Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zuzanna Rybicka z ChKŻ-etu Chojnice: Zakrzepica zmieniła moje życiowe plany. Woda i wiatr wypełniają w nim przestrzeń pasji i zabawy

Maciej Mikołajczyk
Zuzanna Rybicka, reprezentantka ChKŻ-etu Chojnice, nie rezygnuje ze sportu i nadal ściga się na bojerach
Zuzanna Rybicka, reprezentantka ChKŻ-etu Chojnice, nie rezygnuje ze sportu i nadal ściga się na bojerach archiwum Zuzanny Rybickiej
Rozmowa z żeglarką Zuzanną Rybicką, która z powodu choroby układu krążenia musiała zrezygnować z profesjonalnego uprawiania swojej dyscypliny na rzecz mniej obciążających zajęć. Z pasją realizuje się więc jako psycholog sportu, ale nie rezygnuje m.in. z zawodów bojerowych. Wspiera ją w tym partner Michał Burczyński.

Żeglarstwem zarazili panią rodzice. Innego wyboru nie było?
Tak. To oni zapisali mnie do jednego z warszawskich klubów żeglarskich, w którym stawiałam swoje pierwsze kroki. To było już dość dawno, bo 20 lat temu. Pamiętam, że byłam bardzo mała, a Zalew Zegrzyński wydawał mi się ogromny. Od najmłodszych lat lubiłam sport. Byłam bardzo żywym dzieckiem. Rodzice zapisywali mnie też na inne zajęcia, później rozpoczęłam naukę w szkole sportowej, w której trenowaliśmy bardzo wiele różnych dyscyplin, ale żeglarstwo było mi zawsze najbliższe i to z nim wiązałam swoją przyszłość. Żeglując na optimiście, zaczęłam odnosić pierwsze sukcesy, które były motorem napędowym do dalszych treningów. Szukając mocnej grupy treningowej, dobrego zaplecza i trenera, znalazłam się w ChKŻ Chojnice, który dalej z dumą reprezentuję.

Jak wyglądała pani walka z zakrzepicą?
To był bardzo trudny i przełomowy czas w moim życiu. Okazało się, że muszę zrezygnować z żeglowania na łódce 49er FX. W związku z niedrożnością żył w nodze czekał mnie zabieg i przyjmowanie na stałe leków rozrzedzających krew. Niestety, ale nic więcej nie dało się zrobić. Musiałam zmienić swoje życiowe plany związane z wyczynowym żeglowaniem. Skoncentrowałam się na studiach oraz zaczęłam pracować jako instruktor żeglarstwa. Ta robota dawała mi dużo frajdy, chociaż nie była spełnieniem moich sportowych marzeń. Lekarze po roku rekonwalescencji wyrazili zgodę na mój powrót do żeglarstwa lodowego, które zawsze było dla mnie świetnym uzupełnieniem sezonu na wodzie. Bojery mniej obciążają nogę i wiążą się z mniejszym ryzykiem urazów niż żeglowanie na skiffie. Zakrzepica zmieniła moje życiowe plany, ale mimo wszystko woda i wiatr wypełniają w nim przestrzeń pasji i zabawy. Latem w wolnym czasie pływam na kite, a zimą latam na bojerze, do czego podchodzę już z większym dystansem, ale dalej z ogromnym zaangażowaniem. Muszę pamiętać, aby uważać na nogę i urazy.

Już w liceum wiedziałam, że wybiorę dziennikarstwo lub psychologię, ponieważ widziałam się w tych rolach. Postawiłam na to drugie.

Jaki kierunek wybrała pani na uczelni?
Kierunek studiów wybierałam będąc jeszcze czynną zawodniczką. Już w liceum wiedziałam, że wybiorę dziennikarstwo lub psychologię, ponieważ widziałam się w tych rolach. Postawiłam na to drugie. W trakcie studiów obrałam ścieżkę związaną z psychologią kliniczną oraz sportu. Aktualnie pracuję w zawodzie i dalej się rozwijam, realizując kolejne kierunki na studiach podyplomowych i pracując z dziećmi z zaburzeniami rozwoju.

Jak długo trwał pani powrót do sportu? To wymagało wielu wyrzeczeń.
Lekarze nie zgodzili się na mój powrót do zawodowego sportu, czyli żeglowania na łódce 49er FX. Okres rekonwalescencji nie należał do przyjemnych. Dość długo powracałam do zadowalającej sprawności w nodze. Szczęśliwie dostałam zielone światło na treningi i starty w żeglarstwie lodowym.

Czy z bojerów zawodnik jest w stanie się utrzymać? Czy stypendia sportowe to jedyne wsparcie?
Aktualnie bojery są dla mnie bardzo ważną pasją, ale nie stanowią źródła utrzymania. W ostatnich latach wyłączono żeglarstwo lodowe z systemu finansowania i nie mamy już możliwości otrzymania stypendium z ministerstwa sportu. Mogę liczyć na częściowe wsparcie klubu, a pozostałą część kosztów pokrywam sama. Żeglarstwo lodowe traktuję już jak pasję z zacięciem sportowym, ale nie ma tutaj mowy o sporcie zawodowym.

ChKŻ Chojnice tworzą wspaniali, życzliwi i pomocni ludzie, dzięki którym mogłam się rozwijać żeglarsko przez wiele lat.

Reprezentuje pani chojnicki ChKŻ. Jak długo trenuje pani w tym klubie?
Jeżeli dobrze liczę, to ChKŻ reprezentuję już 14-ty sezon. Jestem bardzo sentymentalnie związana z tym klubem. Tworzą go wspaniali, życzliwi i pomocni ludzie, dzięki którym mogłam się rozwijać żeglarsko przez wiele lat. Niestety, ostatnio nie miałam zbyt wielu okazji, aby odwiedzić Charzykowy, ale spędziłam tam niezliczone godziny, trenując na optimiście. Zawsze bardzo dobrze wspominam to miejsce i ludzi. Mam nadzieję, że w tym sezonie zamarznie Funka i będziemy mogli pojechać tam na regaty.

Jakie to uczucie wygrywać na lodzie z mężczyznami?
Przyzwyczaiłam się już do rywalizacji z mężczyznami, ale bardzo się cieszę, gdy na lodzie pojawiają się kobiety. Jest nam wtedy raźniej. Odczuwam różnice w możliwościach fizycznych między płciami. Jest mi trudniej na starcie szybko rozpychać ślizg oraz latać przy silnym wietrze, ale mam za to przewagę w słabo wiatrowych warunkach. Oczywiście bardzo lubię wygrywać, bo po to właśnie się ścigamy. Nie przepadam za to za podziałem sportów na damskie i męskie. Usłyszałam kiedyś, że kobiety nie powinny latać na bojerach i bardzo mi się to nie spodobało. Skoro potrafię latać bojerem i sprawia mi to przyjemność to znaczy, że jest to sport dla mnie. Może komentarz ten wynikał z obawy przed przegraną z kobietą?

Bojery potrafią łączyć. Sama się o tym pani przekonała. Jak poznała pani swoją bratnią duszę?
Tak było w naszym przypadku. Z Michałem poznaliśmy się wiele lat temu na bojerach, a pewnej zimy zostaliśmy parą. Teraz przyjeżdżamy już drugi sezon na bojery z naszym synkiem Maksem. Taka wyprawa to niezła logistyka, ale mamy świetny rodzinno-bojerowy team. Bardzo pomaga nam tata Michała. Piotr Burczyński jest jednym z najbardziej utytułowanych bojerowców w kraju. Dzieli się z nami swoją wiedzą oraz pomaga w przygotowaniach sprzętu, a gdy jesteśmy na lodzie, spędza czas z wnukiem. My z Michałem jesteśmy dla siebie wsparciem i można powiedzieć sparingpartnerami.

Dlaczego tak mało kobiet uprawia żeglarstwo lodowe?
Myślę, że główną przeszkodą jest aspekt techniczny tej dyscypliny. Przygotowanie sprzętu wymaga umiejętności szkutniczych i wielu godzin spędzonych w warsztacie. Same warunki na lodzie też nie zawsze są przyjemne. Bywa, że jest bardzo zimno. Z opowieści starszych bojerowców wiem, że kiedyś było nas więcej. Sama pamiętam, jak 10 lat temu rozgrywaliśmy nawet mistrzostwa Polski kobiet. Temat jest dość złożony, na kurczącą się flotę mają też wpływ zmiany klimatyczne i coraz krótsze zimy. Sprzęt jest kosztowny, wymaga przygotowań, a sezon bywa krótki i kapryśny. Zdarza się, że w poszukiwaniu lodu zjeżdżamy pół Europy. Aktualnie zmieniło się też żeglarstwo letnie, bardziej powszechne stały się zgrupowania w ciepłych krajach i młodzi żeglarze nie mają już tak długiej przerwy zimowej, którą mogłyby wypełniać bojery.

Co takiego kręci panią w bojerach? Adrenalina, mróz?
To jest świetne pytanie, które czasami zadaję sobie sama, marznąc na środku jeziora, ale zawsze dochodzę do wniosku, że lubię to. W bojerach kręci mnie prędkość, rywalizacja, szybkie podejmowanie decyzji i gra błędów. Dodatkowo lubię samo uczucie poruszania się po lodzie i aspekt obcowania z naturą.

Jak wygląda pani tegoroczny sezon? Gdzie i kiedy ma pani zaplanowane starty?
Bojery są bardzo nietypową dyscypliną sportu. Niewiele możemy zaplanować, ponieważ nasze treningi są zależne od pogody. W tym roku szczęśliwie solidne mrozy przyszły już pod koniec grudnia i zaraz po świętach wyjechaliśmy na treningi do Żnina. Część polskiej floty wzięła też udział w grudniowych regatach w Szwecji i Finlandii. Dla bojerowców każdy dzień treningowy jest na wagę złota. Trzeba "wylatać" godziny, które pozwolą poczuć sprzęt i swobodę ruchów oraz znaleźć odpowiedni trym sprzętu. Żeglarstwo lodowe jest złożoną dyscypliną ze względu na konieczność połączenia umiejętności żeglarskich z przygotowaniem technicznym sprzętu. W tym pomaga mi tata Michała, który dzięki ogromnemu doświadczeniu i umiejętnościach szkutniczych potrafi zestroić bardzo szybkie zestawy sprzętu. Przede mną w tym sezonie jeszcze wiele pracy związanej z trymem nowego bojera. Celem na ten sezon jest jak najlepsze przygotowanie teamu do mistrzostw świata i Europy organizowanych przez Szwajcarów.

Co uważa pani za swój największy sukces? Jest duża różnica poziomu pomiędzy juniorami a seniorami?
Każdy sukces był dla mnie w danym momencie bardzo ważny. Jest duża różnica w ściganiu pomiędzy poziomem juniorskim i seniorskim przede wszystkim ze względu na wielkość floty. W tym sezonie moim celem jest zakwalifikowanie się do złotej grupy w mistrzostwach świata i poprawienie wyniku w klasyfikacji generalnej z 2019 roku. Bardzo mocno też kibicuje Michałowi i trzymam kciuki za jego sukcesy medalowe.

Czego pani zatem życzyć w tym sezonie?
Marzeniem każdego bojerowca jest długa i mroźna zima bez większych opadów śniegu.

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki