Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Bytów: Karetka dojechała po dwóch godzinach, dziecko zmarło

Marcin Pacyno
Tomasz Bołt
Jadąca do rodzącej kobiety karetka utknęła w zaspach. Niestety, noworodek nie żyje. Czy opóźniony przyjazd ambulansu mógł być powodem śmierci dziecka?

- Lekarz powiedział, że w momencie przyjazdu dziecko już było martwe. W takim przypadku nawet helikopter by nie pomógł - mówi Jan Zborowski, prokurator rejonowy w Bytowie.

Do tragedii doszło w piątek w miejscowości Chotkowo pod Borzytuchomiem. W poniedziałek przeprowadzono sekcję zwłok dziecka. Od jej wyników prokurator uzależnia wszczęcie dochodzenia.

- Jest za wcześnie, by wydawać jednoznaczny osąd. Dopiero wyniki sekcji zwłok noworodka dadzą odpowiedź na pytanie, czy dziecko urodziło się martwe, czy też zmarło po porodzie - mówi Zborowski. - W pierwszym przypadku sprawę umorzymy, natomiast w drugim podejmiemy decyzję o rozpoczęciu postępowania - zapewnia Zborowski.

W razie wszczęcia śledztwa wyjaśniane będą okoliczności dojazdu karetki do rodzącej kobiety.
Piotr Karankowski, prezes spółki Szpital Powiatu Bytowskiego, wyjaśnia okoliczności tej akcji ratunkowej.

- Dyspozytorka odebrała od rodzącej matki zgłoszenie o godzinie 7.34. Już minutę później zespół wyjazdowy był w drodze - podkreśla Karankowski. - Zgłaszająca poinformowała dyspozytorkę, że karetka ma jechać do Chotkowa przez starą stację PKP w Borzytuchomiu. Tam pojazd zakopał się na nieodśnieżonej drodze. Wezwano strażaków, którzy zabrali lekarza do rodzącej kobiety. Na miejscu okazało się, że dziecko już się urodziło i nie żyje - wyjaśnia prezes.

Lekarz ze strażakami dojechał nieco wcześniej, ale karetka dopiero o godzinie 9.12. Teraz nikt w tej sprawie nie chce wydać jednoznacznego osądu. Badane są wszystkie okoliczności. Lekarze natomiast podkreślają też, że postępowanie matki mogło być nieprawidłowe.

- Kobieta w ciąży, która spodziewa się dziecka, powinna przewidzieć, że należy udać się wcześniej do szpitala. Tym bardziej że warunki pogodowe były fatalne - komentuje sprawę lekarz proszący o zachowanie anonimowości.

To już druga w tak krótkim czasie tragedia z udziałem bytowskiego pogotowia. We wtorek, 26 stycznia informowaliśmy o śmierci 54-letniego pacjenta z Bytowa. Prawdopodobnie z powodu awarii pagera opóźnił się przyjazd karetki do chorego. Do lekarza nie dotarł sygnał alarmowy na pager. Zanim powiadomiono go telefonicznie, minęło kilka minut. Cennych minut. Gdy ekipa dojechała, pacjent już nie żył.

Jakie było opóźnienie? Zdania są podzielone. Kierowca karetki Janusz Cichosz twierdzi, że dotarł nawet 18 minut po zgłoszeniu. Zdaniem prezesa szpitala - 14 minut. W rzeczywistości karetka mogła dojechać do pacjenta w nieco ponad 2 minuty.

Prokuratura bada sprawę, a szpital zarządził kontrolę. Włączyli się też politycy opozycji. Radny Wojciech Duda zadeklarował, że złoży odrębne doniesienie o możliwości popełnienia przestępstwa. Teraz się wycofał, ale chce przyglądać się obu opisanym przez nas sprawom.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki