- Na początek krótki quiz. Co łączy Dorotę Świeniewicz, Eleonorę Dziękiewicz, Magdalenę Śliwę i Paulinę Maj?
- Odpowiedź jest prosta. Grałyśmy w Bielsku-Białej. Każda z nas w innych sezonach. Zdobywałyśmy dla tego klubu złote medale.
- Wszystko się zgadza. Sobotni mecz przeciwko byłemu pracodawcy będzie miał dla Pani wyjątkowe znaczenie?
- Nie, absolutnie. Mogę się wypowiadać tylko za siebie, a dla mnie to jak najbardziej zwyczajne spotkanie. Nie ma podtekstów i dodatkowych emocji.
- Nie wierzę.
- Zawsze u sportowców wytwarza się dodatkowa adrenalina, ale tak dzieje się dopiero tuż przed meczem. Od piątkowego poranka mieszkamy na peryferiach Bielska-Białej. Panuje tu spokój. Temperatura jest dodatnia. Można się wyciszyć. Jestem doświadczoną zawodniczką i nie mam się czym denerwować.
- BKS mocno się zmienił od czasu, kiedy święciła z nim Pani mistrzostwo Polski?
- Oprócz mnie i Leny Dziękiewicz odeszła jeszcze Helena Horka. Doszły z kolei Joanna Frąckowiak i Gabriela Wojtowicz. Skład zmienił się więc nieco, ale to wciąż dobry zespół, który będzie walczył o mistrzostwo Polski i finał Pucharu Polski.
- Zgodzi się Pani, że dotychczasowe ligowe mecze Atomu Trefl to był spacerek?
- Nie zgadzam się. Poziom ligi jest bardzo wyrównany. Nie ma już potencjalnego spadkowicza. A w ostatnim czasie było tak, że jak jechało się do Mielca czy Żukowa, to można było liczyć na pewne punkty.
- Przecież Atom Trefl jest naszpikowany gwiazdami. Skąd zatem ta skromność?
- To wszystko tak dobrze wygląda jedynie na papierze. Przecież tuż przed świętami Bożego Narodzenia wygrałyśmy we Wrocławiu z Gwardią 3:2 i w efekcie straciłyśmy punkt. Z każdym trzeba grać na maksimum możliwości. Nie można sobie pozwolić na chwilę dekoncentracji, bo może się skończyć tak jak we Wrocławiu.
- Rywalki bez kontuzjowanej Anny Werblińskiej (Barańskiej) tracą dużo?
- Ania w minionym sezonie była liderką tego zespołu. Podobnie rzecz się miała w reprezentacji Polski. Dzisiaj na pewno brakuje jej w BKS. Trzeba jednak mieć na uwadze to, że bielszczanki przegrały w lidze tylko jedno spotkanie. Dobrze radzą sobie przy tym w Lidze Mistrzyń.
- To wciąż wczesna faza sezonu, ale wydaje się, że wynik sobotniego meczu będzie miał duże znaczenie psychologiczne.
- Myślę, że nie. Przez ostatnie dwa lata Aluprof dominował w lidze, w sezonie zasadniczym. Tymczasem w sezonie 2008/2009 w końcówce przegrał mistrzostwo Polski. Wygrane mobilizują do jeszcze lepszej pracy. Utwierdzają w tym, że wybiera się dobre ćwiczenia na treningach.
- Ale jeśli wygracie, to będziecie mogły nadal chodzić z podniesioną głową, jako niepokonany zespół.
- Nie jesteśmy jedynym zespołem, jaki jeszcze nie przegrał (Muszynianka - przyp. red.). Mamy do rozegrania jedną zaległą kolejkę ze Stalą Mielec. Nie jesteśmy drużyną, która chodzi z podniesioną głową. Nie zachowujemy się jak gwiazdy. Znamy swoje miejsce w szeregu. Szanujemy każdego przeciwnika i wiemy, co znaczy słowo pokora.
- Niedawny turniej w Bazylei był potrzebny? Wygrałyście tylko jedno z czterech spotkań.
- W lidze nie straciłyśmy spotkania, więc trener chciał zobaczyć, jak zareagujemy na pierwsze porażki. To było przydatne. Trener sprawdził nas pod kątem różnych ustawień. W każdym meczu występowały inne zawodniczki. Myślę więc, że ten turniej zaowocuje w przyszłości.
- Czy to, że Aluprof walczy w tej chwili o wyjście z grupy w Lidze Mistrzyń jest dla Was dodatkową szansą?
- Absolutnie nie. To nie będzie tak, że zespół rywalek będzie rozkojarzony. Takie drużyny są przygotowywane już przed sezonem pod kątem ciężkich okresów, w których gra się z rzędu kilka ważnych meczów. Myślę, że gospodynie będą przygotowane na mecz z nami na 100 procent i wyjdą na parkiety aby wygrać.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?