Abp. Głódź, abp. Gocłowski i bp. Krupa wspominają zmarłego prymasa seniora Józefa Glempa
Prymas nie uciekał przed osobistą odpowiedzialnością
Z arcybiskupem Tadeuszem Gocłowskim rozmawia Barbara Szczepuła
Czy Józef Glemp był prymasem na tak trudne czasy?
Czas był rzeczywiście trudny i dla Polski i dla Kościoła, ale ksiądz prymas Józef Glemp dobrze sobie radził, choć nie obyło się bez potknięć, bo to niemożliwe w takich warunkach. W sumie był dobrze przygotowany do tej funkcji przez studia na Uniwersytecie Gregoriańskim w Rzymie, kiedy to obserwował z bliska Sobór Watykański II, potem był sekretarzem księdza prymasa Wyszyńskiego, co było znakomitą szkołą, wreszcie przez dwa lata był biskupem diecezji warmińskiej, ale pozostawał nadal w bliskich kontaktach z prymasem Wyszyńskim. Po jego śmierci w burzliwym roku 1981 sam zostaje prymasem, a rok ten kończy się jak wiemy stanem wojennym…
Byliśmy trochę rozczarowani, że prymas był zbyt ugodowy i koncyliacyjny.
Krytyka była nieuzasadniona. Prymas zdawał sobie sprawę, że nie można doprowadzić do wybuchu niezadowolenia społecznego, śmierć górników z kopalni Wujek była tragicznym ostrzeżeniem. Starał się zatem łagodzić i tonować nastroje.
Bardzo przeżywał śmierć księdza Popiełuszki i pamiętam, że w programie telewizyjnym Gdański Dywanik mówił, że ma wyrzuty sumienia, iż nie wysłał go do Rzymu, co mogło uratować mu życie.
Widział niebezpieczeństwo, które groziło księdzu Jerzemu i dlatego chciał go wysłać za granicę na studia, ale z drugiej strony zdawał sobie sprawę, jak ważna jest jego obecność dla mieszkańców Warszawy, a szczególnie dla hutników. Ma pani rację, prymas Glemp mówił o tym wprost i nie uciekał przed osobistą odpowiedzialnością, kiedyś nawet - pamiętam - wspominając księdza Popiełuszkę miał łzy w oczach. Cały czas go to nurtowało.
Może w sumie miał trochę pecha, bo na tle swojego wielkiego poprzednika wypadał blado.
Ja oceniam prymasa Glempa z perspektywy czasu pozytywnie. Pani mówi o pechu, a ja myślę, że miał też szczęście, bo wielkim wsparciem dla niego był Jan Paweł II.