Różne oblicza Lechii widzieliśmy w ostatnich latach. Biało-zieloni grali porywająco, efektownie, w tym sezonie słabo, a nawet bardzo słabo. W pierwszym meczu trenera Ulatowskiego z Legią w Warszawie zobaczyliśmy nowe oblicze zespołu - Lechię tchórzliwą.
Drużyna wyszła na boisko w ustawieniu defensywnym, co od razu znamionowało, że biało-zieloni przyjechali do stolicy nie przegrać. A Tomasz Kafarski, były szkoleniowiec biało-zielonych, w dniu swojego zwolnienia z pracy namawiał do tego, żeby Legii się nie bać.
- W Warszawie naprawdę można wygrać - mówił Kafarski.
Ulatowski najwyraźniej tę radę puścił mimo uszu. Zresztą nawet nie spotkał się z byłym szkoleniowcem biało-zielonych, aby porozmawiać na temat zespołu, choć zapowiadał, że do tego na pewno dojdzie.
- Nie doszło do wymiany uwag na temat zespołu. Może trener Ulatowski nie znalazł na to czasu, a może nie uznał za stosowne, żeby o tym ze mną rozmawiać - powiedział nam Kafarski, który sobotni mecz swoich byłych podopiecznych z Legią oglądał z trybun stadionu w Warszawie.
Lechia miała odzyskać skuteczność, znowu strzelać gole. Nic takiego nie nastąpiło, ale skoro na skrzydłach zagrali Deleu i Lewon Hajrapetjan, to trudno tego oczekiwać. Pierwszy to obrońca, a drugi obrońca względnie defensywny pomocnik. Minęło 1,5 tygodnia od odejścia trenera Kafarskiego, a drużyna wygląda tak samo, jak nie gorzej. Pamiętamy zespół biało-zielonych, który nawet jeśli przegrywał, to starał się grać kreatywnie. W tym sezonie to nie wychodziło, ale były próby. W sobotnim meczu w Warszawie nie było nic. Biało-zieloni często potrafili długo utrzymywać się przy piłce, a w meczu z Legią biegali za piłkarzami gospodarzy, którzy futbolówkę wymieniali między sobą. 30 procent posiadania piłki w tym meczu i jeden celny strzał to wynik dramatyczny. Nic dziwnego, że gdańszczanie nie mieli w tym meczu nic do powiedzenia, nie byli żadnym zagrożeniem w polu karnym Legii. Pięć minut nieco lepszej gry to zdecydowanie za mało na poziomie naszej ekstraklasy. Trener Ulatowski chyba zapomniał, że jeśli gra się na remis, to zazwyczaj się przegrywa. A Lechia w Warszawie głównie się broniła i to rozpaczliwie, bo momentami dochodziło do dramatycznego wybijania piłki z pola karnego.
Jeśli w kolejnych meczach biało-zieloni będą grać podobnie, to bez dwóch zdań będą jednym z kandydatów do opuszczenia ekstraklasy. A Maciej Turnowiecki, prezes Lechii, przedstawiając nowego trenera, podkreślił, że oczekuje natychmiastowych efektów jego pracy. Musimy poczekać na kolejne mecze, bo na razie trudno o optymizm.
Legia pierwszego gola strzeliła "do szatni", a po uderzeniu Ivicy Vrdoljaka futbolówka odbiła się od Łukasza Surmy i zmyliła Sebastiana Małkowskiego. Przy drugiej bramce Rafał Wolski ośmieszył Lukę Vućko i zdobył piękną bramkę. Trzeci gol to wykorzystana sytuacja sam na sam Miroslava Radovicia. Serb jeszcze przypadkowo kopnął Małkowskiego, który został odwieziony do szpitala. Do końca meczu bronił Vytautas Andriuskevicius i litewski obrońca nie dał się pokonać.
Gorzej niż jest teraz, to już być nie może
Z Piotrem Wiśniewskim, napastnikiem Lechii Gdańsk, rozmawia Paweł Stankiewicz
- Zmienił się trener i miało być lepiej. A tymczasem ta gra wyglądała jeszcze gorzej.
- Nie ma się co oszukiwać. Mecz w naszym wykonaniu nie był dobry. To był jednak dopiero pierwszy mecz trenera Ulatowskiego. Zostały trzy spotkania i będziemy chcieli pokazać, że zmiana wyszła na dobre. Musimy wygrać przynajmniej dwa mecze, żeby mieć względny spokój.
- Nie utrzymywaliście się przy piłce, oddaliście tylko jeden celny strzał. Dlaczego?
- Ciężko powiedzieć. Może za mało zawodników uczestniczyło w ataku, za mało było wsparcia. Może graliśmy zbyt defensywnie.
- Nie za bardzo defensywnie?
- A to pytanie do trenera. Graliśmy tak, jak on nas ustawił. Chcieliśmy się cofnąć i czekać na kontry. Tych kontr jednak nie było. Gdyby trafił Deleu przy stanie 1:0, to ten mecz może potoczyłby się nieco inaczej.
- Zaraz po przerwie mieliście kilka sytuacji.
- Te pięć minut to był nasz najlepszy moment w tym meczu. Ja miałem sytuację, Rafał Janicki też. Szkoda, że dalej nie graliśmy w ten sposób. To było zdecydowanie najgorsze spotkanie Lechii, w którym ja grałem.
- Po każdym meczu mówicie, że będzie lepiej. Tymczasem cały czas gracie słabo. Na czym opierasz wiarę, że w najbliższych spotkaniach będziecie wygrywać?
- Nie wiem. Wiara na pewno jest potrzebna. Zostały nam trzy mecze w Gdańsku i będziemy dążyć do tego, żeby przełamać się na PGE Arenie. Cóż, gorzej niż jest teraz, to już być nie może.
Małkowski został w Warszawie na obserwacji
To była 84 minuta meczu Legia Warszawa - Lechia Gdańsk. Miroslav Radović znalazł się sam na sam z Sebastianem Małkowskim i lobem posłał piłkę do siatki. Zarazem jednak doszło do zderzenia i Serb trafił kolanem w głowę bramkarza biało-zielonych.
Do Małkowskiego wybiegli lekarze. Gdański bramkarz próbował grać, ale po chwili osunął się na murawę. Dalsza gra była wykluczona, a że Lechia miała już wykorzystany limit zmian, to między słupkami pojawił się lewy obrońca, Vytautas Andriuskevicius.
Małkowski w tym czasie został odwieziony do szpitala Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji w Warszawie. Tam przeszedł badania. Wykonana została tomografia komputerowa kręgosłupa i głowy. W sobotę wieczorem bramkarz biało-zielonych miał kontakt z rzeczywistością, ale wciąż kręciło mu się w głowie. W efekcie lekarze nie pozwolili Małkowskiemu na powrót do Gdańska wraz z zespołem biało-zielonych.
- Sebastian został w szpitalu i ma być obserwowany przez trzy dni. Lekarze wolą dmuchać na zimne i dlatego nie wrócił jeszcze do Gdańska - powiedział nam w niedzielę Michał Lewandowski, rzecznik prasowy Lechii.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?