pierwszy sygnał, że może dołączyć do UFC?
UFC zawsze było moim celem. Nigdy nie ukrywałem, że zawsze zawieszam sobie poprzeczkę wysoko. Pamiętam, że jeszcze przed moją kontuzją kolana [Piechota zerwał więzadła krzyżowe jesienią 2015 r. - red.] były jakieś rozmowy. Miałem stoczyć jeszcze jedną walkę z rywalem, którego UFC by zaakceptowało, i wtedy podpisać kontrakt. Ale ze względu na operację trochę przeciągnęło się to w czasie. Wróciłem na gali Spartan Fight, ale tam przed walką kilka razy zmieniano mi rywala i nawet po zwycięstwie UFC chyba nie było do końca przekonane. Wyszła więc inicjatywa występu na gali Cage Warriors w Anglii. Wstępnie wiedziałem, że jeśli pójdzie mi tam dobrze, będę blisko UFC. Mój menedżer Paweł Kowalik cały czas nad tym czuwał. Po zwycięstwie i zdobyciu pasa Cage Warriors spodziewałem się, że następną walkę stoczę już dla UFC. Ale aż do podpisania kontraktu nie było stuprocentowej pewności.

Angielska organizacja to doskonała trampolina do UFC?
Tak. Cage Warriors jest poniekąd powiązane z UFC. Choćby ze względu na to, że ich gale są transmitowane na platformie UFC Fight Pass. Można też zauważyć, że pasy CW bardzo często są wakowane - właśnie ze względu na to, że mistrzowie szybko trafiają do UFC. Tak było też w moim przypadku. Matchmakerzy UFC uważnie śledzą gale angielskiej organizacji. Jest ona na rynku już bardzo długo. Ma fajnych, młodych zawodników, ale też bardziej doświadczonych. Wszystko jest bardzo profesjonalnie zorganizowane. To trampolina do występów w UFC. Fajnie, że mnie też udało się na niej wybić.

Co stało się z Pana mistrzowskim pasem?
Niestety, powrócił do Anglii. Miałem taki zapis w kontrakcie. Wiedziałem o tym, że jeśli nie oddam pasa, to nie podpiszę kontraktu z UFC. Musiałem więc go poświęcić. Ale Paweł obiecał, że załatwi mi jakąś replikę. Nie trzymam medali i pucharów po to, by się nimi chwalić. Dla mnie to konkretna pamiątka. Patrząc na dane trofeum, przypominam sobie, kiedy je zdobyłem, z kim walczyłem, w jaki sposób wygrałem.

Nokaut, dzięki któremu zdobył Pan pas, obiegł prawie wszystkie portale internetowe, nie tylko zajmujące się na co dzień MMA.
Siłą rzeczy, kiedy kończy się walkę przed czasem, a do tego efektownie, ludzie to obejrzą. Pojedynek trwający kilkadziesiąt sekund i kończący się KO jest dla internauty dużo bardziej atrakcyjny niż trwający pięć razy po pięć minut. Wiem to po sobie, mnie też często dłuży się oglądanie walk na pełnym dystansie - chyba że to prawdziwe wojny i cały czas coś się dzieje. Tym bardziej cieszę się, że tyle osób obejrzało mój nokaut na Jasonie Radcliffie. Takie zainteresowanie to spora reklama dla mnie i dla Cage Warriors.

W Ergo Arenie zmierzy się Pan z Jonathanem Wilsonem. Czego możemy się po nim spodziewać?
Nie mam w zwyczaju wertować walk mojego przeciwnika. Zawsze zostawiam to przede wszystkim trenerom. Oni układają gameplan pod rywala, a moim zadaniem jest go zrealizować. Ja zwykle oglądam kilka walk, żeby mieć ogólne wyobrażenie o zawodniku, z którym się mierzę. Jak się porusza, zachowuje w klatce i tak dalej.

Amerykanin przegrał dwie ostatnie walki w UFC. Kolejna może się skończyć dla niego zwolnieniem z organizacji.
Na pewno będzie bardzo zmotywowany. Da z siebie sto procent i będzie chciał wygrać za wszelką cenę. Cieszy mnie to, bo moje podejście będzie identyczne. Liczę na to, że damy fajną walkę na wysokim poziomie.

Jan Błachowicz: Clarke nie podejmie ze mną walki w stójce

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki