Płacimy za leczenie, choć jesteśmy ubezpieczeni. Co mówią mieszkańcy Pomorza? KOMENTARZE CZYTELNIKÓW
Od kilku lat bulwersuje mnie "żebranie" o rehabilitacje dla mojej córki.
W związku z tym, że jej jednostka chorobowa - rdzeniowy zanik mięśni - nie została zakwalifikowana przez ministerstwo, jako choroba przewlekłą, muszę przechodzić istne korowody, związane z załatwieniem jej rehabilitacji w przychodni. Na stałą rehabilitację nie można liczyć, bo nie jest prowadzona przez powołane do tego instytucje państwowe.
Zostaje więc rehabilitacja prywatna, bo przysługujące dwa razy w roku cykle 10 zabiegów w przychodni, nie załatwiają problemu.
Za każdym razem musimy udowadniać, że rehabilitacja jest niezbędna, ma wpływ na przedłużenie jej i tak ograniczonej sprawności ruchowej.
Na łózko, podnoszone elektrycznie czekam już rok, kolejka jest jeszcze na dwa lata.