Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zielona śmierć czyha w ogrodach

Dorota Abramowicz
Najgorsze jest zlekceważenie problemu - twierdzą lekarze. - Kilkulatek po zjedzeniu trującej rośliny położy się spać. Kiedy zbudzi się po kilku godzinach, wymiotując krwią, może być za późno na ratunek.

Coraz częściej na Pomorzu dochodzi do zatruć dzieci na pozór niewinnymi roślinami z ogrodów, łąk i domów. Maluchy wkładają do buzi nasiona złotokapu (10 nasion dla dorosłego jest dawką śmiertelną), "zagryzają" azalią, liśćmi krzaków pomidorów, bielunia i ziemniaków, bluszczem, diffenbachią i hortensją. Rodzice mają często kłopot z odróżnieniem roślin, niektórzy niepotrzebnie wpadają w panikę, inni - co gorsza - lekceważą zagrożenia.

- Średnio dwa razy w tygodniu dzwonią do nas pediatrzy z całego Pomorza, prosząc o konsultacje w sprawie roślin połkniętych przez dzieci - mówi dr Wojciech Waldman z Kliniki Toksykologii AMG. - Ofiarami najczęściej padają maluchy między drugim a szóstym rokiem życia. W Polsce rośnie około 300 trujących roślin. Niektóre z nich działają toksycznie na ośrodkowy układ nerwowy, inne na układ krążenia lub też powodują uszkodzenia wątroby, nerek, zaburzenia krwi i szpiku kostnego lub działają alergicznie na skórę.

Ostatnim pacjentem, zatrutym rośliną, był 3,5-letni chłopczyk, przywieziony do Kliniki Pediatrii, Gastroenterologii, Hepatologii i Żywienia Dzieci AMG w Szpitalu Wojewódzkim w Gdańsku ze Starego Miasta. Dziecko ugryzło liść diffenbachii.

- Matka przytomnie spowodowała jeszcze w domu wymioty u syna - opowiada dr Agnieszka Szlagatys-Sidorkiewicz z gdańskiej kliniki Pediatrii, Gastroenterologii, Hepatologii i Żywienia Dzieci AMG . - Dzięki temu nie doszło do tragedii.

W średniowieczu diffenbachii używano do... wykonywania wyroków śmierci!

- Skazaniec był zmuszony do żucia liścia rośliny - mówi dr Waldman. - W soku rośliny znajdują się kryształki wapnia, które pod mikroskopem przypominają malutkie igły. Tysiące tych igieł wbija się w język i przełyk, po tym spływają szczawiany powodujące obrzęk języka i krtani, prowadzący do śmierci z uduszenia. W sytuacji gwałtownego rozwoju choroby należy zastosować tracheotomię.

Półtoraroczny Wiktor poznaje świat wszystkimi zmysłami. Także językiem. W sobotę, podczas zabawy w ogrodzie dziadków, wędrując między gęsto zasadzonymi roślinami nagle zerwał coś z krzewu i włożył do buzi.

- Wyjąłem mu resztki rośliny z ust, ale nie byłem pewien, czy czegoś nie połknął - mówi pan Stefan, dziadek Wiktora. - Podejrzewałem, że był to strąk złotokapu. Sprawdziliśmy w internecie, okazało się, że jest to bardzo trujący krzew, a spożycie 10 nasion może zabić dorosłego człowieka. Natychmiast skontaktowaliśmy się z lekarzem. Na szczęście skończyło się na strachu.

Lekarze z Kliniki Toksykologii gdańskiej Akademii Medycznej mówią, że przypadek Wiktora nie jest wyjątkiem. I nie każda historia kończy się happy endem.

- Najgorsze jest zlekceważenie problemu - twierdzi dr Wojciech Waldman. - Kilkulatek po zjedzeniu trującej rośliny położy się spać. Kiedy zbudzi się po kilku godzinach, wymiotując krwią, może być już za późno.

Doktor Agnieszka Szlagatys-Sidorkiewicz wspomina jeden z ostatnich przypadków zatrucia kilkuletniej dziewczynki pokrzykiem wilczą jagodą. Jej słodkie owoce wielkości wiśni mają ponoć bardzo słodki smak. Dawką śmiertelną dla dorosłego człowieka jest 12-15 g suchej masy liści rośliny i około 10-20 jagód. U dziecka - w zależności od wieku i wagi ciała - śmierć mogą spowodować 1 do 3 owoców.

- Uratowaliśmy dziewczynkę dzięki szybkiemu płukaniu żołądka - opowiada dr Szlagatys-Sidorkiewicz. - Rodzice szybko zorientowali się, co połknęło ich dziecko, przywieźli także ze sobą roślinę. Dzięki temu wiedzieliśmy, co spowodowało zatrucie.

Toksykolodzy przyznają, że mało kto zna się na roślinach, więc najbezpieczniejsze - gdy zauważymy, że maluch zjadł listek, nieznany owoc lub nasionko - jest zabranie "winowajcy" do lekarza. Pediatrzy z reguły konsultują diagnozę z toksykologami, wybierając optymalną metodę leczenia.

Najgorsze jest zlekceważenie problemu - twierdzą lekarze. - Kilkulatek po zjedzeniu trującej rośliny położy się spać. Kiedy zbudzi się po kilku godzinach, wymiotując krwią, może być za późno na ratunek

Do szpitali bardzo często trafiają też dzieci zatrute bieluniem dziędzierzawą. Owoc tej rośliny podobny jest do kasztana, a po rozcięciu ze środka wypadają ziarenka jak z pomidora. W nasionach, kwiatach, liściach bielunia znajdują się hioscyna, hioscyjamina i skopolamina. Atakują one autonomiczny układ nerwowy, powodując zaburzenia oddechu, krążenia i pobudzenie nerwowe. Niektóre dzieci tracą przytomność, mają szerokie źrenice. Wyglądają, jakby były w stanie śmierci klinicznej. W zależności od tego, ile trucizny organizm zdążył wchłonąć, bieluń powoduje podwyższenie temperatury, zaburzenia krążenia i oddechu, wysychanie skóry. Lekarze mówią, że pacjent, który zje nasiona bielunia, jest suchy i czerwony jak pieprz, gorący jak piec, agresywny jak tygrys w klatce i ślepy jak nietoperz. Zdarzały się wypadki śmiertelne po spożyciu tych nasion.

- Ta piękna roślina doniczkowa o białych i żółtych kwiatach spowodowała już wiele zła - twierdzą gdańscy toksykolodzy. - Wśród nastolatków krążą opowieści o jej właściwościach halucynogennych. Do naszej kliniki trafiły dwie dziewczynki w wieku 11 i 13, które po spożyciu nasion dosłownie się... oskalpowały. W amoku położyły się na asfaltowo-betonowej nawierzchni i nie czując bólu obtarły skórę twarzy i dłoni do mięśni i kości. Znany jest też przypadek dwulatki, która zjadła nasionka bielunia, suszone na kaloryferze przez dziadka. Dziecko uratowano, dziadek już nie zamierza hodować bielunia.

Zdarzały się już przypadki zatrucia filodendronem (200 gatunków, wszystkie trujące), który działaniem przypomina diffenbachię. Nie zawsze do szpitali trafiają za to dzieci, które zjadły liście ziemniaka lub pomidora. Rodzice nie kojarzą biegunek i niestrawności, występujących u pociech z pobytem w ogródku.

Na Pomorzu ostatnio coraz częściej dochodzi też do "zatrucia dermatologicznego" przez barszcz Sosnowskiego. Chwast ten wydziela parzącą substancję, powodującą zapalenie skóry, której działanie nasila się podczas słonecznej i wilgotnej pogody. Substancja ta może powodować zapalenie skóry, pęcherze, pojawiające się pod wpływem promieni słonecznych, trudno gojące się rany, a także zapalenie spojówek.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki