Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Falstart na PGE Arenie. Słaba Lechia przegrała z Cracovią [ZDJĘCIA]

Paweł Stankiewicz
Karolina Misztal/Polska Press/Dziennik Bałtycki
Lechia zaczęła nowy sezon ekstraklasy od falstartu. Przegrała na PGE Arenie z Cracovią 0:1 (0:1) i to po bardzo słabej grze. To druga porażka biało-zielonych na własnym stadionie odkąd trenerem został Jerzy Brzęczek, bo w poprzednim sezonie trzy punkty z Gdańska wywiózł jedynie Lech Poznań.

Największym problemem Lechii na starcie sezonu był brak klasowego napastnika, który zapewniłby drużynie gole dające punkty. Odszedł Kevin Friesenbichler, a w zawieszeniu jest Antonio Colak, który wychodzi na zajęcia z biało-zielonymi, ale trenuje indywidualnie i są coraz mniejsze szanse na to, że zostanie w Gdańsku. Kilka godzin przed meczem podpisany został kontrakt z Grzegorzem Kuświkiem, który w poprzednim sezonie strzelił 14 goli dla Ruchu Chorzów, ale jego występ z Cracovią nie wchodził w grę. Zagrał zatem Adam Buksa i pokazał, że dla obrońców w ekstraklasie nie jest żadnych postrachem.

Ten mecz inauguracyjny był fatalny w wykonaniu podopiecznych trenera Jerzego Brzęczka. W poprzednim sezonie Lechii można było zarzucić, że grała nierówno, bo jedną połowę dobrze, a drugą źle. W spotkaniu z Cracovią przez 90 minut prezentowała się beznadziejnie. Goście byli zespołem lepiej poukładanym, a każdy z zawodników doskonale wiedział, co ma robić na boisku. Tymczasem akcje ofensywne biało-zielonych był chaotyczne i bez pomysłu. Obrona Cracovii nie miała większych problemów z rozbijaniem tych ataków. Co z tego, że gdańszczanie znacznie dłużej utrzymywali się przy piłce skoro absolutnie nic z tego nie wynikało. W pierwszej połowie jedyne zagrożenie dla bramki gości było po strzale głową Sebastiana Mili, a to zdecydowanie za mało.

Cracovia była za to zdecydowanie groźniejsza ze stałych fragmentów gry, bo dobrymi zagraniami popisywał się Mateusz Cetnarski. I tak było też w 26 minucie spotkania kiedy po dośrodkowaniu z rogu właśnie Centnarskiego i przedłużeniu przez Denissa Rakelsa, także głową piłkę do siatki wpakował Piotr Polczak.

W drugiej połowie Lechia nieporadnie próbowała odwrócić losy spotkania, ale praktycznie nie zgaroziła bramce strzeżonej przez Krzysztofa Pilarza z wyjątkiem strzału Adama Buksy. A Cracovia zadowolona z jednej bramki przewagi nawet nie kwapiła się do wyprowadzania kontr tylko skupiała się na obronie dostępu do własnej bramki i czyniła to skutecznie. Mogły dziwić też decyzje kadrowe, bo trener Jerzy Brzęczek na ławce rezerwowych miał aż trzech graczy defensywnych. I kiedy trzeba było gonić wynik, a z boiska musiał zejść Buksa, to wszedł do gry Nikola Leković, nominalny lewy obrońca. To pokazuje brak zaufania do Bartłomieja Pawłowskiego, Donatasa Kazlauskasa i Lukasa Haraslina. Jeszcze w samej końcówce spotkania okazję na uratowanie choćby jednego punktu miał Maciej Makuszewski, ale obrońca Cracovii wybił mu piłkę w ostatnim momencie. Sędzia tego nie zauważył i nie przyznał gospodarzom rzutu wolnego. Do końca Lechia nie była w stanie zaskoczyć defensywy rywali i strzelić wyrównującego gola, więc nie dziwiły gwizdy kibiców pod adresem piłkarzy gdańskiego zespołu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki