Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Eric Prodon i polski debel najlepsi w Sopocie

Piotr Wiśniewski
Triumfator Eric Prodon
Triumfator Eric Prodon Tomasz Bołt
W Sopocie zakończył się turniej tenisowy, na który wielu kibiców czekało.

Wielki tenis wraca do Sopotu - takie hasło przyświecało turniejowi jeszcze przed jego rozpoczęciem.
Organizatorzy poczynili wielkie starania, aby tak było. Na starcie zabrakło wielkich tenisistów, ale polscy kibice nie mogli narzekać. Na kortach pojawił się debel Mariusz Fyrstenberg - Marcin Matkowski, którzy nad morze przyjechali z zamiarem wygrania. Chcieli w końcu odbudować formę. Ostatnie miesiące nie były bowiem w ich wykonaniu najlepsze. Swój plan zrealizowali, choć finałowi rywale zawiesili im wysoko poprzeczkę. Polacy triumfowali w dwóch setach 7:5 i 7:6 (7-2).

Trzeba jednak przyznać, że drogę do finału nasi reprezentanci mieli ułatwioną. A zajęła im ona tylko 100 minut! W pierwszej rundzie mieli się zmierzyć z hiszpańskim deblem, ale w wyniku kontuzji jednego z rywali przyszło im grać z Polakami Mateuszem Szmigielem i Mikołajem Szmyrgałą. Kolejną przeszkodą byli pogromcy Michała Przysiężnego oraz Jerzego Janowicza - Australijczycy Rameez Junaid - Sadik Kadir, których Polacy łatwo odprawili, natomiast z walki o finał (również z powodu kontuzji) wycofali się Czesi.

- Ta wygrana bardzo nas cieszy - mówili polscy tenisiści. - Sopot zawsze dobrze wspominamy. Tutaj odnosiliśmy zwycięstwa, możemy też liczyć na wspaniałą atmosferę na trybunach i ciepłe przyjęcie kibiców. Zwycięstwo to dobry prognostyk na przyszłość. Wygrywając w Sopocie, przeważnie osiągaliśmy dobre wyniki w kolejnych turniejach - dodał najlepszy polski debel.
Francuzi, finałowi rywale Polaków, sprawili naszemu deblowi wiele problemów. Ich postawę Fyrstenberg i Matkowski bardzo chwalili.

- Bardzo pozytywnie nas zaskoczyli, a zwłaszcza Stephane Robert, który świetnie returnował. Nie wygrywaliśmy z łatwością gemów serwisowych, szczególnie tych, w których podawał Mariusz. Graliśmy dłużej niż powinniśmy. Najważniejsze jednak, że udało nam się wygrać.
Finał, jak przystało na najważniejszy pojedynek, rozegrany był przy sztucznym świetle, co tylko nadało kolorytu całemu spotkaniu. - Gra przy sztucznym oświetleniu jest specyficzna - przyznali polscy debliści. - Można do tego przywyknąć. Tutaj często rozgrywaliśmy mecze po zmierzchu. Co dalej? Wylatujemy do Hamburga, następnie czeka nas podróż za ocean i turniej w Waszyngtonie na twardej nawierzchni.
Niezwykle szczęśliwy i uśmiechnięty opuszczał kort w niedzielne popołudnie Eric Prodon. Francuz wygrał rywalizację singlistów. Zwycięstwo to przyszło mu nadspodziewanie łatwo.

Mecz z Nikolą Ciriciem trwał zaledwie 51 minut. Prodon triumfował w setach 6:1 i 6:3. Kibice oczekiwali większych emocji, wszak rewelacyjny Cirić spisywał się świetnie. Odprawił z kwitkiem turniejową "jedynkę", a w półfinale stoczył zacięty bój z Markiem Gicquelem. Dla niego był to pierwszy finał w karierze. Decydujący bój to już jednak pojedynek jednego aktora, który odebrał słuszne gratulacje za zwycięstwo.

- Spodziewałem się, że mecz potrwa dłużej niż dwa sety - komentował Prodon. - Wpływ na grę mojego rywala miał wiejący wiatr. Ponadto Cirić sprawił wrażenie zestresowanego stawką meczu. Nikola dysponuje mocnym podaniem, tymczasem pierwszego seta oddał mi za darmo. W drugiej partii postanowiłem nie zmieniać swojej gry. Zdobyłem punkt wolejem, co było decydujące, później grałem z większą regularnością i przede wszystkim postawiłem na mocną zagrywkę.
Eric Prodon wyjechał z Sopotu bogatszy o 18 tys. euro i 125 punktów do rankingu ATP. Cirić zainkasował 75 rankingowych "oczek" i czek o wartości 10 600 euro.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki