Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Film o Arkadiuszu Rybickim. Oddaliśmy głos Aramowi. To on sam opisuje swoje życie

Barbara Szczepuła
Małgorzata Rybicka: Byliśmy małżeństwem przez 34 lata. Na zdjęciu z mężem Aramem.
Małgorzata Rybicka: Byliśmy małżeństwem przez 34 lata. Na zdjęciu z mężem Aramem. Archiwum rodzinne
Z Maciejem Grzywaczewskim, producentem filmu "Aram" o Arkadiuszu Rybickim - rozmawia Barbara Szczepuła.

Jak powstawał film?
Założyliśmy, że zrobią go ludzie, którzy znali Arama. Poprosiliśmy Krzysztofa Talczewskiego, z którym się przyjaźnimy, by napisał scenariusz i zajął się reżyserią.

My, to znaczy jego żona Małgosia, siostra Bożena i mąż Bożeny, producent filmowy Maciej Grzywaczewski?
Nie jest to rodzinne przedsięwzięcie, ale oczywiście naradzaliśmy się wspólnie. Dodałbym jeszcze Mirka, brata Arama. Zdjęcia fabularyzowane były kręcone oczywiście w Gdańsku. Zaangażowaliśmy pracowników Profilmu, z którymi Aram swego czasu pracował, bo przypomnijmy: był w latach dziewięćdziesiątych dyrektorem programowym Agencji Filmowej Profilm w Gdańsku. Zdjęcia robili: Sławek Pultyn, Adam Montrezor i Piotr Podgórski, była z nami także znakomita charakteryzatorka i specjalistka od wizażu Ala Lewicka, która współpracowała z Aramem przy programie telewizyjnym "Od przedszkola do Opola", produkowanym przez Profilm. Krzysiek Talczewski nie jest z Gdańska, ale z Łodzi, Krakowa i Paryża. Zaczął robić filmy, mieszkając we Francji, a potem był szefem redakcji filmu dokumentalnego Telewizji Polskiej. Znał Arama jeszcze z kontaktów z Profilmem. Przez nas właśnie, bo się z Krzysztofem przyjaźnimy, go poznał. Polubili się i potrafili wieść długie rozmowy, także o polityce, która ich obu interesowała.

Narratorem filmu jest Aram, czy więc scenariusz oparto na jakimś pamiętniku, który zostawił?
Scenariusz oparty jest w dużej mierze na notacjach filmowych i na rozmowach z żoną Arama Małgosią, z jego siostrami i braćmi oraz z przyjaciółmi. Miał ich wielu, od Olka Halla i Grzesia Grzelaka poczynając. Film jest wizją Krzysztofa Talczewskiego. Pokazuje Polskę od lat pięćdziesiątych do roku 2010 jakby oczami samego Arama.

"Urodziłem się w Gdyni kilka tygodni przed śmiercią Józefa Stalina, 12 stycznia 1953 roku" - tak zaczyna się film.

Chcieliśmy zrobić dokument bez "gadających głów". Swoje poprzednie filmy Krzysztof opierał na narracji lektorskiej, mało korzystał z tak zwanych setek, a więc wywiadów na wizji. Opowieść była głównie z offu. W tym filmie poszedł dalej - Aram opisuje sam swoje życie. Od urodzenia do decyzji o podróży do Katynia z prezydentem Kaczyńskim na rocznicowe obchody. Przyjęcie tej niełatwej konwencji dało moim zdaniem dobry efekt.

W filmie jest dużo zdjęć z archiwum rodzinnego i dotyczących działalności opozycyjnej i politycznej Arama, ale są też epizody fabularyzowane. Grają młodzi ludzie, a Arama gra jego bratanek Piotr, syn Magdy i Mirka Rybickich.
Oprócz Piotra, który gra Arama, swojego ojca Mirka gra w filmie Janek Rybicki.

A kto gra Małgosię, żonę Arama?

Dziewczyna wybrana z castingu. W jej typie.

Rzeczywiście podobna.

Dodam jeszcze, że małego Arama znakomicie zagrał Michał Cysewski. To rola prawie oscarowa (śmiech). Jego mama Katarzyna Cysewska, też zagrała w kilku scenach.

Jak wypadł Piotr w roli Arama?

To był oczywisty wybór, bo Piotrek jest bardzo podobny do młodego Arama. Delikatna uroda, kręcone włosy. Spisał się doskonale. Studiował wtedy w Londynie, ale chętnie przyjeżdżał, bo bardzo mu zależało, by tę rolę zagrać. Dla niego był to zaszczyt, bo wuj Aram cieszył się w całej rodzinie autorytetem, więc wszyscy byli poruszeni. Nie jest to jednak rodzina typu włoskiego, a Aram nie był capo di tutti capi...

Ale rodzina trochę włoską jednak przypomina. Ośmioro dzieci to w Polsce wyjątek, a ponadto rodzeństwo jest z sobą bardzo zżyte.
Aram był niewątpliwie autorytetem, zwracano się do niego po radę i opinię, a w dodatku miał najlepszą bazę informacyjną, bo skrupulatnie zbierał wszystkie adresy i numery telefonów.

Sama kilka razy z tego korzystałam.

No, właśnie. Miał też dużą wiedzę i liczne kontakty, więc gdy się chciało coś załatwić, szło się do niego jak w dym.

Chętnie grał w piłkę, ale czy z młodymi też grywał?
Chyba nie, jego drużyna była raczej zamknięta.

Elitarna: z jednej strony liberałowie, z drugiej konserwatyści.

Początkowo tak było rzeczywiście, potem się wymieszało, ale jednak nie zdarzało się, by ktoś, ot tak, przyszedł i zagrał. Zawsze było więcej chętnych, niż mogło wziąć udział w meczu.

Mówił pieszczotliwie, że gra w "piłeczkę", jak się dowiedziałam z filmu.
Do piłki miał stosunek emocjonalny, ale w polityce był racjonalistą. Niewątpliwie zrobił karierę, był wiceministrem kultury w rządzie Jerzego Buzka, potem przez dwie kadencje zasiadał w Sejmie, więc w piłkę grał coraz rzadziej. Ta kariera budowała jego autorytet w oczach młodych członków rodziny.

Jakie jest przesłanie filmu?

Najważniejsze pojawia się w końcowych scenach, gdy mały Aram grany właśnie przez Michała Cysewskiego czyta swoje szkolne wypracowanie o tym, że umiemy być wojennymi herosami, ale nie potrafimy być bohaterami pokoju. On sam zawsze chciał być takim właśnie bohaterem. Mamy więc przesłanie patriotyczne, ale jest to patriotyzm optymistyczny i pozytywistyczny: nie oddaję życia za ojczyznę, ale dla niej pracuję. Być może uda nam się wprowadzić ten film do kin w tym samym czasie, co film Komasy o powstaniu warszawskim "Miasto 44". Nie porównujemy się, bo to wielka produkcja, świetny film zresztą...

Nie widziałam go jeszcze, ale wielkie wrażenie zrobił na mnie film "Powstanie Warszawskie" zmontowany z powstańczych kronik.
"Miasto 44" jest znakomitym filmem dla nastoletniego widza.

A dla kogo jest film "Aram"?

Staraliśmy się, by nie był to film skomplikowany, zatem epoka, w której żył, czyli w dużej części historia PRL, jest skrótowo opisywana archiwalnymi kronikami, natomiast samego Arama chcieliśmy pokazać jako chłopca, potem młodego mężczyznę, zwykłego i niezwykłego zarazem. Z jednej strony hipis uwielbiający Doorsów i Jimiego Hendriksa, w okularach "lenonkach", które sam sobie dla szpanu zrobił z drutu, chodzący we własnoręcznie uszytych dżinsach, zakochany w Małgosi, grający nałogowo w piłkę - z drugiej licealista wzywający robotników do walki o niepodległość w grudniu 1970, chłopak piszący na murach "Katyń - nie zapomnimy", biorący udział w manifestacjach rocznicowych 3 Maja pod pomnikiem Sobieskiego w Gdańsku, opozycjonista z tysiącami pomysłów, niezmiernie aktywny w ich realizacji. Delikatny i wrażliwy w relacjach międzyludzkich, twardy i bezkompromisowy w stosunku do władzy komunistycznej. Wydaje mi się, że taka postać może zainteresować dzisiejszych młodych ludzi. Jest to film nie tylko o Aramie, ale o grupie przyjaciół, którzy działali i - jakbyśmy dziś powiedzieli - imprezowali razem. Wydaje mi się, że Aram był z nich najbardziej radykalny.

Ale potem był politykiem kompromisowym.
Umiał dostosować się do okoliczności i do czasów, w których przyszło mu działać. Gdy tego wymagała sytuacja, rzucał wydmuszkami z farbą, malował hasła na murach i rozrzucał ulotki, ale jako działacz Solidarności nie należał do jastrzębi, wskazywał na konieczność porozumienia się i budowania. Gdy już wywalczyliśmy wolną Polskę, uznał, że należy postępować racjonalnie, bez zbędnych emocji. Działał pro publico bono, z odwagą, poświęceniem, ale i z rozwagą, zgodnie z naszą gdańską dewizą: nec temere, nec timide.
Wcześniej - co także znalazło się w filmie - bywało różnie. To trochę szczęśliwy przypadek, że Młodpolacy spotkali ojca Ludwika Wiśniewskiego, który ich odpowiednio ukierunkował. Zamiast wysadzać pomnik żołnierzy radzieckich, robili rzeczy bardziej sensowne. Struktura poligraficzna, jaką stworzyli, była nadzwyczajna, działała latami bez żadnej wpadki.

To dzieło Mirka Rybickiego.
Mirka, Sławka Sobola i Leszka Jankowskiego.

W ostatnich latach życia Aram walczył o stoczniowe dźwigi. Pojawiają się też w filmie.
To była jego pasja. Pod koniec filmu Aram apeluje, by ktoś się tymi dźwigami zajął, prosi, by zrobiło to Europejskie Centrum Solidarności. Sądzę, że ECS musi znaleźć sposób utrzymania tych stoczniowych dźwigów. Jeśli tak się stanie, testament Arama dotyczący tej sprawy zostanie wypełniony.

Katastrofy smoleńskiej w filmie nie pokazujecie.
Na końcu filmu pojawia się napis informujący, że Arkadiusz Rybicki zginął w tej katastrofie lotniczej. Aram bardzo cieszył się, że jedzie na obchody do Katynia. Jako licealista pisał przecież na murach hasło "Katyń - nie zapomnimy".

[email protected]

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki