Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dwa stulecia historii Gdańska w powieści "Skazy" Izabeli Żukowskiej [RECENZJA]

Jarosław Zalesiński
XIX wiek i pierwsza połowa XX wieku to w literaturze o Gdańsku słabo opisany rozdział
XIX wiek i pierwsza połowa XX wieku to w literaturze o Gdańsku słabo opisany rozdział materiały TPG
Funkcjonuje w teorii literatury określenie "powieść szkatułkowa" - tak nazywa się kunsztownie zbudowane opowieści, w których jedna historia umieszczana jest w drugiej, jak szkatułka w szkatułce. Dla powieści Izabeli Żukowskiej należałoby chyba wprowadzić określenie "powieść fiszkowa". W takiej powieści postacie i historie pojawiają się tak jak fiszki, żółte karteczki, przyklejane jedna obok drugiej.

Wiem, jestem trochę złośliwy, ale wyraża się w tym pewne moje rozczarowanie "Skazami", kolejną wydaną przez Izabelę Żukowską powieścią. Towarzysząc wcześniej jej kryminalnej trylogii, od "Teufela", przez "Gotenhafen", po "Nad miastem anioły", z dużą przyjemnością obserwowałem, jak metoda fiszkowa, która odcisnęła się najwidoczniejszym piętnem na powieści "Teufel", z czasem zanikała, coraz więcej miejsca pozostawiając żywej akcji i wiarygodnym charakterom, zwłaszcza komisarza gdańskiej policji Franza Thiedke i gestapowca sturmbannführera Auerbacha.

Komisarz Thiedke pojawia się co prawda także w "Skazach", ale mniej niż epizodycznie. Cała zaś historia to próba stworzenia szerokiego historycznego fresku z dziejów Hollenbachów, kupieckiej gdańskiej rodziny. Szerokość tego fresku może rzeczywiście zaimponować. Obejmuje on dwa stulecia, rozpoczynając się w 1793 roku, a kończąc na 2013. Imponować też może praca, jaką włożyła Żukowska, by na tysiącach - jak się domyślam - fiszek spisać, wynotowywane z encyklopedii, książek i gazet, najważniejsze wydarzenia z tej dwuwiekowej gdańskiej historii. Tyle że...

Fiszki trzeba było powiązać w jakąś opowieść. W poprzednich książkach Żukowska posługiwała się konwencją kryminału, z całkiem dobrym rezultatem. W "Skazach" jest coś i z mieszczańskiej epopei, i z romansowego czytadła, z mezaliansami i miłością od pierwszego spojrzenia, i z ambitnej powieści filozoficznej, która chce dotrzeć do źródeł zła, takiego, jakim był nazizm. Trochę dużo tych grzybów w jednym powieściowym barszczu, przynajmniej jak na mój gust.

Literacko ta najobszerniejsza (blisko 500 stron) powieść Żukowskiej wydaje mi się najmniej udana. Ale ma jedną niezaprzeczalną zaletę: wypełnia w naszej zbiorowej świadomości ten rozdział dziejów Gdańska, prusko-nazistowski, który jest nam najsłabiej znany. Trochę tego było w "Hanemannie" i "Ester" Stefana Chwina, trochę w "Castorpie" i "Śpiewaj ogrody" Pawła Huellego. Ale nigdy tak usystematyzowaną, fiszkową metodą. Na swój sposób uzupełniła ten brak "Encyklopedia gdańska", a na swój - Izabela Żukowska. Za tę pracę jestem jej, mimo wszystko, wdzięczny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki