Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Czy ferma lisów zniknie, mieszkańcy dowiedzą się za tydzień

Anna Werońska
Ferma ustąpi miejsca ulicy Nowej Łódzkiej. Okoliczni mieszkańcy od lat walczyli o jej usunięcie
Ferma ustąpi miejsca ulicy Nowej Łódzkiej. Okoliczni mieszkańcy od lat walczyli o jej usunięcie Grzegorz Mehring
Setki lisów i norek od wczoraj wywożonych jest z istniejącej od 40 lat fermy w Gdańsku Oruni. Mieszkańcy bloków przy ul. Świętokrzyskiej od końca lat 90. starali się o usunięcie hodowli. Ale właściciel nie podjął jeszcze decyzji, czy zabierze wszystkie zwierzęta.

- Tam są fatalne warunki, więc fetor nie daje nam żyć. Latem wokół jest mnóstwo much, niektóre lisy uciekają i biegają po osiedlu, a ja - gdy patrzę przez balkon - mam wrażenie, że mieszkam przy obozie koncentracyjnym - mówi pani Krystyna, mieszkanka, bloku przy ul. Sosnkowskiego. - Gdy się tu wprowadzaliśmy, nikt nam nie powiedział o takim sąsiedztwie. Później spółdzielnia, miasto i deweloper powtarzali tylko, że lisy wkrótce znikną, choć nic się nie zmieniało.

Do eksmisji hodowli doszło dopiero w środę rano, gdy spółka Gdańskie Inwestycje Komunalne rozpoczęła w tej części miasta budowę pętli tramwajowej Chełm - Nowa Łódzka. Jej teren zahacza o jedną trzecią powierzchni fermy.
- Musieliśmy wprowadzić wykonawców na teren budowy, a teraz mamy obowiązek przewiezienia zwierząt w inne miejsce - tłumaczy Magdalena Skorupka- Kaczmarek, rzecznik prasowy GIK. - Koszty transportu pokryje właściciel, który wcześniej otrzymywał od nas powiadomienia, ale nie chciał pójść na ugodę i ostatecznie musiało dojść do egzekucji.

W czwartek rano rozpoczęto przewożenie zwierząt. Zakończy się ono najprawdopodobniej dopiero pod koniec pierwszego tygodnia stycznia. Podczas wywozu obecni byli inspektorzy weterynaryjni, policja i przedstawiciele Urzędu Wojewódzkiego.

Mieszkańcy już się cieszą, że lisy i norki znikną spod ich okien, ale sprawa nie jest jeszcze przesądzona. Właściciel nie podjął bowiem decyzji, czy zabierze z Oruni wszystkie zwierzęta, czy tylko te, które zamieszkują teren przeznaczony pod budowę.

- Mam 1700 zwierząt - mówi Daniel Kostrzewski, właściciel fermy. - Prowadzę hodowlę razem z żoną i synem. Przenoszenie się to dla mnie fatalna sprawa. Mam jeszcze jedną fermę w Jankowie za Kolbudami i tam przewiozę część egzemplarzy. Zwierzęta są przywiązane do miejsca, choć na Oruni od lat nie było łatwo. Ludzie od dawna chcą mnie stąd wypędzić. Kiedyś podłożyli mi bombę pod płot, a raz zawiesili granat na klamce od bramy, który na szczęście nie wybuchnął.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki