Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gdańsk:"Don Żuan. Wielkie pranie, czyli komedia z wojny" w Domu Zarazy

Grażyna Antoniewicz
Scena ze spektaklu
Scena ze spektaklu materiały prasowe
Dom Zarazy. Zabytkowy budynek na krańcach Oliwy, jeden z najstarszych w tej części Gdańska. Stare mury tętnią życiem. Jest literacka kawiarnia, jest skromna, teatralna scena. Tutaj na spotkaniach poetyckich mieszkańcy recytują wiersze ulubionych poetów.

Tutaj odbywają się pokazy filmów archiwalnych, wernisaże, happeningi. Na wszystkich imprezach tłumy. Właśnie miała tu miejsce premiera Teatru z Polski 6. To monodram Ryszarda Jaśniewicza "Don Żuan. Wielkie pranie, czyli komedia z wojny". Na scenie powiewają kolorowe prześcieradła i poszwy. Zza kulis głos oznajmia: "Bardzo przepraszam, ale muszę sprostować. Padłem - to fakt, nie ma mnie, ale nie zawracajmy sobie głowy nieszczęściami. Myślmy wyłącznie o tym, co przynosi rozkosz, a rozkosz to życie...".

Tak zaczyna się zwariowana opowieść o chłopcu w niebieskiej czapeczce. Opowieść pełna zadziwiających historii, które... być może kiedyś się zdarzyły. Jak zapewnia aktor i autor (w jednej osobie) rzeczywiście istniał pan Szpilka, który kłaniał się portretowi Stalina. (Ponoć na premierze pojawił się na widowni nawet jego wnuk...).

Ale to wyobraźnia Jaśniewicza stworzyła brygadę kłaniaczy, to w jego wyobraźni koza ciągnie czołg. Karkołomne zadanie zagrać chłopca tak, abyśmy zapomnieli, że w jego postać wcielił się dojrzały mężczyzna. Jaśniewiczowi udało się to wyśmienicie. Trudno to przedstawienie dzielić na poszczególne obrazy, wyławiając to, co najlepsze. Najbardziej zostają w pamięci sceny, gdy bohater opowieści maszeruje: łopoce na wietrze pionierska chusta, pobrzękują medale na piersi malca, a za nim suną bohaterowie dzieciństwa i historii.

Akcja toczy się w szalonym tempie, nie wiemy, co za chwilę się wydarzy. Wszystko tu jest celowe i ma głęboki sens. Jest śmiesznie, ale historie, o których autor opowiada, balansują na granicy dramatu. Jak ta, gdy "wyzwoliciele" wpraszają się na kolację do mamy chłopca, na szczęście znów pomaga "niebieska czapeczka". Jaśniewicz jest współczesny w środkach wyrazu, ujmuje naturalnością i prawdziwie łotrzykowskim wdziękiem. Przerywnikami akcji jest teatr rąk, niezwykle rzadko spotykana forma sztuki teatralnej. To dłońmi aktor pokazuje, jak przetacza się nawałnica dziejowa. Ruchy bywają raz ostre i szybkie, to znów delikatne, płynne. Język gestów jest prosty, ale wyrazisty. Cóż, dawno nie oglądałam tak inteligentnego, pełnego głębokiej mądrości, a zarazem dowcipnego tekstu i tak znakomicie zagranego.

A wszystko to na prostej, wykreowanej czarną tkaniną scenie. Jedynie snop światła odbija na landrynkowym prześcieradle cień aktora, jego każdy gest.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki