Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy lekarz wyrzucił rodzącą ze szpitala

Redakcja
Po naszej wtorkowej publikacji o bulwersującym zdarzeniu w Szpitalu Wojewódzkim w Gdańsku, otrzymaliśmy pismo od dyrekcji tej placówki. Zamieszczamy też odpowiedź autorki artykułu.

Z przykrością stwierdzam, że informacje zawarte w artykule "Lekarz wyrzucił rodzącą ze szpitala", opublikowanym w dzisiejszym "Dzienniku Bałtyckim", nie są zgodne z prawdą.
Rzeczywiście, w nocy z 4 na 5 stycznia w Oddziale Położniczym Pomorskiego Centrum Traumatologii Wojewódzkiego Szpitala Specjalistycznego nie było miejsc i zgłoszona została do lekarza koordynującego system ratownictwa medycznego na Pomorzu tak zwana "blokada".

Jednakże przywieziona przez pogotowie Pacjentka została przyjęta do Szpitalnego Oddziału Ratunkowego, (co znajduje potwierdzenie w dokumentacji lekarskiej i systemie rejestrującym pacjentów Szpitala), zbadana przez lekarza dyżurnego zarówno podmiotowo, jak i przedmiotowo, miała wykonane badanie KTG oraz USG, który następnie uzgodnił miejsce w szpitalu "Kliniczna". Wszystko działo się z uwzględnieniem stopnia zaawansowania porodu, stanu rodzącej i mogących wystąpić zagrożeń.

Przekazanie pacjentki do porodu w Klinice Położniczej AMG było rozwiązaniem najbardziej optymalnym i miało na celu zabezpieczenie najlepszych warunków do porodu dla matki i dziecka.
Problemem zatem nie była merytoryczna obsługa pacjentki, ale konflikt, który wywiązał się pomiędzy załogą karetki a lekarzem dyżurnym SOR-u położniczego.

Działalność systemu ratownictwa medycznego oparta jest o procedury opisane w ustawie i rację mieli ratownicy, że przywieźli pacjentkę do najbliższego, w tym przypadku naszego Szpitala. Lekarzy pracujących w szpitalach również obowiązują regulaminowe standardy zachowań. Dyżurny ginekolog nie skorzystał z możliwości kontaktu ani z szefem dyżuru Oddziału Ginekologiczno-Położniczego, ani z lekarzem naczelnym SOR-u, którzy z racji pełnionych funkcji uprawnieni są do rozwiązywania wszystkich spornych sytuacji, które mają miejsce w szpitalu. Efektem była niepotrzebna eskalacja konfliktu, co z kolei przyczyniło się do "umedialnienia" sprawy.
Mimo tych wszystkich niekorzystnych zdarzeń ani przez jedną chwilę nie istniało zagrożenie zdrowia i życia zarówno rodzącej, jak i jej dziecka.

Nie jest również prawdą, że pani Katarzyna zgłosiła się do naszego Szpitala w niedzielę, 4 stycznia, około godziny 13. O godzinie 13 została po kilkugodzinnym pobycie w oddziale z niego wypisana, ze względu na brak postępu porodu i poinformowana, że w razie jakichkolwiek zmian w stanie zdrowia ma się ponownie zgłosić. Została ponownie przywieziona przez karetkę z załogą ratowników w nocy w poniedziałek o godzinie 2.10 i po zbadaniu, o godzinie 3.08, po wypisaniu z systemu rejestrującego pacjentów, przekazana na oddział w szpitalu na Klinicznej.

Kolejną nieprawdą jest, że kilka minut po przyjęciu do nowego szpitala "noworodek był już na świecie". Dziecko urodziło się około 11.30, co potwierdza dokumentacja lekarska Kliniki Położnictwa AMG. Nieprawdą jest także moja publiczna zapowiedź wyciągnięcia surowych konsekwencji wobec lekarza ginekologa. Jako zastępcę dyrektora do spraw lecznictwa moją dezaprobatę budził jedynie fakt wszczęcia konfliktu pomiędzy wydawałoby się profesjonalistami. W rozmowie z lekarzem zaleciłam mu w przyszłości unikanie takich zachowań.

Nasz zawód wymaga nie tylko wiedzy, ale także wysokiej kultury osobistej, która uwzględnia emocje i potrzeby innych ludzi, w tym zarówno pacjentów, jak też kolegów z pracy.

Małgorzata Maj, zastępca dyrektora ds. lecznictwa PCT WSS w Gdańsku

Blokada to świetna wymówka
Odpowiedź autorki artykułu:

Historię pani Katarzyny opisałam na podstawie relacji dr. Grzegorza Andrzejewskiego (pełnił tej nocy dyżur koordynatora ratownictwa medycznego na Pomorzu) oraz dr. Jerzego Karpińskiego - pomorskiego lekarza wojewódzkiego. W ich dyspozycji są też zarejestrowane nagrania rozmów telefonicznych z ratownikami, którzy przywieźli do Szpitala Wojewódzkiego w Gdańsku rodzącą kobietę.

Zdaniem dr. Karpińskiego, który je dokładnie przesłuchał - to dr Andrzejewski kazał ratownikom przewieźć kobietę do szpitala "Kliniczna"a nie ginekolog, który odmówił jej przyjęcia. Z relacji obu moich rozmówców wynika, że pani Katarzyna rzeczywiście była szczegółowo zbadana, ale nie przez lekarza, który ją odesłał, a przez dr. Roberta Klima-szewskiego w niedzielę, ok. godz. 13.15. Opuszczając szpital pacjentka otrzymała polecenie, by zgłosić się, gdy skurcze porodowe się nasilą. Gdy ratownicy zabierali ją karetką z Pruszcza Gd., skurcze powtarzały się co pięć minut.

Nawet doświadczony ginekolog nie jest w stanie w tej sytuacji przewidzieć bez obserwacji rodzącej, czy jej dziecko przyjdzie na świat za pięć godzin, czy za godzinę. Ryzyko, że kobieta urodzi w karetce, było więc bardzo duże. Przypadek odesłanej pacjentki omawiany był podczas wczorajszego spotkania starostów w Kartuzach.

Zdaniem dr. Jerzego Karpińskiego - zgłaszane przez lekarzy "blokady" to zmora szpitali i pacjentów jedynie na Pomorzu. I trzeba z nimi skończyć. Brak wolnych miejsc to sprawa dyrektora placówki, a chorego, którego przywozi pogotowie, szpital ma obowiązek przyjąć. W najgorszym razie na korytarzu, nawet na "dostawce".
Jolanta Gromadzka-Anzelewicz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki