Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zapytaj jeża, czyli student pod celą

Tomasz Słomczyński
W okresie od 30.06.2000 do 22.11.2002 Kamil Miszewski przebywał w Areszcie Śledczym w Chojnicach, w Zakładzie Karnym w Potulicach i w Zakładzie Karnym w Gdańsku Przeróbce. Obecnie jest doktorantem na Uniwersytecie Warszawskim i prowadzi zajęcia w Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie. Naucza zagadnień związanych z resocjalizacją
W okresie od 30.06.2000 do 22.11.2002 Kamil Miszewski przebywał w Areszcie Śledczym w Chojnicach, w Zakładzie Karnym w Potulicach i w Zakładzie Karnym w Gdańsku Przeróbce. Obecnie jest doktorantem na Uniwersytecie Warszawskim i prowadzi zajęcia w Akademii Pedagogiki Specjalnej w Warszawie. Naucza zagadnień związanych z resocjalizacją Grzegorz Mehring
Notatki zaczynał od słów "Kochana Mamo". Gdyby kryminaliści zrozumieli, że to nie listy, ale materiały do pracy magisterskiej, zostałby cwelem. O tym, jak skazany Kamil Miszewski przeprowadzał w więzieniu obserwację uczestniczącą, pisze Tomasz Słomczyński

Opowiedz o tej twojej grypserze - prosi Gucia Kamil Miszewski, student socjologii.

Siedzą w Charzykowach, piją kolejne piwo. Wokół pełno znajomych, oni rozmawiają na uboczu. Gucio właśnie zrobił licencjat z socjologii w Poznaniu, interesuje się subkulturą więzienną. Chce pisać o tym magisterkę. Kamil jest na drugim roku socjologii w Toruniu.

Kiedy rozmawiają, Kamil słucha przyjaciela i jeszcze nie wie, że Guciowi zostało tylko kilka godzin życia, a on sam za kilkanaście miesięcy będzie musiał podjąć decyzję: czy przystępuje do grypsujących, czy nie.

***
Opowiadając po 10 latach tamtą historię Kamil zastrzega, że w żadnym razie nie próbuje się usprawiedliwiać ani pomniejszać swojej winy. Fakty są jednak takie, że wcale nie chciał jechać do oddalonych o pięć kilometrów Chojnic. Wolał przespać się w swoim UAZ-ie. Były wakacje, noc była ciepła. Obok auta zebrało się jednak kilkanaście osób.

- Weź zabierz nas do domu. Gdzie my będziemy spać? Przecież wszyscy tu jeżdżą, na pewno cię nie złapią.

Kamil miał dwa promile. Tak wyszło z badania krwi, które zrobiono w szpitalu. Ania, widząc jego stan, szybko kazała zatrzymać się Kamilowi i wysiadła ze swoim chłopakiem. Uratowała zdrowie, być może życie. Potem niechętnie o tym mówiła. Może czuła się winna, że pozwoliła im jechać dalej. Ale co miała zrobić?

W momencie uderzenia w drzewo w UAZ-ie było sześć osób. Zginęło dwóch chłopaków. Jednym z nich był Gucio. Drugi miał na imię Bartek. Darek miał siedemdziesiąt szwów na twarzy. Kamilę wyrzuciło przez plandekę w górę, przeleciała przez drzewo, miała zmiażdżoną miednicę.

Praca magisterska Kamila zaczyna się od słów: "W nocy z 19 na 20 sierpnia 1998 roku dokonałem najgłupszej i jednocześnie najbardziej tragicznej w skutkach rzeczy w moim życiu. Będąc pod znacznym wpływem alkoholu, zdecydowałem się prowadzić samochód. W wypadku, do którego doszło, ciężkich obrażeń doznały cztery osoby, dwie straciły życie... Dnia 29 kwietnia 1999 roku otrzymałem za ten czyn wyrok trzech lat pozbawienia wolności".

***
Obudziła go krzątająca się na OIOM-ie pielęgniarka.
- Co się stało?
- Miał pan wypadek.
Cisza. Kamil nie jest w stanie sformułować następnego, najważniejszego pytania. Pielęgniarka wychodzi. Bez słowa. Nie domyka do końca drzwi, cofa się, zagląda raz jeszcze do sali.

- Byłabym zapomniała... W tym wypadku zginęły dwie osoby.

Zatrzaskuje drzwi. Kamil na długie godziny zostaje sam ze swoimi myślami. Kogo zabiłem?
Mama nie mówi nic. Tylko płacze. Kamil też płacze jak bóbr. Ale najtrudniej będzie, jak po opuszczeniu szpitala poprosi ojca o to, żeby zawiózł go na groby. Trudno znaleźć słowa. Potworne poczucie winy, które zostanie na zawsze. Bez dwóch zdań, odpowiedzialny jest ten, kto siedział za kółkiem. Ojciec wrócił z Niemiec z pracy. Nic nie powiedział. W oczach tylko: "Zawiodłeś mnie synu".

Pani Jadwiga, mama Gucia, jeszcze w szpitalu zaprosiła Kamila do siebie, ma przyjść, jak tylko będzie mógł poruszać się o własnych siłach. Bał się tam pójść. Niewiele mówiła. W zasadzie siedzieli i milczeli. No bo co tu można w tej kwestii powiedzieć? Z mamą Bartka było inaczej. Chciał powiedzieć "przepraszam i proszę o wybaczenie". Nie chciała słuchać.

Kamil przerywa na chwilę opowieść, bo do pokoju w hotelu asystenckim w Warszawie przychodzi z pracy jego dziewczyna Beata. Mieszkają tu razem.

Pokój Kamila łącznie z kuchnią i łazienką to jakieś kilkanaście metrów kwadratowych. Jest wypełniony książkami. "Kryminologia", "Odbywanie kary…", "My z poprawczaka", "Gry więzienne". Wszystkie książki starannie poukładane na półkach, kilka, dotyczących mafii rosyjskiej i włoskiej, leży na biurku koło komputera. Wystają z nich jakieś karteczki, zakładki.

W sumie za kratkami spędził dwa lata i pięć miesięcy. Sędzina wzięła pod uwagę wszystko, co mogłoby przemawiać na korzyść Kamila. Studiuje, niekarany, żadnych mandatów nawet, nie kombinuje, przyznaje się do winy. Nie został surowo ukarany i ma tego świadomość, chociaż do końca łudził się, że wyrok dostanie w zawieszeniu. Opowiada się za surowym karaniem pijanych kierowców. Zawsze tak sądził, również przed wypadkiem.

***
Kamil postanowił nie zmarnować czasu, który spędzi w kryminale.
"Panie profesorze, dostałem trzy lata, chciałbym w więzieniu kontynuować studia. Chciałbym napisać pracę magisterską o więźniach. Niebawem zostanę jednym z nich. Z naukowego punktu widzenia to będzie okazja do tego, żeby dotrzeć do informacji na co dzień dla socjologa niedostępnych".

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.dziennikbaltycki.pl/piano

W socjologii funkcjonuje pojęcie tak zwanej "zakulisowej rzeczywistości". Nie jest możliwe dotarcie do niej za pomocą badania dostępnych dokumentów. Również ankieta na niewiele się tu zdaje.

Często badani ukrywają fakty, opinie, uczucia, zachowania. Tak jest również w więzieniu. Innym pojęciem, którym posługują się socjologowie, jest: "obserwacja uczestnicząca". Badacz, w celu poznania "zakulisowej rzeczywistości", staje się członkiem jakiejś społeczności. Co więcej, jeśli to konieczne, wówczas ukrywa fakt, że jest badaczem.

Z pomysłem na swoją pracę magisterską Kamil zwrócił się do dwóch profesorów. Pierwszy odmówił. Dla zasady. Ktoś, kto dopuścił się takiego czynu - tłumaczył - nie zasługuje na to, żeby mu pomagać. Profesor Andrzej Zybertowicz był innego zdania. Sam był internowany w stanie wojennym. Potrafił doradzić Kamilowi. Dziś Kamil mówi, że bez niego nie zdołałby kontynuować studiów w kryminale (otrzymał status studenta uczącego się bez uczęszczania na zajęcia) i napisać pracy magisterskiej o subkulturze więziennej.

- Weź ze sobą jak najwięcej materiałów - radził prof. Zybertowicz. - Wszyscy wokół będą wiedzieć, że studiujesz, ale nie że prowadzisz badania o nich. Będą chcieli sprawdzić, co to jest. Rób notatki i kserówki najtrudniejszych autorów, teorii socjologicznych, tekstów metodologicznych. Kiedy dobiorą się do twoich papierów, mają zgłupieć i szybko się zniechęcić. Jeśli nic nie zrozumieją, stwierdzą, że student ma swoje szpargały i tyle. Dowiedz się jak najwięcej. Czytaj artykuły innych badaczy. Spotkaj się z tymi, którzy odsiedzieli wyroki. Zrób to zarówno dla celów naukowych, jak i dla własnego bezpieczeństwa.

***
Najpierw padło pytanie, czy będzie grypsował. Pytał funkcjonariusz, który go przyjmował do aresztu.

Wcześniej od kryminalistów Kamil dowiedział się, że nie ma przystępować do grypsujących. To by mu w życiu przeszkadzało. Ma być normalny i spokojny. Silny i twardy, ale normalny. Wszystkiego się nauczy. Najważniejsze: w żadnym wypadku nie może donosić. To bardzo ryzykowne.

Pierwsze trzy dni spędził w pojedynczej celi. Nie było nikogo, kto by powiedział, co ma robić, opowiedział, jak jest w kryminale. Wysoka gorączka - psychosomatyczna reakcja na strach. Kamil mówi, że nigdy przedtem ani nigdy potem tak się nie bał. Pomimo wcześniejszych rozmów i lektur nie wiedział, czego się spodziewać.

Co godzinę zapalają światło, sprawdzają, czy jest w celi, w nocy również. Nie śpi. Potem się przyzwyczaił.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.dziennikbaltycki.pl/piano

Kiedy funkcjonariusz otworzył drzwi i zapytał, czy chce iść na spacerniak, zgodził się.
Pierwszy kontakt ze współwięźniami.

- Cześć, jestem nowy...
- Wiemy, że jesteś nowy. To widać.

Kamil pomyślał, ze najlepiej będzie, jak sam zapyta, nie czekając aż nieświadomie popełni pierwszy błąd.

- Czy możecie panowie mi powiedzieć, jak mam się zachowywać, żeby nie łamać zasad grypsery? - to wywołało śmiech przebywających na spacerniaku kryminalistów. Docenili jednak, że nowy sam się interesuje, że się stara.

***

Rozpoczęła się edukacja "Studenta". Taka ksywka przylgnęła do Kamila. Rozpoczęło się coś, co socjologowie nazywają "badaniem terenowym" - w odniesieniu do badacza, albo "socjalizacją wtórną" - w odniesieniu do więźnia.

Co ma zrobić, kiedy chce jeść? Co ma zrobić, kiedy chce skorzystać z ubikacji? Co można powiedzieć, jakich słów używać? A czego mówić nie wolno? Co należy powiedzieć, jak ktoś zapyta: "Dajesz dupy?".

Pierwszym nauczycielem Kamila był "Listonosz".

Dziś, po dziesięciu latach, słychać w Kamilu naukowca. Czasem jednak w jego słowach pobrzmiewa echo tamtych dwudziestu dziewięciu miesięcy za kratkami. Nigdy nie był grzecznym chłopcem. Tatuaże na ramionach pochodzą jeszcze z okresu sprzed odsiadki.

- Generalnie zasada jest taka, że osoba, na którą trafisz, ma obowiązek ciebie wszystkiego nauczyć. Jeśli nie dopełni tego obowiązku, to jak potem coś przyburaczysz, to na nią będzie. Bo ty jesteś wtedy na okresie próbnym. A "Listonosz" spał, oglądał telewizję, nie chciało mu się, miał to w dupie.
Kamil się reflektuje.

- Żaden więzień nie powie nigdy: "miał to w dupie". Tak się nie mówi. To jedna z zasad, o których dowiedziałem się od "Listonosza".

Na pytanie "Dajesz [Da jeż - przyp. aut.] dupy?" poprawna odpowiedź brzmi: "Zapytaj jeża". O tym już "Listonosz" nie wspominał. Kamil oberwał po twarzy.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.dziennikbaltycki.pl/piano

***
Oddziałowy wszedł pod celę, wywołał Kamila. W pokoju wychowawcy czekał szef ochrony. Pytał, czy Kamil będzie współpracował. W zamian przepustki.

- Wiesz, Miszewski, ty jesteś z innej gliny ulepiony, ty nie jesteś kryminalista, my to wiemy. Na pewno chcesz wyjść wcześniej, prawda? A my wiemy, jak to ułatwić. Jak się będzie działo coś nie tak, to nam powiesz, dobrze?

- Dobrze, jak się będzie działo coś nie tak, to wam powiem.

W sumie Służba Więzienna próbowała go zwerbować trzy razy. Ani razu podczas całej odsiadki nie doniósł. Funkcjonariusze wiedzą, że współpraca z nimi, w przypadku wykrycia, równa się spadnięciu na samo dno hierarchii więziennej. Kamil mówi, że werbunek odbywa się ciągle. Osadzony jest w stanie dużo zrobić za łyk wolności, jakim jest przepustka, lub za obietnicę przedterminowego zwolnienia. I wcale, mówi Kamil, funkcjonariusze nie dbają o bezpieczeństwo swoich informatorów. Sami nimi gardzą.

Słowo "kurwa" w odniesieniu do funkcjonariusza Służby Więziennej nie jest niczym nadzwyczajnym. Tak się mówi o "gadach". Dlatego nikt nie zwrócił uwagi na wypowiedź jednego z więźniów:
- Ta kurwa nie dała mi przepustki.

Słyszało to kilka osób. Wśród nich sami starzy kryminaliści, sprawdzeni i zaufani. I jeden, co do którego pewności nie było.

Zaraz potem do celi, w której osadzono Kamila, weszła wychowawczyni i oznajmiła tonem triumfalnym, że jeden z więźniów, za to że ją obraźliwie nazwał, "zjeżdża" z grupy otwartej do zamkniętej. To wiąże się ze znacznym zaostrzeniem rygoru. Dla więźniów było jasne, kto doniósł. Funkcjonariuszka nie zwróciła uwagi, że w tej akurat sytuacji krąg podejrzanych był wąski i bez trudu można było dociec, kto jest wtyczką. Później normalna więzienna procedura: "łomot" i scwelowanie przez pokropienie "berłem". Oznacza to, że dla donosiciela rozpoczyna się więzienny koszmar.

***
Jeden raz Kamil chciał donieść. Potem dziękował Bogu, że nie zdążył. Uprzedził go współwięzień, który zrobił to dla przepustki.

- Jeden koleś trafił pod celę, wcześniej nie przeszedł szkolenia. "Listonosz" jaki był, taki był, ale był. Ten miał mniej szczęścia, nie trafił na swojego "Listonosza". Zamknęli go za pierdoły jakieś, rower ukradł, czy coś takiego. Siedział już dwa dni, o nic się nie pytał, przestraszony, ze wsi koleś był. Cela dwunastoosobowa. Na tej celi nikt nie zamierzał go uczyć.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.dziennikbaltycki.pl/piano

W kryminale nie ma kolegów. Nie ma też bohaterów.

- Jak ja mu coś mówiłem, dostawałem ostrzeżenia: "Nie wpierdalaj się Student, nie twoja sprawa". Nie chcieli go uczyć, ale chcieli go gnębić. Rozpoczęli grypsujący, podłączyli się najniżej postawieni niegrypsujący. "Łomot" polega na przewróceniu delikwenta na ziemię i kopaniu. Jeden "łomot", drugi "łomot", ktoś stoi na czujce. Biją bez powodu. Jeden go trzyma, drugi podpala włosy. Chłopak poparzony. Stanąć w obronie? Ja byłbym następny. Nie dałbym im rady sam, a nikt spod celi nie stanąłby za mną. Wszyscy oczy w słup. Po oparzeniu dali mu spokój. Jak zlęknione zwierzę siedział na łóżku.

Kamil potrzebował okazji, w tym celu zapisał się do lekarza następnego dnia. Liczył, że w takim drastycznym przypadku, jeśli doniesie, zostanie mu zagwarantowane bezpieczeństwo. Okazało się, że ten, który doniósł o gnębieniu nowego, został rozpracowany przez współwięźniów od razu. Niefrasobliwość funkcjonariuszy? Sekwencja zdarzeń: "Gady" dowiadują się o akcji pobicia i podpalenia, wezwanie donosiciela do wychowawcy po nagrodę, zaraz potem przepustka. W kryminale wszyscy widzą wszystko. Nietrudno się domyślić.

- Jakbym wiedział, co się wtedy stanie, to bym nie próbował pójść z donosem. Akurat tak się złożyło, dla mnie szczęśliwie, że podczas drogi do lekarza i z powrotem nie było jak przekazać informacji funkcjonariuszowi. A potem się okazało, że doniósł ktoś inny, wcześniej ode mnie.

Agresorzy szybko wyjechali do zakładu zamkniętego. Poparzony chłopak też został przeniesiony, innym transportem. Sprawa mogłaby być uznana za zamkniętą, jednak znaleźli się tacy, którzy teraz chcieli podnieść swoje notowania poprzez wykrycie donosiciela. I nie ma znaczenia, dlaczego ten ktoś doniósł, czy w słusznej sprawie, czy nie. Donosiciel musi ponieść karę.

"Berło" to jest szczotka do mycia muszli klozetowej. Pokropienie "berłem" skutkuje tak, jak homoseksualny gwałt. Pokropiony staje się cwelem. Najpierw "łomot". Potem "scwelowanie". Po wszystkim więźniowie wyprowadzili go z celi, wypchnęli na korytarzu i oznajmili, że teraz "on jest wasz, bo nasz już nie jest". Przerażony, pobity chłopak z płaczem opuszczał zakład karny, jechał do innego kryminału.

- Być może w nowym miejscu zdołał ukryć, co zaszło. Jednak więźniowie z różnych zakładów kontaktują się ze sobą na przepustkach i po odzyskaniu wolności wymieniają się informacjami. Może udało mu się uniknąć piętna cwela i donosiciela - Kamil kręci głową, jakby sam nie wierzył w to, co mówi. - Nie, to raczej mało prawdopodobne.
Decydując się na zbieranie materiałów do magisterki w więzieniu, Kamil nie zdawał sobie sprawy, że w razie wykrycia zostanie potraktowany jak donosiciel. Zarówno dla więźniów, jak i dla administracji, niepojęty jest fakt, że można zbierać informacje do celów tylko naukowych.

***
Kamil zarabia raczej średnio, ale za to ma sporo czasu, żeby czytać, pisać, dokształcać się, robić badania. Doktorat planuje obronić za rok.

- Dziś nie ma żadnej grypserki, to są popłuczyny tego, co dawniej funkcjonowało i miało swój sens. Dziś w kryminale często rządzi pieniądz i układy za murami.

To mówi Kamil Miszewski, pracownik naukowy. Na uczelni niektórzy wiedzą, że siedział, niektórzy nie, inni udają, że nie wiedzą. Studenci się pewnie domyślają. Czasem, jak jedzie na konferencję, na której są funkcjonariusze Służby Więziennej, czuje, że dla niektórych z nich zawsze będzie kryminalistą. Nawet jeżeli kiedyś uzyska tytuł profesora.

Podczas pobytu w więzieniu cały czas robił notatki. Przy stosowaniu metody zwanej obserwacją uczestniczącą notatki muszą być systematyczne, dokładne, pisane na gorąco. O mały włos nie doszło do dekonspiracji. Kamil wchodzi do celi, współwięźniowie czytają wszystkie jego papiery.

- Co to ma być? - pyta jeden z nich. W ręku trzyma kartkę, na której są opisane zachowania i zwyczaje z celi.

Ten moment miał być decydujący dla dalszego bezpieczeństwa Kamila. Gdyby mu się nie udało wytłumaczyć, podzieliłby los innych donosicieli. Udało mu się. Zadziałała metoda Zybertowicza. Teorie socjologiczne, teksty metodologiczne, naukowe bla-bla. Nic z tego nie zrozumieli. Potem mówił pod celą, że pisuje dużo listów. Każde notatki zaczynał od grzecznościowego zwrotu: "Kochana Mamo" na przykład. Potem dużo trudnych słów.

Praca magisterska nie od razu otworzyła mu drzwi do kariery naukowej. Dopiero kiedy spotkał profesora Andrzeja Rzeplińskiego, przekonał się, że jego życiorys nie musi być mu kulą u nogi.
Kamil miał chwile zwątpienia. Usłyszał kiedyś: "Ty lepszy cwaniak jesteś. Za sprawą śmierci Gucia i Bartka jeszcze karierę zrobisz".

Na pierwszej stronie pracy widnieje dedykacja: Pamięci Karola [Gucia - przyp. aut.] i Bartka.
Gdyby Kamil spotkał dziś swojego przyjaciela Gucia… Co by mu powiedział?

- Wiesz stary, mam złą wiadomość. Ta subkultura, o której mi kiedyś mówiłeś, którą tak byłeś zafascynowany, już nie istnieje. Sprawdziłem to dla ciebie, że tak powiem, osobiście.

Możesz wiedzieć więcej! Kliknij i zarejestruj się: www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki