Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Arka Gdynia - Zagłębie Sosnowiec: Czas na egzamin dojrzałości

Patryk Kurkowski
Tomasz Bolt
Piłkarze Arki zdali pierwszy sprawdzian, ale przed nimi egzamin. Gdynianie mogą dziś zrobić milowy krok w kierunku awansu.

Arka wystartowała niczym bolid Formuły 1, ale przed nią pierwszy i zarazem najtrudniejszy zakręt. Jeśli gdynianie nie popełnią błędu i dobrze pokonają ten odcinek, czeka na nich długa prosta. To na jej końcu znajduje się tabliczka z napisem ekstraklasa.

Kibice czekali na to pięć lat, dzielnie znosząc przeciętność. Żółto-niebiescy są tak spragnieni ekstraklasy, że już dziś mają właściwie w komplecie wypełnić wszystkie dostępne sektory. To oznacza, że w meczu z Zagłębiem Sosnowiec na trybunach zasiądzie około 8600 fanów. Ta liczba robi ogromne wrażenie, zwłaszcza w pierwszej lidze. Żaden inny zespół nie może się pochwalić taką publiką.

- To budujące, że na meczu pojawi się taka liczna grupa kibiców. Myślę, że jest to spowodowane nie tylko tym, że zagra druga z trzecią drużyną ligi. Po części jest to zasługa naszej postawy. Bo stać nas na to, żeby stworzyć dobre widowisko - zapewnił Grzegorz Niciński, trener Arki.

Ale nie to będzie najważniejsze. Not za styl nikt nie będzie przyznawał. Liczy się tylko końcowy rezultat. Najlepiej wygrana, która będzie krokiem milowym w kierunku awansu.

- To nie jest najważniejszy mecz w sezonie, ale ważny dla układu tabeli. Zwycięstwo pozwoliłoby nam stworzyć przewagę, którą później staralibyśmy się utrzymać. Tyle, że musimy zagrać na naprawdę wysokim poziomie, żeby wywalczyć punkty. Zagłębie to dobra i silna drużyna, której trzeba się obawiać - powiedział Niciński.

Beniaminek faktycznie w tym sezonie jest groźny i także ma spore ambicje. Zresztą jesienią - jako jedna z zaledwie trzech ekip - Zagłębie zdołało wygrać z Arką (4:2). Rewanż smakowałby wyśmienicie. Zwłaszcza jeśli udałoby się odrobić straty z pierwszego starcia. Wówczas gdynianie mieliby sześć punktów przewagi oraz lepszy bilans bezpośrednich konfrontacji.

- Mamy w pamięci jeszcze porażkę w Sosnowcu, ale teraz gramy u siebie. W Gdyni chcemy rządzić i narzucić swoje warunki - dodał 42-letni szkoleniowiec.

Co cieszy, sytuacja kadrowa jest jeszcze lepsza niż przed inauguracyjnym meczem z GKS Katowicem. Do zdrowia wrócili Tadeusz Socha i Miroslav Bożok, dotarł też - wreszcie - certyfikat Gastona Sangoya. Karę odcierpiał (za cztery żółte kartki) Antoni Łukasiewicz, jeden z filarów gdyńskiej drużyny. Wielce prawdopodobne, że pierwszy i ostatni z wymienionych znajdą się w podstawowym składzie, wnosząc do niego sporo doświadczenia.

- Jeszcze jesienią po meczu z Wisłą Płock żałowałem, że czeka mnie przymusowa pauza. Ale odwróciłem myślenie i pomyślałem, że mam dzięki temu tydzień więcej na przygotowanie formy. Czuję ogromny głód gry. Ten mecz to wielkie wydarzenie, a tak liczna publiczność sprawi, że będziemy mieli przewagę. Główną pracę będziemy musieli jednak wykonać na boisku. Przed nami jeszcze ostatnie namaszczenie od trenera, żeby być gotowym mentalnie - podkreślił Antoni Łukasiewicz, którego w Katowicach godnie zastąpił Yannick Kakoko.

Początek hitu I ligi dziś o godz. 20.30. Transmisja w Polsacie Sport.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki