Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zmobilizował mnie Kaczyński

Barbara Szczepuła
Ja mam w sobie gen zdrady?! - Mój przodek, Ludwik-Fundament Karśnicki, kasztelan wieluński, był posłem na Sejm Czteroletni, który uchwalił Konstytucję 3 Maja! - denerwuje się Wanda Kuropatwińska.

Chodziła po domu podminowana: - Jak można tak deprecjonować Trybunał Konstytucyjny! Coś powinniśmy zrobić - mówiła do męża. - Ale co? Gdy usłyszała o Komitecie Obrony Demokracji, wiedziała, że to jest to. Oboje poszli na manifestację.

- Wszystko potoczyło się w zaskakujący sposób - opowiada mi Wanda Kuropatwińska, gdy odwiedzam ją na Morenie. Podczas tej grudniowej manifestacji pod stocznią padał deszcz, było upiornie zimno i wielu było przekonanych, że impreza się nie uda. Dziennikarz TVN zapytał ją, dlaczego tu przyszła. Powiedziała zgodnie z prawdą, że zmobilizował ją Jarosław Kaczyński swoją wypowiedzią o Polakach drugiego sortu, którzy mają w sobie gen zdrady. To ją dotknęło do żywego! - Ja mam gen zdrady?! - Mój przodek, Ludwik Fundament-Karśnicki, kasztelan wieluński, był posłem na Sejm Czteroletni, który uchwalił Konstytucję 3 Maja! Zasiadał w komisji wojskowości i zachowała się jego mowa na temat wojska z 1789 roku! Podobno nawet, choć nie ma na to dowodów, bo nie badała aż tak dokładnie sprawy, jego podpis znajduje się pod tekstem konstytucji. I Kaczyński, który nie szanuje obowiązującej dziś konstytucji, ośmiela się jej, Wandzie Kuropatwińskiej, zarzucać, że nosi w sobie gen zdrady? Miota obelgami.

- Często słyszę w wypowiedziach rządzących, że jesteśmy dumnym narodem. Tak, jesteśmy dumnym narodem, każdy z nas ma wśród swoich bliskich kogoś, z kogo może być szczególnie dumny - wołała stojąc na estradzie pod Zieloną Bramą podczas ostatniego marszu KOD trzeciego maja. Początkowo wahała się, czy zabrać głos, czy to nie będzie wyglądało jak chwalenie się przodkami, ale mąż ją przekonał: - Ważne, by wypowiadali się zwykli ludzie, a nie politycy. Wystąpienie to przyniosło jej popularność, w każdym razie rozpoznawalność, ludzie się do niej uśmiechają i to jest bardzo miłe.

Każdy przecież ma jakiegoś dziadka, tłumaczyła sama sobie, jeden walczył, drugi budował Gdynię, trzeci odbudowywał Gdańsk albo Warszawę, jeszcze inny uczył, leczył. Każdy dołożył swoją cegiełkę.

I przypomina sobie opowieści rodzinne nie tylko o pośle Ludwiku Fundament-Karśnickim, ale też o przodkach walczących pod Wiedniem i o tych, którzy brali udział w powstaniach od listopadowego (podchorąży Karol Karśnicki był przyjacielem Piotra Wysockiego) przez styczniowe, po warszawskie, bo powstańcem warszawskim był ojciec mojego męża Piotra, Stanisław Kuropatwiński - wyjaśnia. - Harcerz Szarych Szeregów walczył na Woli w batalionie Zośka, w pierwszych dniach sierpnia został ranny… Drugi sort? Gen zdrady?

Ciocia Teresa Karśnicka-Kozłowska w swoich wspomnieniach dodała jeszcze szesnastowiecznego pisarza Stanisława Orzechowskiego, osiemnastowiecznego architekta Feliksa Karśnickiego, trzech prymasów i ułana spod Somosierry. Oraz ochotników w wojnie bolszewickiej, w tym Ksawerego, jej ojca, a dziadka Wandy.

***

Mieszkanie Wandy i Piotra Kuropatwińskich w typowym bloku na Morenie jest zupełnie nietypowe, urządzone ze smakiem, pełne rodzinnych portretów i stylowych mebli przypomina raczej dwór szlachecki. Zachwyca piękny pastelowy wizerunek babci Wandy Karśnickiej, de domo Orzechowskiej, właścicielki Karszewa, po której Wanda otrzymała imię i do której jest uderzająco podobna.

A dziadek Ksawery Karśnicki, mąż babci Wandy? We wrześniu 1939 roku wsiadł na swojego ulubionego konia (hodował konie dla wojska) i pojechał na wojnę, traktując to jako swój obowiązek wobec ojczyzny. I zginął. Babcia została sama z czworgiem dzieci, jedna z córek to Łucja, która w przyszłości zostanie moją mamą - wyjaśnia mi Wanda Kuropatwińska. - Babcia wojny nie przeżyła, więc w PRL jej matka, a moja prababcia, Maria Orzechowska, pozbawiona wszystkich dóbr, wyrzucona z majątku w Karszewie, osiadła w Częstochowie i musiała sama utrzymać sieroty, i wykształcić je, ukrywając pochodzenie, by im nie zaszkodzić na uczelniach i w miejscach pracy. Podczas studiów często głodowali, bo o żadnych stypendiach oczywiście mowy nie było. Tak, wtedy byli gorszym sortem Polaków, byli szykanowani i poniżani. I to ma się powtórzyć w wolnej, wytęsknionej Rzeczpospolitej?

- Mnie takie pisowskie etykietowanie raczej śmieszy - dodaje Piotr, mąż Wandy - bo przecież człowiek ma poczucie własnej wartości. Zna swój życiorys. Nie może poważnie traktować kogoś, kto nas obraża. Raczej staramy się te inwektywy obrócić w żart. Jeśli Joachim Brudziński, wicemarszałek Sejmu, wyzywa nas od komunistów i złodziei, świadczy to przede wszystkim o nim. O jego poziomie intelektualnym i o marnym wychowaniu.

W politykę Wanda dotąd się nie angażowała. Jest germanistką, uczyła niemieckiego w liceum, wychowała trzech synów, ale Piotr, owszem, był działaczem Solidarności (na szczeblu zakładowym, ale jednak), był też związany z Klubem Inteligencji Katolickiej, w domu polityka zawsze była obecna, synowie, już w szkole podstawowej oglądali serwisy informacyjne i dyskutowali z tatą. Doktor Kuropatwiński jest wykładowcą na Uniwersytecie Gdańskim, pracuje w katedrze Polityki Gospodarczej, jest też wiceprezydentem Europejskiej Federacji Cyklistów. Więc zrozumiałe, że najbardziej dotknęła go wypowiedź ministra Waszczykowskiego o wegetarianach i cyklistach, którzy - jak stwierdził - nie mają wiele wspólnego z polskimi tradycyjnymi wartościami.

Kuropatwińscy nie są wprawdzie wegetarianami, ale odżywiają się w sposób, który z pewnością jest obcy ministrowi. Wanda skończyła nawet kurs dietetyczny i stosuje przepisy, które tam podawano. Jemy upieczone przez nią ciasteczka owsiane, zamiast masła użyła oleju, zamiast cukru - miodu, a rodzynki zastąpiła żurawiną. Ciastka są znakomite, ale czy nie kłócą się z tradycyjnymi polskimi wartościami?

Opowiada, jak poznała Piotra. Jeszcze jako studentka przyjechała na Boże Narodzenie do cioci Teresy Karśnickiej-Kozłowskiej i została do Sylwestra. Ze swoim kuzynem poszła na prywatkę do Kuro-patwińskich. Piotr otworzył drzwi i… od razu zaiskrzyło. Poprosił ją do wiedeńskiego walca i tańczą go do dziś. W przenośni i w realu. Od kilku lat bowiem tańczą w Szkole Tańca 50 plus, co daje im wiele przyjemności. Piotr lubi powtarzać: jeśli chcesz, by żona traktowała cię jak króla, traktuj ją jak królową. - I tak właśnie jest, czuję się jak królowa - śmieje się Wanda.

***

Pod Zielona Bramą mówiła tak: „Tu, w Gdańsku dobrze pamiętamy słowa Jana Pawła II, że każdy ma w swoim życiu swoje Westerplatte. Nasze Westerplatte jest tu i teraz. Naszym Westerplatte jest obrona konstytucji, praworządności i pozycji Polski w Europie. A poza tym, jak śpiewał Wojciech Młynarski, róbmy swoje. Bądźmy dla siebie życzliwi, rozmawiajmy, budujmy mosty między ludźmi i czytajmy, by nie być ciemnym ludem, który każdy kit kupi. Róbmy swoje!

***

Oboje jeżdżą na manifestacje KOD do Warszawy. Siódmego maja w stolicy maszerowało tylu ludzi, że serce rosło… Nie będziemy kłócić się o liczby. Wszyscy uśmiechnięci, życzliwi, serdeczni. Niektórzy marudzą: jak długo można maszerować, to się musi w końcu ludziom znudzić, a Mateusz Kijowski odpowiada: Zastanówmy się, co by było, gdybyśmy nie maszerowali? Powtarza też, że nie jest przeciw PiS, ale przeciw temu, co PiS robi. I to przekonuje. Będą maszerować do skutku.

- Budujące jest to, że tak wiele pań zaangażowało się w Komitet Obrony Demokracji. To dobrze rokuje - dodaje Piotr. - Moim zdaniem, Jarosław Kaczyński to klasyczny mizogin, nie rozumie kobiet, więc to, co proponuje PiS, jest często antykobiece. Kuriozalne wystąpienie pełnomocnika rządu ds. równego traktowania podczas Kongresu Kobiet w Warszawie zbulwersowało panie. Ów dżentelmen stwierdził, że dyskryminacja płacowa jest jedynie wytworem wyobraźni kobiet, a „szklany sufit jest w głowach samych kobiet”.

Kuropatwiński przygotowuje listę lektur dla koderek i koderów. Na początek takie podstawowe dzieła jak: „O demokracji w Ameryce” Alexisa de Tocqueville’a, Ericha Fromma „Wojna w człowieku”, „Kultury i organizacje” Geerta Hofstede. Chodzi o to, by nie można koderów nazwać - jak mawia Kurski - ciemnym ludem.

- To, że minister Kępa zabrała urzędnikom państwowym wolną sobotę 4 czerwca, na którą planowany jest marsz KOD w stolicy, świadczy o tym, że PiS coraz bardziej boi się społeczeństwa. Oczywiście jedziemy na ten marsz do Warszawy.
- Myślałam - uśmiecha się Wanda - że na emeryturze będę tańczyć, jeździć na rowerze i piec ciasteczka, a tymczasem muszę bronić demokracji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki