Jasnowidz z Człuchowa, Krzysztof Jackowski odpowiada na listy [PRZEPOWIEDNIE DLA CZYTELNIKÓW]
Henryka G.A.: - Chociaż mieszkam od 15 lat w Niemczech, to regularnie czytuję "Dziennik Bałtycki", który - mimo pewnych trudności - udaje mi się tu nabywać. Dbają o to moi bliscy i znajomi, za co jestem im bardzo wdzięczna. Rok 2011 był dla mnie bardzo niedobry, dnia 11.07.2011 zmarł na raka wątroby mój mąż. Pogrzeb był 20.07.2011. Po uroczystościach pogrzebowych moi bliscy, jak i znajomi spotkaliśmy się w lokalu na stypie. Po powrocie do domu stwierdziłam, że miało miejsce włamanie. Zawartość wszystkich szafek i szuflad leżała wyrzucona na podłogę. Złodzieja (złodziei?) interesowały wyłącznie pieniądze i biżuteria. Zginęła znaczna suma pieniędzy, jak również cenna biżuteria. Oczywiście zgłosiłam włamanie i kradzież na policję. Przyjechali bardzo szybko, pracowali bardzo
skrupulatnie, ale minął rok, a żaden ze sprawców nie został złapany. Zginęły mi wszystkie pamiątki rodzinne i odziedziczone po mężu. Ogromny szok - szczególnie, że stało się to w takim dniu, w takich okolicznościach. Czy może Pan mógłby coś na ten temat powiedzieć?
Krzysztof Jackowski: - Stało się to w taki dzień, bo kradzież oczywiście nie była przypadkowa, lecz zaplanowana. Okradł panią ktoś z rodziny, mężczyzna o imieniu Bogdan. On od dawna planował tę kradzież, stypa była świetną okazją, którą wykorzystał.