Podczas lekcji wychowania fizycznego w plenerze dziewczynki ugasiły niebezpieczny pożar lasu. Zanim przyjechali strażacy, zdusiły ogień, nosząc piach w swoich koszulkach gimnastycznych.
- To był już koniec lekcji. Wracałyśmy z naszą wychowawczynią do szkoły, gdy zauważyłyśmy, że coś się w lesie dymi - opowiadają dziewczynki.
- Gdy podeszłyśmy bliżej, zobaczyłyśmy języki ognia, które pożerały poszycie. Mech szybko się palił, bo był suchy. Bałyśmy się trochę, bo widziałyśmy takie pożary w telewizji. Wygląda to strasznie. Początkowo nie wiedziałyśmy, co robić. Paliło się coraz bardziej.
Nauczycielka Barbara Kwiatkowska kazała trójce uczennic biec do najbliższych zabudowań po pomoc, a pozostałe dziewczęta same wzięły się za walkę z żywiołem. Danuta Jankowska, Paulina Nazarko, Małgorzata Kop-Ostrowska, Karolina Kiedrowska, Marta Tyborczyk, Ola Kupczyk, Marta Furmanek, Natalia Lenc, Sandra Prondzińska, Klaudia Wiatr i Anita Wnuk-Lipińska to bohaterki, którym udało się zasypać zarzewie pożaru.
- Nie zastanawiały się i od razu ruszyły po piasek, który był jedynym dostępnym środkiem gaśniczym w tamtym miejscu - opowiada Barbara Kwiatkowska, nauczycielka wychowania fizycznego, która wspólnie z dziewczynkami gasiła ogień.
Uczennice nie uważają się za bohaterki. - Podjęłyśmy się gaszenia ognia, bo na częstych spotkaniach ze strażakami zawsze powtarzano nam, że pożar najłatwiej zdusić w zarodku. Akcja nie była wcale ciężka, bo i płomienie jeszcze nie były duże. Kierowała nami świadomość, że opodal znajduje się dom jednej z naszych koleżanek. Gdybyśmy spokojnie czekały na przyjazd strażaków, to nie tylko spłonąłby las, ale i ona straciłaby dach nad głową - opowiadają z przejęciem dziewczęta.
Uczennice przez kilka minut gasiły ogień piaskiem. Później na miejscu pojawili się jeszcze starsi mieszkańcy Niezabyszewa, którzy przynieśli ze sobą łopaty. Wspólnymi siłami udało się zneutralizować zagrożenie.
- Gdy dotarliśmy do pożaru, niebezpieczeństwo zostało zażegnane - mówi Henryk Talewski z Wydziału Operacyjnego Komendy Powiatowej Państwowej Straży Pożarnej w Bytowie. - Tylko dzięki postawie uczennic nie doszło do szybkiego rozprzestrzenienia się ognia. To bardzo bohaterski czyn, za który postanowiliśmy wszystkie dziewczęta skromnie nagrodzić. Zostały też pochwalone podczas specjalnego apelu szkolnego - podkreśla strażak.
W Niezabyszewie bohaterskie dziewczynki nazywa się już żeńską grupą Ochotniczej Straży Pożarnej, ale małe strażaczki nie uważają, by zrobiły coś niezwykłego.
- Gdybyśmy jeszcze raz znalazły się w podobnej sytuacji, to po raz drugi zadziałałybyśmy tak samo - zapewniają uczennice, które o karierze zawodowych strażaczek nawet nie myślą. - Bo to ciężka praca dla chłopaków - zaznaczają.
Jednak chłopcy ze szkoły w Niezabyszewie, którzy niejednokrotnie myślą o pracy strażaka, z zazdrością wsłuchują się w opowieści o wyczynie swoich koleżanek. - Też bym się nie zastanawiał i ruszył gasić ogień - twierdzi mały Adam.
Podobne sytuacje, niestety, nie zawsze kończą się dobrze i nie zawsze młodzież zasługuje na pochwałę. Dwa miesiące temu to właśnie dzieci były sprawcami podpalenia trawy, która doprowadziła do spalenia budynku gospodarczego w pobliskiej wsi Tuchomie.
- W tamtym przypadku powinno się udzielić nagany, ale ten ostatni zasługuje na zdecydowaną pochwałę. Inne dzieci, i również dorośli, powinni z tych dziewczynek brać przykład. Te dzieci zapobiegły wielkiej tragedii - podkreśla strażak Talewski.
Mali bohaterowie w akcji
Dzieci nie raz doskonale się sprawdziły w sytuacjach zagrożenia.
W maju ubiegłego roku 5-letni Sebastian z Barłomina (pow. wejherowski)
uratował z płonącego mieszkania dwie młodsze siostry. Ogień wybuchł nad
ranem, chłopiec wyjął z łóżeczka 3-miesięczne niemowlę, a później
wyprowadził z mieszkania drugą z sióstr. Za bohaterski czyn otrzymał wiele pochwał.
Z kolei Damian Serwida, uczeń piątej klasy Szkoły Podstawowej w Niestępowie (pow. kartuski), uratował życie swoim rodzicom i 4-letniemu bratu. W nocy z niedzieli na poniedziałek 26 stycznia tego roku postąpił rezolutnie, powiadamiając pogotowie ratunkowe o zasłabnięciu rodziców. W jednym z pokojów niedrożne były przewody kominowe. Rosło stężenie tlenku węgla.
Dzwoniąc do straży pożarnej, Damian się przedstawił i szczegółowo odpowiadał na pytania dyspozytorki pogotowia ratunkowego.
Za swoją postawę otrzymał rower od Fundacji Pana Władka, list gratulacyjny z wielką maskotką psa strażaka od komendanta powiatowego PSP w Kartuzach oraz nagrody od burmistrza Żukowa. (J.S.) (J.K.)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?