Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zmiany pogrążyły Lechię Gdańsk. A miało być tak pięknie...

Paweł Stankiewicz
Przemyslaw Swiderski
Wymieniając większość piłkarzy w jednym oknie transferowym łatwo zepsuć coś, co wcześniej długo się budowało. Można było dokonać rozsądnych wzmocnień i dziś Lechia mogła być w czołówce.

Nowi włodarze Lechii pokazali jak łatwo jest rozbić dobrze funkcjonujący zespół. W poprzednim sezonie trener Ricardo Moniz doprowadził biało-zielonych do czwartego miejsca w piłkarskiej T-Mobile Ekstraklasie, najwyższego w historii klubu po trzeciej pozycji w 1956 roku. Drużyna została jednak w większości rozbita. Przyszło wielu nowych piłkarzy, bo miało być lepiej. Dziś biało-zieloni są na 13 miejscu w ligowej tabeli i muszą martwić się o utrzymanie w krajowej elicie, a nie zawracać sobie głowy walką o podium.

Zdecydowana większość transferów na dziś okazuje się nieporozumieniem. Diogo Ribeiro, którego w klubie już nie ma, czy Adłan Kacajew - jego wkrótce już nie będzie - nawet nie zdążyli zadebiutować w pierwszym zespole w oficjalnym meczu. Kolejne niewypały to Diego Hoffmann, Rudinilson, a mający za sobą debiut w zespole Henrique Miranda i Filip Malbasić leczą ciężkie i długotrwałe kontuzje. Dariusz Trela zaczął sezon jako pierwszy bramkarz, ale niczym nie zachwycił i przegrał rywalizację z Mateuszem Bąkiem, który przecież też nie imponuje wielką formą.

Duże nadzieje wiązane były z przyjściem bardzo utalentowanego Bartłomieja Pawłowskiego. Grał przecież w reprezentacji młodzieżowej, trafił do Malagi, w której zagrał osiem meczów, a nawet strzelił gola w lidze hiszpańskiej. Malaga go jednak nie wykupiła, Bartek wrócił do Polski i trafił do Gdańska. I w żadnym meczu nie potwierdził wielkiego talentu, bo trudno w ten sposób odbierać tylko nieliczne przebłyski. W ostatnim spotkaniu z Podbeskidziem Bielsko-Biała miał trzy okazje, aby uratować chociaż punkt dla Lechii, ale żadnej nie wykorzystał.

Ariel Borysiuk zaczął sezon bardzo dobrze i swoją formą pokazywał, że wkrótce może zacząć pukać do reprezentacji Polski. Zamiast tego zanotował spektakularny zjazd w dół i z meczu na mecz było coraz gorzej. Oczekiwania na pewno był większe. Podobonie jak w przypadku Daniela Łukasika, choć ten zaczął źle, a potem grał coraz lepiej. Jednak w jego postawie także było zbyt dużo wahań formy.

Długo na swoją szansę czekał Adam Dźwigała, a jak się doczekał, to nie na swojej pozycji środkowego obrońcy.
O rozczarowaniu można mówić w przypadkach Tiago Valente, Mavroudisia Bougaidisa i Mateusza Możdżenia. Valente, doświadczony obrońca ligi portugalskiej i Bougaidis, etatowy reprezentant greckiej młodzieżówki, mieli dać gwarancję spokoju na środku obrony, ale oczekiwania mocno rozminęły się z rzeczywistością. Podobnie wygląda sytuacja z Możdżeniem, który nie grał na prawej obronie tak, jak w Lechu Poznań w poprzednim sezonie. Do tego dochodzi jeszcze Danijel Aleksić, który sprawiał więcej problemów wychowawczych niż pokazywał dobrej gry na boisku.

Plusy? Mimo wszystko takie były. Przede wszystkim Antonio Colak, który strzelił sześć goli, choć jest w zespole dopiero od drugiej połowy sierpnia. Dwie bramki dla biało-zielonych zdobył Kevin Friesenbichler, piłkarz o sporych umiejętnościach, dla którego kolejni trenerzy nie potrafili znaleźć właściwego miejsca na boisku. I to wszystkie gole nowych nabytków Lechii, czyli 8 z 21. Na ciepłe słowa, choć bramki jeszcze nie strzelił, zasługuje też Bruno Nazario.

Pozostałe bramki w tej rundzie to zasłga piłkarzy, którzy grali już u Moniza. Cztery strzelił Stojan Vranjes, po trzy Piotr Wiśniewski oraz Maciej Makuszewski oraz jedną Piotr Grzelczak. "Maki" zresztą dołożył jeszcze pięć asyst.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki