Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdjęcie mieszkańca gminy Miastko wyróżnione przez Canon Polska. Wszyscy gratulują oka i chwili

Maria Sowisło
Maria Sowisło
fot. Zdzisław Olejniczak
Myszarka polna wąchająca grzyby… Właśnie to zdjęcie Zdzisława Olejniczaka z Miłocic zostało wyróżnione przez Canon Polska. A to nie pierwsza fotografia tego autora chwytająca za serca jurorów.

Nie tylko zdjęcie myszarki polnej zyskało uznanie. Małe zwierzątka - badylarki – uwiecznione przez Zdzisława Olejniczaka z Miłocic już były rok temu wyróżnione podczas Sztuka Natury - Międzynarodowym Festiwalu Sztuk Wizualnych Inspirowanych Naturą, przez This Magazine – The Best, "Foto Kurier", Dom Fotografii w Paryżu, Dom Fotografii w Hamburgu, Canon Polska oraz Międzynarodowy Konkurs Fotograficzny CEWE Photo Award. Bo fotografik z gminy Miastko uwiecznia zwierzęta w ich naturalnym środowisku. Czasem trzeba wiele czasu, by „strzelić” wyjątkowe zdjęcie. A czasu do namysłu nie ma prawie wcale. No, może sekunda lub dwie.

Trudno nie chichotać

Z aparatem fotograficznym przygotowanym do „strzału” leżał w naturalnym zagłębieniu ściółki leśnej. Takim na jego wymiar. Żeby leżeć na brzuchu, a plecy były niemal równo z ziemią. Zanim wybrał to miejsce w jagodzinach, przez wiele dni sprawdzał czy „upoluje” to, co zamierzał. Był środek lasu. I pewnego dnia, niemal dzień jak co dzień, leżał tak sobie w tym zagłębieniu. Przykrył się siatką maskującą. Mijały minuty, godziny... W końcu locha dzika wyprowadziła młode. A te, jak ludzkie dzieci, były bardzo ciekawskie. Podeszły do tego czegoś leżącego pod siatką maskującą. Zaczęły ją chwytać i ściągać. Locha była wyraźnie niezadowolona. Nagle to coś pod siatką zaczęło chichotać... - Czasami naprawdę nie mogę się powstrzymać, bo zwierzaki są zabawne – mówi Zdzisław Olejniczak z Miłocic, który pasjonuje się fotografią przyrodniczą.

Dwa lata „polowania”

Na swoim koncie ma niezliczoną liczbę zdjęć. Tylko on i jemu podobni wiedzą ile cierpliwości wymaga czatowanie na to jedno, jedyne ujęcie. Tylko jedno... - Czasem to są sekundy. Zwłaszcza wtedy, kiedy próbuję zrobić płochliwe gatunki takie jak bocian czarny czy badylarki. Teraz uwziąłem się na gryzonie. Na badylarki „polowałem” dwa lata. Najpierw szukałem miejsca, gdzie są. Potem trzeba się naczekać, żeby w ogóle wyszła z gniazda. I kolejne czekanie, żeby choć na jedną sekundę przystanęła. Tyle potrzebuję, żeby zrobić zdjęcie.

Weźmy taką ryjówkę. Trzy razy wlezie do norki zanim wcisnę migawkę. A moja jeszcze strzela jak betoniarka. Na taki hałas nawet lisy dostają oczu większych od głowy

– mówi Olejniczak.

Zdjęcie dwóch badylarek pospolitych „Flip i Flap” zostało okrzyknięte zdjęciem miesiąca czasopisma „Foto-Kurier”. Prace fotografa można oglądać tylko w internecie. Zorganizował swoją wystawę, ale termin był niefortunny, bo akurat wtedy większość oglądała skoki narciarskie. - W takim miejscu jak to, ciężko się wybić, a już prawie niemożliwym jest, żeby przynosiło to jakiś dochód.

Kulki proteinowe na karpia jak kolorowe cukierki! Wędkowanie to wielka pasja Pawła. Tak się łowi taaaakie ryby! Galeria zdjęć

Kiedyś starałem się o dotację na otworzenie własnej działalności polegającej właśnie na fotografowaniu przyrody, ale dla urzędników to nie jest praca.

Kazali mi nawet kursy fotograficzne robić. Tylko po co, skoro wiem co to jest czas, przesłona, ISO i wiele innych trudnych słów – śmieje się Olejniczak.

Marzy o szakalu, szopie i wilku

Do lasu, do czatowni, jak mówi się o miejscu oczekiwania na to jedno ujęcie, wchodzi z Canonem 7D. Samo body kosztuje parę tysięcy złotych. - Na początku robiłem nienajlepszym 40 D. Kasztaniłem zdjęcia strasznie. Prawie nic nie pamiętałem z zajęć w szkole podstawowej. Dopiero po jakimś czasie i przeczytaniu książek, zdjęcia zaczęły mi w końcu wychodzić. Ale wtedy poszła mi migawka. I to akurat przed wyjazdem do Iławy ze znajomymi – wspomina fotograf i zaznacza, że podobnych ludzi pozytywnie zakręconych na punkcie bezkrwawych łowów jest w całej Polsce bardzo wielu. - Mieliśmy w kilka osób jechać do czatowni. Byłem zrezygnowany i załamany. Nigdzie nie miałem ochoty jechać. Wówczas koledzy po mnie przyjechali, wpakowali do auta i zawieźli na miejsce.

Kiedy wszyscy dowiedzieli się, że nie mam nawet sprzętu, jeden ze znajomych wyciągnął właśnie 7D jeszcze w pudełku i mi ją dał. Miał zresztą kilka aparatów

– wspomina mieszkaniec Miłocic, który marzy o zrobieniu zdjęcia szopowi praczowi, szakalowi złocistemu lub... wilkowi. - Szop i szakal są nazwane gatunkami inwazyjnymi, więc ciężko je „upolować” bo jest ich mało. Są wystrzelane przez myśliwych. Zdjęcie wilka mam tam jakieś, ale to nic szczególnego. Nic, co chciałbym pokazać – wyjaśnia.

Latający zając

Prócz zdjęć przyrodniczych internauci mogą Olejniczaka znać z wpisów na forach internetowych. Udziela się wszędzie tam, gdzie jest mowa o wilkach, których boją się ludzie. - Nie lubię nakręcania strachu. Wiem, że każde zwierzę unika człowieka. I wcale nie ze strachu. Po prostu nas nie lubią i unikają. Jeśli jednak taki rolnik nie zrobi porządnego ogrodzenia nawet dla trzech krów, to może być pewien, że wilk odczyta to jako zaproszenie do stołówki. Za wszystkie złe rzeczy w lasach odpowiadają ludzie.

To my wycinamy drzewa, przeganiając zwierzynę, to my przyzwyczailiśmy zwierzynę do ludzkiego jedzenia jak kukurydza czy jabłka. Przecież to myśliwi dokarmiają zimą zwierzynę, a potem wszyscy się dziwią, że dzik wszedł w szkodę. Nie trzeba mu było dawać kukurydzy

Nadęta trucicielka. Jad ropuchy może zabić zwierzę albo wywołać halucynacje

– kwituje Olejniczak, który w tym temacie jest bardzo radykalny. I zdania nie zmieni. - Teraz, kiedy nauczyłem się już robić zdjęcia, nie ma co fotografować. W naszych lasach jest mało zwierzyny, a żeby do innych czatowni wyjechać, trzeba mieć pieniądze – dodaje. Nie jest typem poszukiwacza rzadkich gatunków. Nie stara się też mieć w swoim portfolio zdjęć każdego przedstawiciela leśnego zwierzęcia. - Cieszę się z każdego zdjęcia, które uda mi się zrobić – przyznaje. Tylko on wie ile czasu musiał przyzwyczajać lisa czy tchórza do swojej obecności. Przez kilka dni z rzędu, po kilka, kilkanaście godzin w jednym miejscu, bez ruchu... - Fotografowie nie są przecież normalni – żartuje i dodaje:

- Zwierzęta doskonale wiedzą, że tam jestem. Czują mnie przecież. Skoro jednak nie robię im krzywdy, przyzwyczają się. Jeden młody lis tak bardzo mnie zaakceptował, że próbował osłonkę na obiektyw zwinąć mi z czatowni. Normalnie głowę wkładał w otwór, przez który wystawiałem obiektyw. I jak w takich chwilach zachować powagę?

– mówi Olejniczak i przyznaje, że najtrudniejsze są zdjęcia z tzw. podchodu. - Kiedyś szedłem przez las i w locie udało mi się złapać zająca – nie kryje dumy.

Jest na co popatrzeć

I co ciekawe, z zawodu jest... murarzem. Lepiej jednak czuje się w elektronice. Marzy o tym, by mógł pasję zamienić na źródło dochodu. - Moje zdjęcia byłyby świetną promocją naszego regionu – dodaje.
Jeśli ktoś ma ochotę zobaczyć fantastyczne prace Zdzisława Olejniczaka, powinien koniecznie zajrzeć na jego profil na Facebooku. Tam z kolei znajdzie bez problemów przekierowanie do galerii zdjęć przyrodniczych. Koniecznie jednak trzeba to robić, mając co najmniej godzinę na obejrzenie wszystkich...

od 7 lat
Wideo

Pismak przeciwko oszustom, uwaga na Instagram

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki