„Elizabeth Costello” [RECENZJA]. Wszyscy jesteśmy Elizabeth Costello. Recenzujemy nowy spektakl Krzysztofa Warlikowskiego

Krzysztof Połaski
Krzysztof Połaski
materiały prasowe Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych
Krzysztof Warlikowski długo kazał polskiej publiczności czekać na swoje nowe dzieło. Chociaż trudno w to uwierzyć, od czasu premiery spektaklu „Odyseja. Historia dla Hollywoodu” mijają właśnie trzy lata. Ależ ten czas leci! Cierpliwość jednak popłaca, bo „Elizabeth Costello” oddziałuje na widzów znacznie mocniej niż poprzednie dzieło. Spektakl obejrzeliśmy w ramach i dzięki uprzejmości Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych. Sprawdźcie naszą recenzję.

Spis treści

Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych 2024

Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych to impreza, obok której nie można przejść obojętnie. Wydarzenie, które odbywa się w Teatrze Powszechnym w Łodzi, co roku przyciąga największych i najważniejszych teatralnych twórców w Polsce, którzy właśnie tam chcą zaprezentować swoje najnowsze inscenizacje. Nie inaczej było i tym razem, bowiem do Łodzi ze swoim nowym spektaklem pt. „Państwo / Der Staat” przyjechał Jan Klata, pojawił się Jan Englert z widowiskiem „Fredro. Rok Jubileuszowy”, Marta Górnicka pokazała mocne „Matki. Pieśń na czas wojny”, Mateusz Pakuła podzielił się swoim niezwykle osobistym spektaklem „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję”, natomiast Krzysztof Warlikowski spowodował, że festiwalowa publiczność wpakowała się do autokarów i przyjechała do warszawskiego Nowego Teatru, gdzie czekało na nią kilka wcieleń „Elizabeth Costello”.

O Elizabeth Costello słów kilka

Kimże jest Elizabeth Costello? To australijska pisarka, która jest matką, babcią i... postacią fikcyjną. Do życia powołał ją pisarz John Maxwell Coetzee, a Krzysztof Warlikowski uczynił z niej bohaterkę kilku swoich spektakli, teraz poświęcając jej całe widowisko. Elizabeth Costello to postać / wytrych, bowiem każdy z nas może być Elizabeth Costello. Na scenie oglądamy ją w różnych wcieleniach, które prezentują kolejno Jadwiga Jankowska-Cieślak, Małgorzata Hajewska-Krzysztofik, Ewa Dałkowska, Maja Ostaszewska, Andrzej Chyra i Maja Komorowska. Każda z tych aktorek (plus Andrzej Chyra) tworzy inną wizję postaci, która umiejscowiona jest w odmiennym momencie swojego życia oraz okolicznościach. Te swoiste nowelki, które na pierwszy rzut oka jawią się jak składanka typowych elementów spektakli Krzysztofa Warlikowskiego, finalnie układają się w dość sentymentalną opowieść o drodze, jaką przez całe swoje życie pokonuje każdy z nas. I ta uniwersalność przekazu jest największą siłą „Elizabeth Costello”, bo to spektakl, w którym może przyjrzeć się sobie każdy widz.

Czule o kobietach

Krzysztof Warlikowski, niejako kryjąc się sam za postacią Elizabeth Costello, w niezwykle czuły sposób opowiada o kobietach. O tym, jak bardzo czas, rodzina i normy zachowania stają się ich wrogiem. Jeden z najbardziej poruszających segmentów spektaklu to ten, który skupia się na pragnieniu bycia pożądaną oraz atrakcyjną mimo swojego wieku. Wepchnięta w świat konwenansów, gdzie słowo BABCIA zobowiązuje, tytułowa bohaterka jest związana rodzinnymi łańcuchami, które hamują ją jeszcze mocniej niż metryka. Z drugiej strony, Warlikowski nie ogranicza się wyłącznie do kobiet, bo ten spektakl i ta bohaterka nie miałaby prawa bytu bez mężczyzn; postać syna, którego kolejno kreują Bartosz Gelner (czemu tak bardzo dawkuje się tutaj jego obecność na scenie?!? Jest świetny!) i Jacek Poniedziałek, to przykra, lecz prawdziwa, wizja kryzysu męskości i obraz człowieka, którego życie zostało zdominowane przez kompleksy. Jedną silną kobietę zastąpił drugą, jeszcze silniejszą, samemu chowając się w cieniu, niejako rezygnując z własnej tożsamości, stając się skrawkiem siebie samego sprzed lat.

4 godziny spektaklu

Akcja widowiska została umieszczona w typowej scenografii spektakli Krzysztofa Warlikowskiego; Małgorzata Szcześniak wyeksponowała widzom salę wykładową, która miesza się z ukrytą za pleksi przestrzenią rodzinną oraz toaletą, gdzie armatura łazienkowa, niejako symbolicznie, staje się tym elementem, który towarzyszy człowiekowi przez całe życie. Widzowie, którzy obcowali już z twórczością dyrektora artystycznego Nowego Teatru w Warszawie raczej nie będą zaskoczeni długością spektaklu, aczkolwiek te cztery godziny dałoby się ciut skrócić. Można odnieść wrażenie, że w pewnym momencie spektakl staje się przegadany, ale na szczęście wybija wówczas dzwonek na przerwę, a to, co dzieje się w II akcie, jest wyłącznie mocniejsze.

Emocje w finale

„Elizabeth Costello” szalenie działa na emocje. Szczególnie obok finału widowiska Krzysztofa Warlikowskiego trudno przejść obojętnie; Maja Komorowska daje popis wybitnego i najeżonego emocjami do granic możliwości aktorstwa, ale i sam wydźwięk spektaklu, który dobitnie przypomina nam o przemijaniu, sprawia, że łzy same płyną do oczu. Elizabeth Costello jest w każdym z nas. Wszyscy nią jesteśmy. I to jest jednocześnie przerażające, jak i piękne. Tak jak życie.

PS Ewelina Pankowska jest wspaniała w swoich rolach! Niech gra jak najwięcej. Dziękuję za uwagę.

Krzysztof Połaski

„Elizabeth Costello” [RECENZJA]. Wszyscy jesteśmy Elizabeth ...

Jesteśmy na Google News. Dołącz do nas i śledź TeleMagazyn.pl codziennie. Obserwuj TeleMagazyn.pl

emisja bez ograniczeń wiekowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na telemagazyn.pl Telemagazyn