Mistrzostwa świata w short tracku Rotterdam 2024
Męska sztafeta rywalizująca na 5000 metrów przyznała, że nie był to ich najlepszy bieg. Polacy wytrzymali presję, dojechali do mety za potęgami z Chin i Korei Południowej, a przed Holendrami. Mieli szczęście, a to w sporcie też jest bardzo ważne. Upadek wykluczył bowiem sztafetę gospodarzy mistrzostw świata z realnej walki o podium.
- Po sześciu latach od srebra Natalii Maliszewskiej na 500 metrów, znów mamy podium mistrzostw świata. To ważny dzień dla polskiego short tracku - mówiła po zakończeniu rywalizacji sztafet Urszula Kamińska, trenerka kadry.
Jako pierwszy z polskiej ekipy w niedzielnym, 17 marca 2024 roku, finale A ruszył Diane Sellier. Kilka okrążeń było przejechanych przez wszystkich ostrożnie. Do gry wkroczył Michał Niewiński, później Łukasz Kuczyński i Felix Pigeon (Kanadyjczyk występujący dla Polski). Przez pewien czas nawet dyktowaliśmy tempo na zmianę z Holendrami. Ale później Chińczycy wraz z Koreańczykami wysunęli się na prowadzenie. Holender jechał z tyłu i nagle, przez nikogo nieatakowany, upadł. Oznaczało to, że spokojne dotarcie do mety dawało Polakom brąz. - Ale nie chcieliśmy na tym poprzestać walczyliśmy o wyższą lokatę - mówił później Łukasz Kuczyński. Azjaci byli jednak tego dnia nieosiągalni. Pierwsi linię mety przecięli Chińczycy, przed Koreańczykami i Polakami. Historyczny medal sztafety stał się faktem!
- Czuję, że mamy ducha drużyny. Rozumiemy się bardzo dobrze w tym sezonie. Nawet pomimo tego, że Felix Pigeon był kontuzjowany po pierwszym zgrupowaniu. Potrafiliśmy znaleźć zrozumienie, co też wymaga pewnego procesu. Rozumiemy się i żartujemy, nadajemy na pozytywnych falach. Zaraz po wywalczeniu medalu krzyknąłem nawet do chłopaków, że ich kocham. To dlatego, że zżyliśmy się mocno i zależy mi na tym, aby jeszcze z nimi coś osiągnąć - mówił wzruszony Diane Sellier, Francuz reprezentujący Polskę, łyżwiarz szybki Stoczniowca Gdańsk.
- Czujemy się świetnie, bo cały sezon czekaliśmy na ten moment, żeby dobrze zaprezentować się w sztafecie. Mamy medal, ale muszę przyznać, że nie był to nasz najlepszy wyścig. O wiele lepiej pojechaliśmy w ćwierćfinale. Jednak generalnie zawody na plus i pokazujemy się z coraz lepszej strony - dodał Michał Niewiński.
- Wszyscy po prostu zasłużyli na ten sukces. Zarówno zawodnicy, jak i sztab, osoby z nami współpracujące, ale też związek, który umożliwia nam przygotowania. Cieszę się, że nasi łyżwiarze nie tylko jeżdżą, ale również potrafią się ścigać z najlepszymi. To dobry prognostyk przed igrzyskami - przyznała trenerka Urszula Kamińska.
Zawsze emocjonujący występ sztafet zakończył rywalizację na lodowisku w Rotterdamie. Polacy odnotowali wcześniej równie dobre występy na tych mistrzostwach świata.
Na 1000 metrów w repasażach wystartowała m.in. Nikola Mazur. Zawodniczka Stoczniowca była trzecia w swojej serii i odpadła z rywalizacji. W ćwierćfinale wystąpiła jej klubowa koleżanka Kamila Stormowska, zakwalifikowana z piątkowych eliminacji. - Bardzo liczę na dobry występ w tej konkurencji, bo to mój ulubiony dystans - mówiła w sobotni wieczór. Niestety, wyścig nie poszedł po jej myśli. Na początku próbowała trzymać się czołówki, ale od połowy dystansu inicjatywę przejęły dwie Koreanki - Kim i Shim, które zdobyły dublet kwalifikacyjny. Pochodząca z Elbląga łyżwiarka zakończyła rywalizację na ostatniej, piątej pozycji.
W niedzielnych półfinałach sztafety mieszanej walka o finał była bardzo zacięta. Polacy - Mazur, Stormowska, Sellier i Niewiński - jechali w serii z Chińczykami, Włochami i Koreańczykami. Trzecie miejsce w tym mocnym towarzystwie oznaczało zakwalifikowanie się do finału B - obok Belgii, Kanady i Korei. Koreańczycy zrezygnowali później ze startu w decydującym wyścigu. Natomiast już na początkowym etapie upadek zaliczyli Belgowie. Polacy do końca walczyli więc z Kanadyjczykami i przegrali minimalnie. - To była dobra walka do samego końca. Z mojej strony zrobiłam to, co mogłam, a każdy z nas dał z siebie wszystko - mówiła Stromowska. - Szkoda mi natomiast indywidualnego startu na 1000 m. Była szansa awansu do półfinału. Jednak przytrafiły mi się momenty zawahania, które przeszkodziły w osiągnięciu celu. Mistrzostwa świata to zawody innej rangi niż Puchary Świata. Nie wiem, czy zjadła mnie presja, a może miałam zbyt wysokie oczekiwania. Popracuje nad wszystkim i wrócę w następnym sezonie silniejsza.
Międzynarodowy sezon na krótkim torze dobiegł końca. Łyżwiarzy czekają jeszcze mistrzostwa Polski w dniach 22-24 marca w hali Olivia w Gdańsku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?