Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aga Zaryan śpiewa wiersze Czesława Miłosza

Redakcja
Piosenki z "Księgi olśnień" Aga Zaryan zaśpiewa w Gdańsku w niedzielę, 27 listopada, w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej.
Piosenki z "Księgi olśnień" Aga Zaryan zaśpiewa w Gdańsku w niedzielę, 27 listopada, w Polskiej Filharmonii Bałtyckiej. Materiały promocyjne
O wspólnych z Czesławem Miłoszem fascynacjach kobietami, zabijaniu wiersza, łamaniu karku na polskiej dykcji i podbijaniu serc japońskich i tureckich słuchaczy - z wokalistką Agą Zaryan rozmawia Dariusz Szreter.

Pani najnowszy album "Księga olśnień" dedykowany jest poezji Czesława Miłosza. To kolejne już wydawnictwo ze śpiewanym Miłoszem w roku stulecia jego urodzin. W takich sytuacjach można się narazić na podejrzenie o koniunkturalizm.
Wokół Miłosza podświadomie krążę od czterech, pięciu lat. Zaczęło się to od płyty "Umiera piękno", gdzie śpiewałam wiersz Anny Świrszczyńskiej. Wtedy przeczytałam gdzieś, że ona była jedną z ulubionych poetek Miłosza. Tłumaczył jej wiersze na angielski, żeby ją wypromować. Wydał też fantastyczną książkę o jej życiu i twórczości - "Jakiego to gościa mieliśmy". Dwa lata później nagrałam płytę "Looking Walking Being", gdzie zaśpiewałam pięć wierszy wybitnej amerykańskiej poetki Denise Levertov. I znów przygotowując się do nagrania dowiedziałam się, że to była przyjaciółka Miłosza, i że - odwrotnie niż w przypadku Świrszczyńskiej - jej wiersze przekładał na polski.

Wcześniej tego Pani nie wiedziała?
Nie! To były takie podświadome magiczne kręgi. Wybierałam poezję, która mnie urzekała i okazało się, że urzekała ona też Miłosza. Więc kiedy w zeszłym roku powstał ten pomysł na płytę, wiedziałam, że mam do niej klucz. Chciałam, żeby wiersze Miłosza były przeplatane wierszami jego ulubionych poetek. Dodałam jeszcze jedną - Jane Hirshfield - i zaczęłam poszukiwania odpowiednich wierszy naszego noblisty. To było kilka tygodni bardzo intensywnego czytania. Wybrałam sześć.

Jaki był klucz doboru?
Są piękne, uniwersalne, mówiące o tematach bliskich każdemu z nas. Pokazują Miłosza z takiej ludzkiej, ciepłej strony, a przy tym idealnie sprawdzają się w formie piosenki.

Wydaje się, że w przeciwieństwie do takich "muzycznych" poetów jak Iwaszkiewicz czy Tadeusz Nowak, fraza Miłosza nie jest akurat szczególnie melodyjna. Jego wiersze to raczej obrazy niż pieśni.
Wśród tych wybranych przeze mnie jest akurat jeden wiersz, który ma słowo piosenka w tytule - "Piosenka o końcu świata". Poza tym muzyka ze swojej natury od razu wywołuje malarskie wizje. Dlatego zresztą muzyka na tej płycie jest trochę filmowa. Słuchając jej, można zamknąć oczy i wtedy widzi się obrazy.
W naszych czasach poezja nie budzi już takich gorących namiętności, jak niegdyś. Niemniej Czesław Miłosz ma w naszym kraju grono oddanych wyznawców. Nie bała się Pani ich reakcji?

Rozumiem ich ewentualną rezerwę. Sama wzdragam się, kiedy słyszę określenie "poezja śpiewana". Wywołuje u mnie jak najgorsze skojarzenia: wyciągnięty sweter, rozstrojona gitara i piosenki na dwa akordy. To zabijanie wiersza. Mam jednak szczęście współpracować z Michałem Tokajem [pianista, kompozytor, towarzyszy Adze Zaryan od jej płytowego debiutu - D.S.], a to jeden z niewielu muzyków, którzy potrafią podejść do tekstu z naprawdę głębokim namysłem. Dyskutowaliśmy godzinami. Chciałam, żeby te wiersze zaczęły żyć własnym życiem po raz kolejny. Myślę, że nam się to udało, bo dostaliśmy pochwałę od Jane Hirshfield, która w maju przyjechała do Krakowa na festiwal Miłosza. Po koncercie podeszła do mnie i do Michała, i powiedziała, że popłakała się, słysząc naszą interpretację jej wiersza "Muzyka jak woda". Powiedziała, że impulsem do jego napisania były jej dawne miłosne przejścia i teraz, po kilkudziesięciu latach, powróciły te same uczucia, które wtedy towarzyszyły pisaniu.

Te uczucia to w związku z Miłoszem?
Chyba nie. Z tego co wiem, spośród tych trzech kobiet żadna nie miała z nim romansu, choć Miłosz podobno podkochiwał się platonicznie w Annie Świrszczyńskiej. Natomiast wszystkie trzy były bardzo ciekawej urody, a przy tym były bardzo charakterne, silne.

Zastanawiam się, czy "obłożyła" Pani wiersze Miłosza twórczością tych trzech kobiet, żeby pierwiastkiem żeńskim jakoś zrównoważyć, "zmiękczyć" jego męski punkt widzenia. Czy Pani zdaniem wiersze mają płeć? Bo o rymach mówimy, że są męskie i żeńskie, ale to przecież coś innego.
Oczywiście, że mają. Wiadomo, że płeć mózgu jest istotna. Dlatego naturalnie wybieram wiersze poetek, a nie poetów. Jeżeli już śpiewam wiersze napisane przez mężczyzn, to takie na bardziej uniwersalne tematy. Myślę wprawdzie, że sama, jako wokalistka jazzowa, mam w sobie sporo męskich cech - inaczej bym w tym świecie nie przetrwała (śmiech). Ale do tekstów, w których Miłosz zachwycał się damskimi łydkami czy piersiami, nie sięgałam, bo byłoby to dość ekstrawaganckie.

Jane Hirshfield mogła się wzruszyć słuchając Pani wykonania jej wiersza, bo na początek przygotowała Pani angielską wersję płyty.
Pierwszy raz w życiu nagrałam dwujęzyczną wersję płyty, bo bardzo chciałam, żeby polska publiczność mogła posłuchać Miłosza w oryginale oraz to, jak przekładał wiersze innych. Natomiast fakt, że jest też wersja anglojęzyczna daje okazję, by z tym programem wystąpić na świecie.

Łatwiej śpiewać Miłosza po polsku czy angielsku? Ten drugi język generalnie uchodzi za bardziej współgrający z muzyką.
Linie melodyczne obu wersji różnią się tylko nieznacznie, natomiast interpretacyjnie i brzmieniowo są one bardzo różne. Michał powiedział: "Aga, napisałem 12 piosenek, a ty zaśpiewałaś w dwóch językach i ta muzyka zaczęła zupełnie inaczej brzmieć". Już wiem, że wśród słuchaczy zdania są podzielone - są zwolennicy angielskiej, ale też i polskiej wersji. I o to chodziło. Ale po polsku śpiewało się trudniej. To nie jest kokieteria. Dłużej się przygotowywałam - na polskiej dykcji można sobie złamać kark, a ja chciałam, żeby je zaśpiewać elegancko. W polskiej wersji istotny jest męski element, jaki wprowadził swoim głosem Grzegorz Turnau, z którym śpiewam jeden utwór w duecie.
Wśród adresatów podziękowań na obwolucie płyty znalazłem nazwisko Antoniego Miłosza, syna poety.
Chciałam dostać od niego zielone światło dla tego projektu. Napisałam do niego, jak tylko zaczęliśmy pracę. Najpierw posłuchał moich wcześniejszych nagrań i odpisał, że moja twórczość mu się podoba i czeka na efekty.

I...
Angielska wersja mu się podobała. O polskiej jeszcze nie zdążył się wypowiedzieć.

Zaczynała Pani 10 lat temu jako Agnieszka Skrzypek, teraz rozmawiam z Agą Zaryan. Czy ta zmiana personaliów to odbicie jakiejś zmiany tożsamości?
Nie, płci nie zmieniłam.

Pytałem o tożsamość.
Tożsamości też nie. Pseudonim pomaga mi za granicą, a właściwie nie mnie, tylko osobom, które mówią o naszej muzyce, zapowiadają nas, prezentują płyty. Agnieszka Skrzypek, sam pan przyzna, to dla cudzoziemca ciężka sprawa do wymówienia. Wiele wokalistek i wokalistów przede mną to robiło. Chodzi o łatwiejszą rozpoznawalność w miejscu, do którego docieramy. Natomiast mogę powiedzieć, że ten pseudonim przyniósł mi szczęście, bo od niego moja kariera nabrała rozpędu, otworzyłam sporo drzwi.

Na przykład jednej z najbardziej prestiżowych wytwórni jazzowych - Blue Note, dla której Pani nagrywa. Czuje się Pani usadowiona na dobre na wysokiej półce, czy raczej czuje presję do ciągłej walki o utrzymanie pozycji?
Mam z Blue Note bardzo komfortowy układ. Nie jest ustalone, ile płyt muszę dla nich nagrać. To raczej funkcjonuje tak, że ja - dopóki mam pomysły - zgłaszam je wytwórni.

Przychodzi Pani do nich z materiałem i mówi: proszę to wydać?
Dokładnie tak było z Miłoszem. Dostaliśmy kredyt zaufania. Nagraliśmy to po swojemu, bez narzuconego producenta. Uznano, że jestem na tyle dojrzała, że nikt nie musi mnie trzymać za rączkę. Potem jest tylko kwestia, gdzie to będzie wydane. Teraz jest to Japonia oraz Turcja. Poprzez koncerty zdobywamy tam nowych słuchaczy.

Oba rynki wydają się dość egzotyczne. Jak Pani idzie?
Nieźle. Szczególnie w Japonii. Ale bez przesady - wiadomo, że jazz, tak jak muzyka klasyczna, nigdy nie będzie czymś, co trafia na czołówki gazet.

Codziennie rano najważniejsze informacje z "Dziennika Bałtyckiego" prosto na Twoją skrzynkę e-mail. Zapisz się do newslettera!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki