Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdańskie ofiary pożaru nadal czekają na pomoc

Kamila Grzenkowska
Michał Zmyślony uratował z pożaru obraz Świętej Rodziny
Michał Zmyślony uratował z pożaru obraz Świętej Rodziny Grzegorz Mehring
Trafili do hotelu socjalnego w gdańskiej dzielnicy Nowy Port, bo stracili wszystko w pożarze. Trzy rodziny i kilku samotnych mężczyzn od kilku dni śledzą w mediach informacje o tragedii w Kamieniu Pomorskim i czują żal.

O ich tragedii nie było tak głośno. Ich dom na gdańskich Stogach spłonął doszczętnie, ale na szczęście nikt nie zginął. Dostali pomoc z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej - niektórzy 500, niektórzy tysiąc zł. Tymczasem w Kamieniu Pomorskim pogorzelcy dostali... 10 tys. zł. Gdańszczanie czują się pozostawieni ze swoim problemem "sami sobie".

- Rozumiem, że tamci przeżyli tragedię, że stracili bliskich. Ale uważam, że to niesprawiedliwe. Im pomaga cała Polska, a my dostaliśmy standardową zapomogę - żali się Dorota Kierzkowska, która mieszka teraz w hotelu socjalnym. Pogorzelcy uważają, że gdyby media nie zrobiły takiego szumu wokół tej sprawy, to mieszkańcy hotelowca, który spłonął w święta, pewnie też dostaliby tylko kilkusetzłotowe zapomogi i kilka podstawowych rzeczy.

- Straciłem wszystko w pożarze. Wybiegłem z palącego się mieszkania w spodniach i bluzie i tylko tyle mi zostało. Dostałem pokój, w którym śmierdzi moczem, i kilka ciuchów, pewnie używanych. Do tego 500 złotych jednorazowej zapomogi i nic poza tym - mówi Adam Skibicki, który również trafił do budynku socjalnego w Nowym Porcie. - Ja zdążyłem zabrać z mieszkania obraz ze Świętą Rodziną i trochę ubrań. Teraz jestem zdany na łaskę pomocy społecznej - dodaje Michał Zmyślony.

W nowym miejscu nie czują się jednak bezpiecznie. Hotel socjalny przy ul. Wyzwolenia 48 w Nowym Porcie jest w złym stanie. Po nagłośnieniu tragedii i "pospolitym ruszeniu" inspektorów nadzoru budowlanego ze strażakami sprawdzono m.in. stan tego budynku.
Okazało się, że do remontu kwalifikuje się instalacja elektryczna, gazowa, a nawet kanalizacja - słowem, jest tam niebezpiecznie. Gdańscy pogorzelcy mieszkają na trzecim piętrze, mają wspólną kuchnię i łazienkę. - Proszę zobaczyć naszą kuchenkę elektryczną - wskazuje Adam Skibicki i przekręca kurki.

Wszystkie swobodnie obracają się we wszystkie strony. Kuchenki podłączone są do prądu, ale w wyjątkowo dziwny sposób. Jest jeden włącznik, który jeśli się go przekręci, uruchamia jednocześnie wszystkie cztery palniki. - Już kiedyś ktoś się zapomniał i zamknął kuchenkę pokrywą - opowiada pani Maria, która przyszła wstawić wodę. Obok trzech kuchenek znajduje się okno z długą firanką.
- Nie chciałabym przebywać w kuchni, kiedy zapali się olej na którejś z kuchenek - dodaje pani Dorota.
Wąż pożarny i gaśnica, które znajdują się na korytarzu, są zamknięte na kłódkę. Silny mężczyzna może będzie w staniu wybić szybę, która chroni ten sprzęt, ale kobiety, które tam mieszkają - z pewnością nie. Władze miasta przyznają, że w tym hotelowcu nie powinni przebywać ludzie.
- To nie jest najbezpieczniejsze miejsce. Mamy tego świadomość - przyznaje Michał Piotrowski z biura prasowego Urzędu Miejskiego w Gdańsku. - Dlatego tam umieszczane są osoby tymczasowo. Poza tym planujemy wyremontować ten budynek. Już ogłoszono przetarg.

Gdańscy urzędnicy zamierzają wyprowadzić stamtąd mieszkańców do końca kwietnia, aby zwolnić budynek do remontu. Obiecują jednak, że zapewnią pogorzelcom schronienie w innym miejscu.
- Innej pomocy nie przewidujemy dla tych ludzi. W dotychczasowym budynku (który spłonął) przebywali nielegalnie [takie przypadki, niestety, się zdarzają w naszym mieście - red.], bez tytułu prawnego - tłumaczy Piotrowski. - Miejski Ośrodek Pomocy Społecznej zajął się ofiarami pożaru zaraz po tragedii. Pracownicy nie rozumieją jednak żalu gdańszczan.

- Nie porównujmy sytuacji tych mieszkańców z osobami, które straciły wszystko w Kamieniu Pomorskim - ripostuje Sylwia Ressel, rzecznik gdańskiego MOPS. - Oni stracili tam bliskich, widzieli, jak giną ich sąsiedzi. Tamci ludzie przeżyli wielką traumę, z której muszą teraz wyjść. Tam rząd zapewnił im pomoc, do tego włączył się Caritas. Wsparcie płynie do nich z całej Polski. Gdański MOPS nie ma takich środków, żeby płacić wszystkim poszkodowanym po 10 tysięcy złotych. Zapewniliśmy im dach nad głową i zapomogę. To mało?

Pogorzelcy czekają na lokum

Dwie rodziny straciły dach nad głową w wyniku pożaru starego budynku mieszkalnego w Domatowie, gmina Puck. Budynek, w którym mieszkało siedem osób, spłonął niemal doszczętnie. Jedna z rodzin straciła dosłownie wszystko. - Na pewno udzielimy zasiłków pogorzelcom, prowadzona jest już zbiórka sprzętu domowego - mówi wójt Tadeusz Puszkarczuk.

Pogorzelcy znaleźli na razie zakwaterowanie u krewnych.
- Szukamy dla nich mieszkania - zapewnia Iwona Rumanowska, szefowa gminnej opieki społecznej. - Jeśli będzie taka konieczność, to gmina wynajmie kwaterę dla tych ludzi, którzy stracili dorobek całego życia. Do podpalenia przyznał się jeden z lokatorów. Jak sam przyznał, ma zaburzenia psychiczne. Trafił już do szpitala na Srebrzysku.

1000 zł taką zapomogę otrzymali gdańscy pogorzelcy, którzy stracili dobytek życia

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki