Nie da się ukryć, że teraz oczy wszystkich kibiców gier zespołowych z Gdańska i Gdyni są skierowane na rugbistów. Ale nie tylko kibiców, bo także miejskich urzędników, którzy na co dzień dopingują drużyny ze swoich miast. Kluby z kolei, zwłaszcza z drużynami rugby, bardzo chciałyby partycypować w miejskich dotacjach na sport, bo jest to lwia część ich rocznego budżetu.
Zarówno Arka jak i Lechia z roku na rok budują nowe, na ogół wyższe budżety, które oparte są na pieniądzach z miasta. Pomoc sponsorów stanowi zdecydowaną mniejszość. Oba nasze trójmiejskie kluby dysponują ok. 1 milionem złotych. W realiach polskiego rugby oraz kryzysu gospodarczego, to nie mało. Dlatego nie może dziwić fakt, że w oby klubach bardzo chcą wygrać niedzielny mecz. To oznaczać będzie najprawdopodobniej większą dotację, niż np. za tytuł wicemistrza, czy brązowy medal, bo argument złotego medalu w klubowej, a co za tym idzie miejskiej kolekcji, jest oczywisty.
W kończącym się sezonie 2012/13 powodów do radości zbyt wiele nie było. Jeśli rugbiści Lechii wygrają niedzielny finał z Arką to po raz drugi z rzędu zdobędą dla Gdańska złoty medal mistrzostw Polski w grach zespołowych w kategorii seniorów. - Oprócz nich tylko rugbistki Mario Ladies Lechia wywalczyły dla Gdańska tytuł - przypomina Adam Maksim, pełnomocnik prezydenta Gdańska ds. sportu. W Gdyni sytuacja wygląda nieco inaczej.
- W zeszłym roku cieszyliśmy się z tytułów piłkarek ręcznych Vistalu Łączpolu i koszykarzy Asseco Prokomu. Dziś pozostaje nam trzymać kciuki za rugbistów Arki - mówi "Dziennikowi Bałtyckiemu" Joanna Zielińska, wiceprzewodnicząca rady miasta w Gdyni.
Bez względu na to, kto wygra niedzielny finał rugby, tytuł pozostanie w Trójmieście i to bez wątpienia powód do radości środowiska reprezentującego tę dyscyplinę sportu. Wiadomo jednak, że zarówno dla Gdańska jak i Gdyni wygrana w takim finale ma szczególny smak, choć w przypadku rugby trudno mówić o animozjach wśród kibiców obu drużyn. Na trybunach w Gdańsku i Gdyni zawsze są kibice z obu miast i sympatycznie dopingują swoją piętnastkę, tak jak na stadionach we Francji czy Wyspach Brytyjskich. I choćby to jest argumentem przemawiającym za tym, by na finale pojawić się osobiście. W Gdyni liczą na komplet publiczności, czyli 3 tysiące widzów. Jak dotąd tylko raz w lutym 2010 kiedy uroczyście otwierano stadion przy ul. Kazimierza Górskiego był na meczu rugby komplet publiczności. W niedzielę jest duża szansa na powtórkę tego osiągnięcia.
- Trzeba będzie się pośpieszyć, bo jeśli ktoś nie zdąży zająć miejsca na trybunach to będzie musiał oglądać mecz zza płotu - mówi nam Jerzy Zając, prezes RC Arka Gdynia. Altenatywą dla tego sposobu przeżywania emocji podczas niedzielnego finału jest telewizyjna transmisja w Polsacie Sport. Początek o godz. 17.25.
Kibice rugbistów"Buldogów" z Gdyni i "Lwów" z Gdańska mobilizują się na finał. Ci pierwsi założyli nawet finałowy profil na portalu społecznościowym facebook. Sympatycy biało-zielonych zaprojektowali specjalną koszulkę na tę okazję. Wszystko po to podkręcić atmosferę przed niedzielnym meczem. Ich działania są dowodem na to, że rugby w Polsce nie jest tylko mało znaczącym dodatkiem do piłki nożnej, o której mówią prawie wszyscy. Ich działania mogą wręcz być wzorem dla niektórych polskich klubów rugby, dla których istotne jest tylko przeżycie z dnia na dzień, nie mówiąc już o jakiejkolwiek wizji rozwoju. Oby ten trójmiejski finał zapoczątkował nową erę klubowego rugby w Polsce.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?