Jasnowidz z Człuchowa, Krzysztof Jackowski odpowiada na listy [PRZEPOWIEDNIE DLA CZYTELNIKÓW]
Grażyna K.:
- Piszę do Pana ze słonecznej Italii. Przeczytałam i czytam ponownie Pana książki, świetnie napisane, nowoczesne i dużo o jasnowidzeniu w praktyce. Gratuluję. Ja jako kilkunastoletnia dziewczyna miałam przebłyski jasnowidzenia. Kilka razy pomyślałam, że wydarzy się coś złego. Przestraszyłam się ogromnie. Brałam winę na siebie, myślałam, że to ja jestem zła, bo myślę źle i ściągam złe zdarzenia. Chyba się zablokowałam, bo już nie mam tych przeczuć.Pracuję jako opiekunka osób starszych i chorych za granicą. Nie daję już rady, jestem wykończona i wypalona. Ale z czegoś trzeba żyć. Do tej pory nie znalazłam pracy odpowiadającej mojej pasji. Jestem po studiach, interesuje mnie, skąd pochodzimy i dlaczego ten świat jest taki okrutny. Chciałam dokonać w życiu czegoś wielkiego, coś odkryć, wynaleźć. Co powinnam robić, gdzie jest odpowiednia dla mnie praca? Czy znajdę kiedyś swoją drugą połówkę i kiedy? Co z moim zdrowiem? Serce szaleje, nadciśnienie, cellulitis na całym ciele. Co ze zdrowiem mojego podopiecznego, Włocha, którym się opiekuję? Co ze zdrowiem mojej mamy, która pozostaje sama w kraju? Ma różne kłopoty ze zdrowiem, twierdzi, że wszystko ją boli, co wymaga w pierwszej kolejności leczenia?
Podziwiam Pana, że robi Pan to co robi. Tłumaczyć w kółko głąbom, że jasnowidzenie to delikatna materia i być dalej takim normalnym, skromnym, poszukującym - trzeba być ze stali. Życzę zdrowia i wielu sukcesów.
Krzysztof Jackowski:
- Takie nastały czasy, ludzie się kształcą, realizują swoje aspiracje, a potem zderzają się z twardą rzeczywistością - że ich wiedza, spełnianie ambicji nikomu nie jest potrzebne. Pan psycholog ląduje na budowie, a pani po orientalistyce przy zmywaku w angielskiej knajpie. Nikt się nie pyta, co by pan chciał robić, o czym marzy. Życie spsiało, jest zapotrzebowanie na podstawowe, prymitywne zajęcia. Nie ma miejsca na realizowanie się, jest walka o przetrwanie. To może się nie podobać, ale trzeba temu się poddać, żeby nie zginąć. A z drugiej strony, czy podanie szklanki wody cierpiącemu człowiekowi nie jest ważniejsze od teoretycznych rozważań ontologicznych?
Powinna pani robić to co dotychczas. To jest wartościowe zajęcie, dla pani i dla innych. Te niepokojące panią zachowania własnego organizmu to objawy menopauzy, czyli coś jak najbardziej normalnego. Znajdzie pani drugą połówkę za kilka lat. Na razie niech pani nic nie zmienia w swoim życiu. Zmiany na lepsze nastąpią za około 6 lat. Zdrowie Włocha ulegnie poprawie, on ma silny organizm, który nie podda się chorobie. Jeśli chodzi o mamę, to nie widzę u niej jakiejś choroby, lecz starcze zdziwaczenie. Jest osłabiona, ciągle senna, bo nadużywa leków uspokajających. Nie trzeba jej leczyć, ale już wkrótce będzie wymagać stałej opieki.