Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Adam Jarubas: Czterdziestolatek, czyli jeszcze nie powiedziałem ostatniego słowa [ROZMOWA]

rozm. Barbara Szczepuła
Adam Jarubas kandyduje z listy PSL.
Adam Jarubas kandyduje z listy PSL. Grzegorz Jakubowski/ Polskapresse
Dwukrotnie już wzywałem Andrzeja Dudę do debaty, ale nie odpowiedział. Być może się boi? - zastanawia się Adam Jarubas, kandydat PSL w wyborach prezydenckich.

Spóźnił się Pan do Gdańska. Czy na drodze zatrzymały Pana rolnicze blokady?
Samolot miał opóźnienie.

Po drogach lepiej się nie poruszać?
Nie przesadzajmy z tymi blokadami. Ale na lotnisku rozmawiałem ze spotkanymi tam rolnikami z Pyrzyc, pojawił się temat należytego zabezpieczenia obrotu ziemią…

To pokłosie listu Jarosława Kaczyńskiego, który napisał, "że bieda może zmusić rolników do wyprzedaży ziemi w obce ręce"?
Prezes nie odkrywa niczego nowego. Akcentuje teraz te kwestie, bo toczy się kampania wyborcza. Podzielam obawy rolników i widzę niedoskonałości funkcjonującego dziś systemu. Wiele sobie obiecuję nie po liście prezesa PiS, a po inicjatywie Klubu Parlamentarnego PSL dotyczącej ustroju rolnego i zabezpieczenia go przed spekulacją. Konkretnie chodzi o to, by zagwarantować państwu prawo pierwokupu ziemi i wzmocnić rolę samorządu rolniczego. Samorząd musi pilnować, aby nie dochodziło do kupna ziemi przez podstawione osoby. Ziemię powinni kupować przede wszystkim rolnicy, którzy mają pomysły i chcą rozwijać swoje gospodarstwa.

A gdyby natknął się Pan na Sławomira Izdebskiego i jego traktorzystów, co by Pan mu powiedział?
Żeby zamiast utrudniać ludziom życie na drogach, rozmawiał z ministrem. Zapytałbym o jego motywacje, bo mam wrażenie, że są głównie polityczne. Izdebski próbuje zbudować sobie autorytet watażki. Woła: gwizdnę na jednym palcu - zatrzyma się pół Polski, gwizdnę na dwóch - stanie cała. Nie wykluczam, że wkrótce zobaczymy go na którejś liście do parlamentu.

Nie daj Boże, to przecież drugi Lepper! Nie ukrywa zresztą, że przewodniczący Samoobrony był jego "mistrzem".
Na blokadach widać wokół niego także polityków innych opcji, na przykład z PiS. Podnoszą - co zabawne - kwestie rekompensat z tytułu zakazu uboju rytualnego, za którym sami głosowali. W klubie PiS obowiązywała w tej sprawie dyscyplina partyjna.
Wyłamało się tylko dwóch posłów, mieli z tego powodu nieprzyjemności. Prezes Kaczyński mówił o niesmaku, jaki wywołuje u niego ubój rytualny, a teraz politycy PiS jeżdżą po wsiach i namawiają: domagajcie się od rządu rekompensat!

Czy ci ludzie, którzy stoją na drogach w swoich wspaniałych maszynach, to rolnicy czy biznesmeni?
Niezależnie od tego jak ich nazwiemy, sytuacja na wielu rynkach jest rzeczywiście trudna. Myślę o cenie trzody chlewnej, rynku mleka, który został zderegulowany, o rynku owoców, który się skurczył w związku z rosyjskim embargiem. Miliony ton jabłek zostały w kraju.

Ale ludzie patrzą na te wypasione traktory i nie wzruszają się losem ich właścicieli.
Te nowe traktory pokazują, jak dużo się na polskiej wsi zmieniło w ostatnich latach. Może mniej niż byśmy chcieli, ale jednak. Wszystkie wskaźniki to potwierdzają. Trzeba jednak pamiętać, że rynek rolny jest bardzo wrażliwy i występują na nim różne cykle koniunkturalne. Wskazuje na to sytuacja na rynku trzody. O tyle trudniej jest podejmować interwencje, że potrzebna jest tu zgoda Komisji Europejskiej. Konieczne jest wypracowanie metody skutecznego nacisku na struktury unijne - nacisku wspólnego rządu i związkowców! Tak się właśnie dzieje we Francji. Rząd i związki razem wymuszają na Brukseli korzystne dla nich decyzje. Stojąc na szosie, niczego się nie załatwi.

Pomówmy o Panu i pańskiej karierze. Porównuje się Pan do prezydenta Kennedy'ego.
Nie porównuję się. Przywołuję natomiast sytuację z 1960 roku, kiedy to akceptację Amerykanów zyskał młody i dynamiczny Kennedy w konfrontacji z politycznym wyjadaczem, jakim był Richard Nixon. Amerykanie wybrali zmianę generacyjną. Uważam, że w Polsce, 25 lat po zmianach ustrojowych, jest ona także potrzebna.

"Prezydentura to nie luksusowa emerytura" - oznajmiła elegancko Magdalena Ogórek, kandydatka SLD.
Podobnie jak kandydatka SLD nie podzielam pojawiającej się często w publicznym obiegu opinii, że prezydentura powinna być ukoronowaniem długoletniej kariery politycznej. Czy to oznacza, że powinniśmy pójść drogą Włoch, gdzie po dekadzie Giorgio Napolitano zakończył urzędowanie na rzymskim Kwirynale w wieku 89 lat? A wracając do Kennedy'ego: został prezydentem, mając 43 lata, ja mam 41 i dlatego przywołałem jego nazwisko. Aleksander Kwaśniewski był ode mnie tylko o rok starszy. A moja ścieżka kariery politycznej? Wspinałem się krok po kroku, zacząłem od gminy, potem był powiat, od dziewięciu lat jestem marszałkiem województwa świętokrzyskiego. Z coraz większym poparciem. Powszechnie uważa się, że samorząd to dla polityka najlepsza szkoła. Też tak sądzę. Praca w samorządzie jest wielkim wyzwaniem, większym chyba niż mandat poselski czy nawet stanowisko ministra. Pochodzę z rodziny rolniczej o społecznikowskich tradycjach i miałem szczęście spotkać ludzi, którzy zachęcili mnie do działalności publicznej.

Sejm poznał Pan jako asystent niewidomego posła PSL Tadeusza Madzi.

W 1996 roku zostałem jego asystentem i sekretarzem. To była moja pierwsza praca, trwała dwa lata.

Nie podobało się Panu w Sejmie…
W istocie. Wyrwany ze swojego środowiska, czułem się trochę obco, stołeczne tempo życia, brak wspólnoty rzeczywiście mi doskwierały, ale nauczyłem się wtedy Warszawy. Zdobyłem odporność.

Następnie został Pan wybrany posłem, ale zrezygnował z mandatu. Zdradził wyborców - mówią pańscy przeciwnicy.

Decyzja nie była łatwa. Podjąłem ją po namyśle, po konsultacjach. Uznałem, że więcej będę mógł zrobić, pracując na rzecz regionu.

Postrzegany Pan jest jako człowiek prezesa Piechocińskiego. Subsytut - dodają złośliwi.
Prezes od początku mówił, że nie będzie startował w wyborach prezydenckich. Ma inne ważne zadania do spełnienia jako wicepremier i minister gospodarki.

Namawiał Pana? W jednym z wywiadów jakby się trochę dystansował.

To ja - a jestem przecież wiceprzewodniczącym Polskiego Stronnictwa Ludowego - byłem zwolennikiem "scenariusza autonomicznego". Uważałem, że niebranie udziału w wyborach prezydenckich jest dla PSL ryzykowne. Uznałem też, że pojawiła się szansa do zademonstrowania zmian pokoleniowych, które zachodzą w polskiej polityce.

W PSL to nie nowość. Waldemar Pawlak, gdy został po raz pierwszy premierem, miał 33 lata.

Wtedy to starsi działacze typowali kogoś młodego, dziś średnie i młode pokolenie zaczynają się rozpychać same. Mamy wielu młodych wójtów, prezydentów, popieranych przez PSL. Z mojego świętokrzyskiego podwórka prezydent Starachowic to 25-latek, najmłodszy w Polsce włodarz miasta.

Ale co innego być prezydentem Starachowic, a co innego prezydentem państwa.
Jasne, ale ja mówię o tendencji, jaka się zarysowała. Sądzę, że mając 40 lat, posiada się już spore doświadczenie, a przy tym bardzo dużo energii do działania. Niektórzy uważają, że to najlepsze lata w życiu mężczyzny. Chcę je zaoferować Polsce.

Marszałkiem jest Pan od dziewięciu lat, ale województwo świętokrzyskie nie błyszczy. Duże bezrobocie - ocenia w "Polityce" poseł Andrzej Szejna z SLD.
Bezrobocie jest rzeczywiście o 2,5 procent wyższe niż średnio w Polsce. Ale w 2006 roku wartość regionalnego PKB wynosiła 27 miliardów złotych, a teraz - 41 miliardów. Gdy w 2004 roku wstępowaliśmy do UE, świętokrzyskie było najbiedniejszym regionem Unii! Stopniowo się odbijamy.

Czy może Pan wygrać z Andrzejem Dudą? Za nim stoi PiS, które ma około 30 procent poparcia. PSL wprawdzie pnie się w górę, ale jednak to nie to.

Wierzę, że wybory prezydenckie to nie rywalizacja zaplecza partyjnego, ale pojedynek konkretnych osób.

Jaką ma Pan przewagę nad Andrzejem Dudą?

Odbędą się, moim zdaniem, swoiste prawybory 40-latków. Za mną, niczego nie ujmując Andrzejowi Dudzie, przemawia doświadczenie. Pochodzę z Polski lokalnej, gdzie się rozwiązuje konkretne problemy dotyczące ochrony zdrowia, edukacji, kultury czy inwestycji. Nie ukrywam, że będę się też odwoływał do elektoratu PiS. Wierzę, że mogę Andrzeja pokonać.

Zna Pan Dudę?

Spotkaliśmy się, bo jest europosłem z okręgu małopolsko-świętokrzyskiego. Ale wracając do meritum: mam wrażenie, że Polacy są zmęczeni PO-PiSem, wojną polsko-polską, wyborami przeciw PO lub przeciw PiS. Chcę im zaproponować głosowanie na "tak". Zachęcać do pójścia trzecią drogą. Drogą rozsądku i umiaru. Dwukrotnie już wzywałem Andrzeja Dudę do debaty, ale nie odpowiedział. Być może się boi? Moim zdaniem, w Prawie i Sprawiedliwości sumienie prezesa jest sumieniem jego członków. Boję się, że gdyby prezydentem został kandydat tego ugrupowania, mógłby się starać partyjny system wartości narzucić wszystkim Polakom. Ja natomiast, trawestując króla Zygmunta Augusta, mówię: nie chcę być właścicielem sumień Polaków. Pragnę tworzyć przestrzeń wolności, szerokie centrum, do którego będę się odwoływał.

Podpisałby Pan konwencję przeciw przemocy?
Nie. Można i należy walczyć z przemocą. Bez niej.

Interesuje się Pan polityką zagraniczną? Leży ona w kompetencjach prezydenta.

Chciałbym właśnie na ten temat podebatować z innymi kandydatami. W największym skrócie: wyzwaniem powinno być doprowadzenie do jednomyślności w UE i NATO, aby Rosja nie mogła nas rozgrywać. Nienaruszalność granic na Ukrainie - oczywiście, ale i pilnowanie interesów Polski. Andrzejowi Dudzie wymknęła się wypowiedź o wysłaniu polskich wojsk na Ukrainę. Ja zdecydowanie nie podzielam entuzjazmu Zbigniewa Bujaka, który chciałby wysyłać tam naszych żołnierzy. Wydaje mi się też, że nie jest dla Polski korzystny fakt, iż nie braliśmy udziału w szczycie w Mińsku. Tam przecież zapadały decyzje, które mają wpływ na nasze bezpieczeństwo. Dodam jeszcze, że prezes Kaczyński chciał swego czasu (wypowiedź dla European Voice w 2008 roku) przesunąć pieniądze ze wspólnej polityki rolnej na stworzenie armii europejskiej! Tu z mojej strony był i będzie absolutny sprzeciw! Choć jestem człowiekiem spokojnym i koncyliacyjnym, tematów, w których będziemy się różnić z Andrzejem Dudą, jest wiele. Warto, żeby o odmiennych koncepcjach dowiedzieli się Polacy. Potrzebne są więc merytoryczne debaty, a nie wyznaczanie, kto z kim ma dyskutować. Wszyscy kandydaci bowiem są równi.

Ma Pan przystojną żonę. Widziałam jej zdjęcie w internecie. Będzie Panu pomagała w kampanii?
Oczywiście. Ale na razie głównie podnosi mnie na duchu, bo teraz, w czasie kampanii wyborczej, na nią spada opieka nad naszymi synami. Starszy ma dwanaście, młodszy osiem lat. Poza tym żona pracuje, jest urzędniczką w gminie, w której mieszkamy, czyli w Miedzianej Górze pod Kielcami. Ale mam nadzieję, że wystąpi za mną podczas konwencji.

Zaśpiewa Pan coś podczas konwencji? Podobno dobrze Pan śpiewa?
Może się zdecyduję. Grałem kiedyś w zespole na gitarze i śpiewałem. Polskiego rocka, bluesa, poezję śpiewaną, nawet disco polo. Jedni jeżdżą na nartach, inni mogą śpiewać.

Podobno w młodości chciał Pan zostać księdzem? Pańska mama powiedziała o tym któremuś z dziennikarzy.

Działałem w ruchu oazowym i byłem ministrantem. Miło wspominam ten okres. Rzeczywiście, w pewnym momencie zacząłem się zastanawiać nad swoim powołaniem… Mama była skonsternowana, gdy ta informacja pojawiła się w mediach, zadzwoniła do mnie z zapytaniem: czy dobrze, że o tym powiedziałam?

Jak Pan ocenia prezydenturę Bronisława Komorowskiego? Naprawdę sądzi Pan, że może go pokonać?
Mam dla Bronisława Komorowskiego szacunek. Spotykaliśmy się między innymi w 2012 roku, kiedy to pan prezydent odznaczył mnie Złotym Krzyżem Zasługi za działalność samorządową. W wielu przypadkach prowadził politykę tonizującą, co mi się podobało. Dziś jednak jestem zdumiony, że prezydent nazwał swoich rywali czeladnikami! To jest - mówiąc eufemistycznie - niegrzeczne. Uważam, że ja byłbym bardziej aktywnym prezydentem, częściej bym korzystał z inicjatywy ustawodawczej. Jednym z najważniejszych problemów jest, moim zdaniem, demografia. Myślę i będę chciał przedstawić koncepcję, co trzeba zmienić, aby Polki chciały rodzić więcej dzieci w Polsce. A te, które wyjechały na Zachód, by chciały z rodzinami, w tym z urodzonymi już w Londynie, Brukseli czy Dublinie małymi Polakami - powrócić do Polski.

Prezydent Komorowski ma pięcioro dzieci, a Pan dwoje.
No tak (śmiech), ale ja nie powiedziałem jeszcze ostatniego słowa.

Adam Jarubas
Kandydat PSL na prezydenta RP. Wybrany w 2006 roku do świętokrzyskiego Sejmiku z listy PSL, został w wieku 32 lat marszałkiem województwa. Funkcję tę sprawuje do dziś.
Historyk, ekonomista, specjalista w dziedzinie zarządzania.
W 2012 roku został wiceprzewodniczącym PSL.
Mieszka z żoną i dwójką dzieci w sąsiadującej z Kielcami Miedzianej Górze.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki