Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zapomniał oddychać? Tajemnica śmierci 27-latka nad Jez. Bukowskim

Jacek Wierciński
Kolejna rozprawa odbędzie się pod koniec lipca 2015 roku
Kolejna rozprawa odbędzie się pod koniec lipca 2015 roku Przemek Świderski
Śledczy nie mają wątpliwości, że Mieczysław T., Artur T., Wojciech T. i Krzysztof T. doprowadzili do śmierci 27-latka nad Jeziorem Bukowskim. Są oskarżeni o pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Obrona przekonuje, że było inaczej. Proces powoli zmierza ku końcowi.

Kiedy sanitariusze pogotowia dojechali nad jezioro w Kaszubskim Parku Krajobrazowym w ciepłą letnią noc, Damian M. już nie oddychał. Ciało nosiło widoczne ślady pobicia, więc trzech mężczyzn, którzy wezwali karetkę, policjanci zatrzymali na miejscu.
Wkrótce potem dołączył do nich jeszcze jeden i kobieta, która usłyszała później zarzut pomocnictwa. Mężczyznom grozi do 10 lat więzienia, ale wyrok nie jest oczywisty.

Pewne jest, że 27-latek zginął nad ranem w sobotę, 30 czerwca 2012 r. W jego krwi lekarze sądowi odkryli 2,2 promila alkoholu, w moczu - 3 promile. Wiadomo, więc, że - choć minionego wieczoru zaszalał - w momencie śmierci jego organizm intensywnie pozbywał się skonsumowanych wcześniej "procentów". Damian M. powoli trzeźwiał.

Sami oskarżeni nie zaprzeczają, że puściły im nerwy. Mieczysław T., wuj Damiana M., potwierdził, że uderzył pokrzywdzonego "lekko pasem".
- Nie zgadzam się z takim zarzutem, że doszło do zabójstwa, bo jeszcze nie słyszałem, żeby ktoś od pasa umarł - stwierdził na jednej z rozpraw. Jak wyjaśnił, chodziło mu o to, by siostrzeńca jedynie nastraszyć, przywołać do porządku i odwieźć do domu. 27-latek miał być czarną owcą - regularnie nadużywał alkoholu i sprawiał problemy.

Jak wyjaśniali oskarżeni, kiedy w feralną noc zauważyli Damiana M. leżącego na tarasie domku nad jeziorem byli przekonani, że to efekt alkoholowego upojenia. Kiedy, mimo uderzeń, mężczyzna nie dawał znaku życia, mężczyźni mieli zaciągnąć go do jeziora i próbować ocucić w wodzie.

Prokuratura i obrona

Śledczy nie mają wątpliwości, że to właśnie Mieczysław T., Artur T., Wojciech T. i Krzysztof T. doprowadzili do śmierci 27-latka.
- Wyjaśnienie o trzech do pięciu karcących, lekkich uderzeniach paskiem mają się nijak do tego, jak wyglądał pokrzywdzony po tym zdarzeniu. Te wyjaśnienia nie korespondują przede wszystkim z obrażeniami zewnętrznymi ciała, jakie ujawniono u pokrzywdzonego - mówił Remigiusz Signerski, zastępca prokuratora rejonowego w Kartuzach.

Jego zdaniem czterej oskarżeni mężczyźni, podżegani przez Katarzynę M., brutalnie pobili, prawdopodobnie leżącego bezwładnie, Damiana M., a później podtapiali go, wielokrotnie zanurzając głowę nieprzytomnego w jeziorze. Właśnie w ten sposób doprowadzili do zatrzymania oddychania i śmierci 27-latka.

Innego zdania jest obrońca części oskarżonych adwokat Ryszard Bafia. Wskazuje on, że "niewydolność krążeniowo-oddechowa", która zawsze jest przyczyną śmierci, wcale nie musiała być efektem podtapiania. Co zatem mogło zabić 27-latka? Zdaniem mecenasa padaczka, o której ślad zachował się w dokumentacji medycznej, uszkodzenie centralnego układu nerwowego, ostra niewydolność krążenia połączona z kłopotami z mięśniem sercowym, głębokie upojenie alkoholowe i zanurzanie głowy w zimnej wodzie albo... kombinacja tych wszystkich okoliczności.

Biegli wiedzą swoje

Ciało 27-latka przebadała trójka biegłych z zakresu medycyny sądowej. Wniosek? Przyczyną śmierci było zaciśnięcie krtani, do którego doprowadzić miało zanurzanie głowy Damiana w jeziorze. W płucach nie znaleziono tak wiele wody, by wskazywało to na "klasyczne" utonięcie. Zamknięcie układu oddechowego, które doprowadziło do uduszenia, było więc - zdaniem biegłych - automatyczną reakcją organizmu na kontakt z wodą. Krótko mówiąc: nieprzytomny mężczyzna "utopił się na sucho".

- Dlaczego nie ma typowych zmian, jakie obserwujemy w utonięciu? Dlatego, że to nie było typowe utonięcie. Typowe utonięcie jest wtedy, gdy ktoś wpadnie lub wskoczy do wody i jest przytomny, a tutaj było podtapianie w płytkiej wodzie - tłumaczył patomorfolog dr Zbigniew Jankowski, który na ostatniej rozprawie przez ponad godzinę - przecząco - odpowiadał na wszystkie pytania mec. Ryszarda Bafii dotyczące ewentualnych alternatywnych przyczyn śmierci.

Wszystko w rękach sądu

- Nie sposób jest usunąć wszystkich wątpliwości. Zwłaszcza że doświadczeni lekarze wskazują, że dojść może nawet do sytuacji, kiedy organizm nieprzytomnego człowieka w określonych okolicznościach "zapomina oddychać", co powoduje śmierć przez uduszenie - mówi mec. Bafia, który domaga się powołania biegłego neuropatologa.

- Nie można zapomnieć oddychać, jest bowiem mechanizm działający w ten sposób, że zbyt duże stężenie dwutlenku węgla we krwi drażni receptory i samorzutnie zaczynamy oddychać - tłumaczył dr Jankowski, który przekonywał, że śmierci nie mogło spowodować także zadławienie się ofiary własnym językiem.

Bafia przytaczał z kolei relacje świadków, z których wynikało, że Damian M. już wcześniej miewał ataki, kiedy niemal tracił przytomność nie mogąc złapać tchu.

Proces powoli zmierza ku końcowi. Kolejna rozprawa odbędzie się pod koniec lipca 2015 roku.

[email protected]

Treści, za które warto zapłacić!
REPORTAŻE, WYWIADY, CIEKAWOSTKI


Zobacz nasze Magazyny: REJSY, HISTORIA, NA WEEKEND

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki