Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dariusz Krawczyk może wrócić na fotel prezesa Lechii Gdańsk

Paweł Stankiewicz
Przemyslaw Swiderski
Dariusz Krawczyk zrezygnował z funkcji prezesa Lechii Gdańsk, ale wciąż może wrócić do prac w zarządzie. Znowu jako prezes.

Dariusz Krawczyk złożył rezygnację ze stanowiska prezesa Lechii, po tym jak rada nadzorcza spółki odwołała członków zarządu - Artura Waśkiewicza i Andrzeja Juskowiaka. Wszyscy podkreślali ich bardzo dobrą współpracę i wzajemne zaufanie.

- Miałem umowę czasową na trzy miesiące, która i tak wygasała z końcem października - mówił Krawczyk o swojej rezygnacji.
Nie oznacza to jednak, że nie wróci do zarządu Lechii, w którym dziś znajdują się z ramienia właściciela większościowego Agata Kowalska i Dirk Willers. W czwartek ma dojść do spotkania akcjonariuszy mniejszościowych, którzy mieliby wytypować swojego przedstawiciela do zarządu, a jednocześnie na prezesa Lechii. I nie można wykluczyć, że znowu wskażą na Krawczyka, który cieszy się dużym szacunkiem i zaufaniem.

On sam jednak nie wie jak zachowa się w takiej sytuacji. Nie wyklucza wejścia do zarządu, choć nie do końca taka opcja mu się uśmiecha. Zwłaszcza w zaistniałej sytuacji, a także po tym jak przez swój czas prezesury poznał mechanizmy zarządzania klubem.

W nowym zarządzie Krawczyk nadal mógłby pełnić rolę prezesa, ale nie miałoby to wielkiego przełożenia na działania zarządu. Wystarczą dwa podpisy, aby decyzja nabrała mocy prawnej, a Kowalska i Willers to ludzie właściciela większościowego, więc rola Krawczyka byłaby niewielka, a na niego - jako prezesa - spadałaby odpowiedzialność. Jest jednak i druga strona medalu. Wchodząc do zarządu mógłby czuwać nad jego działaniami, obserwować, przyglądać się i kontrolować czy wszystko odbywa się tak, jak powinno.

Krawczyk chciałbym doprowadzić do spotkania z akcjonariuszem większościowym, na którym można byłoby ustalić jasne zasady współpracy. Pytanie tylko z kim rozmawiać. Bo już nie do końca to musi być Franz Josef Wernze, który na początku stał za całą akcją z przejęciem Lechii. Dziś wydaje się, że kluczowe decyzje w spółce podejmują inny z grona właścicieli Roger Wittmann oraz prokurent Adam Mandziara. Ciężko będzie o normalność dopóki nie będzie jasnych i wyraźnych działań ze strony włodarzy.

Właściciele są bardziej zainteresowani swoim zyskiem niż inwestowaniem. Klub potrzebuje dodatkowych środków finansowych, bo trzeba opłacać wysokie kontrakty piłkarzy. Już w poprzednim miesiącu nie było łatwo, żeby wypłacić należne im z mocy umów pieniądze.

Jak nie Krawczyk, to kto? Mówi się, że jednym z kandydatów do zarządu mógłby być Janusz Benesz.
- Nie zastanawiałem się nad tym, bo mam dużo swoich zajęć. Nie będę operował nazwiskami, a naturalnym kandydatem będzie osoba, którą wydelegujemy - powiedział nam Benesz.

Trenerami zespołu pozostają Tomasz Unton oraz Maciej Kalkowski i to oni poprowadzą zespół Lechii w piątkowym meczu przeciwko Legii w Warszawie. Wciąż jednak jest możliwy powrót do Gdańska byłego szkoleniowca, Ricardo Moniza. Ponoć płacić miałby mu sam Wernze. To ma przekonać Holendra, który nie ma specjalnie powodów, aby ufać na słowo Mandziarze. Zwłaszcza, że dopiero trzy tygodnie temu Moniz otrzymał pieniądze za... maj. W ten sposób działacze Lechii chcą udobruchać Holendra i przekonać do powrotu.

Szukasz więcej sportowych emocji?

[a]http://facebook.com/sport.dziennikbaltycki/;POLUB NAS NA FACEBOOKU!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki