Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aktor Igor Chmielnik: To, co przede wszystkim łączy mnie z ojcem, to entuzjazm wobec życia

Gabriela Pewińska
Gabriela Pewińska
To miejsce, ten dom mój nieżyjący już od 14 lat tata kupił dla naszej rodziny. Przeżyłem tu bardzo piękne wakacje dzieciństwa, czas dojrzewania i dorastania. - mówi Igor Chmielnik, aktor Nowego Teatru w Słupsku, syn aktora Jacka Chmielnika. Rozmawiamy podczas jego podróży na Lubelszczyznę.

Czyżby jechał pan do Suchawy?

Do Suchawy.

Podróż sentymentalna?

To miejsce niezwykle dla mnie ważne. Towarzyszy mi w tej drodze synek, niebawem dołączy do nas żona.

Jedzie pan przywitać się z ojcem?

Usiąść z nim pod jego ukochaną lipą. To miejsce, ten dom, mój nieżyjący już od 14 lat tata kupił dla naszej rodziny. Przeżyłem tu bardzo piękne wakacje dzieciństwa, czas dojrzewania i dorastania. Także tutaj, niestety, mój ojciec, w wyniku wypadku, zmarł. Ale, wbrew pozorom, to miejsce nie stało się dla mnie, dla naszej rodziny, jakimś sanktuarium traumy. To raczej przestrzeń, gdzie czuje się pozytywną obecność taty. I ja się tu czuję na miejscu. Podobnie jak moja mama i siostra. Musimy tu przyjeżdżać, żeby się zresetować. Bo to jest miejsce, które - w przeciwieństwie do świata wokół - niewiele się zmienia. Ten dom to ostoja. Przystań.

Jeździ pan tam po siłę?

Po różne rzeczy. Także po to, by po prostu, odpocząć.

Jest pan podobny do ojca?

I tak, i nie. Ale to, co przede wszystkim mnie z nim łączy to entuzjazm wobec życia. Wiara w sens trzech antycznych cnót, miłości, prawdy i piękna.

Entuzjazm wobec życia, czyli..?

To czerpanie radości z tego, co jest, a nie narzekanie na coś, czego nie ma.

W pana przypadku bardzo dużo „jest”. Ma pan świetną rodzinę, w teatrze gra pan główne role, ostatnią nawet na Kaliskich Spotkaniach Teatralnych nagrodzono...

I potrafię się z tego, po ludzku, ucieszyć. Jestem szczęśliwy, że mam wspaniałą żonę, kocham mojego synka, lubię miasto, w którym mieszkam, które z roku na rok pięknieje. Praca w tak niewielkim teatrze też - wbrew pozorom - ma swoje plusy, ja wciąż jestem na scenie, wręcz trudno o realizację, w której nie gram. Jakże ciekawe jest to moje życie! Bo przecież aktor teatralny codziennie wchodzi w jakiś nowy świat, w pomysły kolejnego autora, w umysł kolejnego reżysera. Zespół mamy nieduży, ale to tylko dodaje nam skrzydeł, wciąż każe nam kombinować, jak sprawić, by za każdym razem wydarzyło się na tej scenie coś zupełnie innego. Bardzo lubię, gdy moje życie mnie samego ciekawi. Ale by było ciekawe, nie potrzebuję jakichś bodźców z zewnątrz, raczej zgłębiam to, co już mam.

Aktor Igor Chmielnik: To, co przede wszystkim łączy mnie z o...

Znakomity aktor Tadeusz Borowski został po warszawskiej szkole teatralnej, którą ukończył w 1963 roku, „zesłany” do gdańskiego Teatru Wybrzeże. Na początku nie był zachwycony. Ale po latach, wyznał: „W ciągu moich gdańskich lat miałem na koncie 28 ról, w tym połowa to były nagłe zastępstwa. Moi koledzy, którzy pozostali po szkole w Warszawie, zagrali może cztery, sześć ról w tym czasie... Gdańsk przygotował mnie do zawodu wspaniale”.

Taki miałem plan, gdy dziesięć lat temu przyjechałem z Łodzi, gdzie skończyłem szkołę teatralną, do Słupska.

Dominikowi Nowakowi, gdy przybył tu z Krakowa jako nowo mianowany dyrektor słupskiego teatru - przemknęło przez głowę: Co ja tu robię?! Z panem było tak samo?

(śmiech) Moje życie w Słupsku rozkwitło. Tu poznałem żonę, tu urodził się Ignacy. Na słupskiej scenie mnożą się moje role. Na pewno tak dużo nie grałbym ani na stołecznej, ani trójmiejskiej scenie. Choć, przyznam, i tam chciałbym się sprawdzić...

Skąd ten Słupsk wziął się w pana życiu?

Reżyser Andrzej Maria Marczewski, zmarły niestety w minionym roku, przygotowywał dekadę temu spektakl „Kabaret” według scenariusza, na podstawie którego powstał słynny film Boba Fossa. Potrzebny był do głównej roli aktor śpiewający. Ktoś, kto wypatrzył mnie wcześniej w przedstawieniu dyplomowym, zaprosił mnie na próby. Spodobałem się. I zagrałem tę rolę. I to właśnie Andrzej Maria Marczewski namówił mnie na to, by zacząć grać w małym ośrodku teatralnym, takim jak Słupsk. Po to, by rozwinąć aktorski warsztat, zgromadzić bagaż ról. Przyjechałem tu na chwilę, ale jakoś - przynajmniej na razie - nie chcę wyjeżdżać. Jestem otwarty na to, co przyniesie przyszłość, ale nie czekam na propozycje. Nie niecierpliwię się. Pokochałem to miasto. Tu też mieszka rodzina mojej żony, dziadkowie Ignacego. Tu jest matecznik kobiety, którą kocham. Tu też spotykam na ulicach słupskich teatromanów. W małych miastach teatr staje się mniej anonimowy.

Słupscy teatromani wiedzą, że jest pan synem Jacka Chmielnika?

Starsi na pewno, ci, którzy pamiętają „Vabank” czy Kingsajz”. Dla młodych to już często postać zapomniana. Jeśli mam jakiś niedosyt związany z dorobkiem ojca, to są to jego sztuki teatralne. Odkąd zacząłem rozumieć teatr, uznałem, że był znacznie lepszym dramaturgiem niż aktorem, a aktorem był przecież świetnym. Napisał sześć sztuk, jedna z nich - „Parla - memento” nigdy nie została wystawiona, może dlatego że jest dość pikantna, kontrowersyjna - bombarduje klasę polityczną, nie pozostawiając na niej suchej nitki. Moim marzeniem jest którąś z nich wyreżyserować lub zagrać w sztuce mojego taty. Te utwory chciałbym pozwolić odkryć światu. Ilekroć wracam do tych tekstów, jestem pod ich ogromnym wrażeniem. Nie tylko dlatego, że ich autorem jest mój ojciec.

O czym mówią te teksty?

Na pewno w każdym z nich jest spora dawka humoru. Taka trochę szekspirowska postawa błazna, który poprzez dowcip przekazać chce to, co najistotniejsze. Ojciec opowiada o miłości, o Bogu lub braku Boga, o polityce. Chciał się wypowiadać o sprawach fundamentalnych. O ludziach. O poszukiwaniu prawdy. To w ogóle nie był cyniczny typ, ten mój tata.

Tak jest postrzegany?

Pewnie nie, choć mogą go tak odbierać ci, którzy pamiętają tylko jego role filmowe. Choć był komikiem, aktorem komediowym, myślę, że w życiu był bardzo serio.

Pan też bryluje w rolach komediowych.

O każdej z ról myślę z czułością.

Którą lubi pan szczególnie?

Ogromny sentyment mam do Shylocka w „Kupcu weneckim” Szekspira. Ta rola mnie sporo nauczyła. Przy pracy nad tym spektaklem zrozumiałem, że opowieść, którą chce się przedstawić na scenie, jest ważniejsza od aktora, który ją opowiada. Czasem wręcz warto poświęcić aktorski popis dla opowieści. Shylock to była nauka pokory.

W jakim punkcie drogi aktorskiej jest pan teraz?

Zawsze jestem na początku drogi. Często myślę o Eugenii Herman, aktorce, która uczyła mnie w szkole teatralnej w Łodzi. Spotkałem ją po latach, była już starszą panią. Zobaczyłem ją siedząca na papierosie podczas prób do studenckiej etiudy w Akademii Teatralnej w Warszawie. Pani profesor - zawołałem - co pani tu robi? A ona wyciąga zza pazuchy kilka kartek scenariusza i mówi: Wiesz, Igor, pół wieku jestem w tym zawodzie, a pojęcia nie mam! I ja czuję tak samo, mając lat trzydzieści.

Nie tylko jest pan utalentowanym aktorem, ale i mistrzem tanga argentyńskiego!

Chyba nie jestem mistrzem, ale to tango jest czymś niesamowitym w moim życiu. Myślałem, by w Słupsku rozkręcić milongi, ale trochę bałem się, że nie będzie chętnych. Potem pandemia ostatecznie ostudziła mój zapał. Nie wiem poza tym, czy mógłbym jeszcze uczyć tanga. Trochę za mało tańczę ostatnio. Ale pocieszam się, że pewnie to jest jak z jazdą na rowerze...

Spektakle na Scenie Letniej w Orłowie. Aktorzy wracają po dw...

Pana żona też tańczy?

Jest tancerką, aktorką teatru tańca, instruktorem, uczy tańczyć dzieci w wieku od 3 do 18 lat. Poznaliśmy się na warsztatach teatralnych dla tancerzy tańca współczesnego. Wtedy pierwszy raz ją zobaczyłem. Miała 18 lat i mówiła do mnie: Proszę pana… (śmiech). Nie zakochałem się od razu, najpierw zakochałem się w tym, co robiła na scenie. Najpierw pokochałem ją jako artystkę, chwilę potem jako kobietę.

Co pan powie ojcu, gdy już pan dojedzie na miejsce?

To, co upiornie powtarzał po każdej podróży: I znowu nikomu nic się nie stało... Zawsze to mówił. Te złe przeczucia tkwiły w nim. Słychać to w jego sztukach.

Co pan zrobi, gdy wysiądzie z samochodu? Od razu pod lipę?

Zawsze na początek całuję tę ziemię. Nie jest to cytat z minionej historii Polski, raczej gest, który mnie rozczula. A potem pod lipę! Lipą już zresztą pachnie w moim samochodzie...

W jakim sensie?

Wyznam pani, że jakiś czas temu zostałem perfumoholikiem. Są grupy w internecie, które gromadzą ludzi pasjonujących się zapachami drogich, niesamowitych zupełnie perfum i dzielą się nimi, kupując maleńkie próbki flakonu. To mnie pochłonęło! Przepadłem! Te zapachy to oddzielna gałąź sztuki. Wprowadzają człowieka w przedziwne stany... W starym, stojącym zegarze mojego taty zrobiłem szklane półeczki i tam stoją moje flakoniki. Mam ich blisko setkę. Każdy zapach to zupełnie inna historia. Zacząłem dobierać też zapachy do ról. Niektóre perfumy nie podobają się mnie, ale postaci, którą gram już tak.

Do Sheylocka jaki zapach pasuje?

To nie jeden, a dwa zapachy. Jeden to woń przypraw, okrętów brytyjskich, trudna woń. A drugi z tych zapachów to camel, wielbłąd. Bliski Wschód...

Scena teatralna ma swój niepowtarzalny zapach.

Teatr pachnie! Chciałbym jeszcze o czymś wspomnieć. Jakiś czas temu od realizatora scenografii Grzegorza Sujeckiego dostałem surdut teatralny stylizowany na epokę molierowską. Na podszewce tego starego kostiumu była naszywka mówiąca o tym, z jakiego teatru pochodzi i kto w tym kostiumie kiedyś grał. Proszę sobie wyobrazić, że na tym skrawku materiału było nazwisko mego ojca, który grał w tym surducie w teatrze im. Słowackiego w Krakowie. Teraz wiozę ten kostium do Suchawy. Włożę go i usiądę pod lipą.

od 7 lat
Wideo

Jak czytać kolory szlaków turystycznych?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki