Impreza firmowana nazwiskiem i osobą Marcina Kydryńskiego jest koncertową kontynuacją jego audycji radiowej, obchodzącej właśnie dziesięciolecie istnienia. Wietrzny i zimny długi weekend został więc w Gdańsku oprawiony trzydniowym spotkaniem z muzyką, zainspirowaną brzmieniami etno.
Niby nic nowego, w Trójmieście jest już kilka imprez, przedstawiających muzykę etniczną i folkową.
Jednak Siesta nie stanowi bezpośredniej konkurencji ani dla gdyńskiej Globaltiki, ani gdańskiego Festiwalu Folkloru Ludów Północy, nie mówiąc już o mniejszych festiwalach i przeglądach. Siesta Festival, co nie dziwi zresztą, przypomina swój radiowy odpowiednik - przedstawia muzykę pochodzącą z dalekiego świata, ale za zadanie ma nie tylko zaznajamianie z geograficzną egzotyką, interesującymi z racji na swoją odmienność od zachodniej tradycji muzycznej kulturami, ale - i to na pierwszym miejscu - dostarczanie godziwej rozrywki, wprawianie w relaksowy, siestowy nastrój. I to zadanie udało się przeprowadzić Kydryńskiemu i jego współpracownikom z wielką precyzją.
Główną salą festiwalu była Polska Filharmonia Bałtycka, lepszego wyboru nie można było dokonać. Dość dogodne położenie, świetna akustyka, odpowiednia pojemność i, dodatkowo, choć nie bez znaczenia, lekka aura snobizmu, przyciągają na SF właśnie takich ludzi, jakich organizatorzy imprez muzycznych lubią najbardziej - statecznych, względnie zamożnych, kierujących się w swoich wyborach dobrą marką. Marka, czyli Kydryński, stanęła na wysokości zadania - każdy z trzech głównych koncertów przedstawiał jedną wokalistkę reprezentującą inną kulturę muzyczną. W piątek była to Suad Massi z Algierii, w sobotę Sara Tavares z Portugalii, ale wywodząca się z Wysp Zielonego Przylądka, a w finałową niedzielę polska gwiazda Anna Maria Jopek.
Wszystkie mieściły się w siestowym kanonie, ale różniły się na tyle, że każdy z koncertów uzupełniał się z pozostałymi, tworząc z nimi spójną, zgrabną całość. Każdy z nich również przypadł do gustu słuchaczom - gitarowe ballady Massi, wzbogacone arabsko-afrykańską rytmiką, doskonale wykonana, mocno inspirowana brzmieniami afrykańskimi i brazylijskimi z dodatkiem soulu i jazzu muzyka Tavares oraz ujazzowiony polski folkor Jopek, okraszony udziałem znakomitych solistów - miały własny charakter i zdecydowanie mogły się podobać. Każdy koncert miał swoje porywające momenty, a dwa ostatnie skończyły się owacją na stojąco.
Jeśli dodać jeszcze imprezy towarzyszące - wystawę podróżniczej fotografii Kydryńskiego, dwa wieczory fado w wykonaniu Pedro Moutinho, i kończący cały festiwal porywający koncert angolańsko-portugalskiego muzyka Yamiego, daje to naprawdę masę wrażeń.
Przypuszczam, że ten festiwal zakończyłby się sukcesem, gdyby miał miejsce także w którymkolwiek z pozostałych miast kandydatów na ESK 2016. Bardzo dobrze jednak, że odbył się właśnie w Gdańsku, mieście, które od wieków miało kosmopolityczny i przyjazny przybyszom i gościom charakter. Tego ducha warto wskrzeszać i pielęgnować z pożytkiem nie tylko dla kultury muzycznej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?