Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabytki techniki na terenach postoczniowych przestaną być niszczone? ROZMOWA z konserwatorem

Marek Adamkowicz
Dariusz Chmielewski, konserwator zabytków
Dariusz Chmielewski, konserwator zabytków M. Dampc
Z Dariuszem Chmielewskim, wojewódzkim konserwatorem zabytków rozmawia Marek Adamkowicz

Wyburzenia i likwidacja urządzeń przemysłowych na terenach postoczniowych w Gdańsku, to - można powiedzieć - nasza codzienność. Spróbujmy, mimo wszystko, wyobrazić sobie tę część miasta za jakieś 20-30 lat. Ile z dawnej infrastruktury będziemy mogli wtedy zobaczyć?

Na pewno bramę numer 2, salę BHP i plac Solidarności z Pomnikiem Poległych Stoczniowców - obiekty wpisane do rejestru zabytków. W przypadku pozostałej zabudowy - z kilkoma wyjątkami ujętymi w planie zagospodarowania przestrzennego - nie ma takiej gwarancji.


Trzy obiekty to niewiele, jak na miejsce tak wyjątkowe.

Trudno się z tym nie zgodzić. Przypomnę, że pierwotnie były plany objęcia ochroną konserwatorską zespołu dawnej Stoczni Cesarskiej. Przeprowadzono dokładną inwentaryzację obiektów pod kątem historycznym i architektonicznym, przygotowano dokumenty potrzebne do ich wpisu do rejestru zabytków, tyle że ostatecznie zrezygnowano z tej formy ochrony. Obowiązujący plan zagospodarowania przestrzennego przewiduje wprawdzie, że kilka budynków zostanie zachowanych, jednak o losie większości decyduje inwestor. Część z nich zapewne zlikwidowano przedwcześnie, bo zabrakło pomysłu na zagospodarowanie i tylko żałować należy, że nie skorzystano z pomysłu Dolnośląskiego Okręgu PKP, który opracował katalog z projektami adaptacji obiektów kolejowych. Pokazano w nim, w jaki sposób można na przykład zaadaptować wiejską stacyjkę na dom mieszkalny, czy nadać nowe funkcje nieczynnej wieży ciśnień. Dzięki takiej ofercie łatwiej znaleźć inwestora. Podobne rozwiązania można by stosować u nas i to nie tylko w odniesieniu do terenów postoczniowych.

Wspomniał Pan o uznaniowości właściciela gruntu. Wiemy, jak to wygląda w praktyce. Zniknęła willa dyrektora stoczni, nie ma budynku wzorcowni. Teraz idą na złom urządzenia przemysłowe. Nie wiadomo nawet, czy zgodnie z prawem, bo teoretycznie wyposażenie stoczni sprzed 1945 roku podlega ochronie. Ale czy ktoś w ogóle wie, które maszyny można legalnie usunąć?

To powinna określać gminna ewidencja zabytków...

...której Gdańsk nie ma.

Niestety, to prawda, chociaż jednocześnie trzeba podkreślić, że swego czasu przeprowadzono w mieście zakrojoną na szeroką skalę inwentaryzację. Obejmowała ona około 11 tysięcy obiektów, za wyjątkiem tych, które istnieją na terenach zamkniętych - należących do wojska czy wykorzystywanych przemysłowo. Problemy z ochroną dziedzictwa stoczniowego biorą się m.in. stąd, że znajduje się ono właśnie na takim, zamkniętym obszarze.

Czy to znaczy, że z braku ewidencji mamy bezczynnie patrzeć, jak ze stoczni i terenów postoczniowych znikają kolejne urządzenia?

Oczywiście, że nie! Sprawa zachowania technicznego dziedzictwa stoczni dojrzała już do tego, żeby je zinwentaryzować, tak jak to się stało z budynkami. Musimy jednak sobie uświadomić, że to wymaga pieniędzy. Stąd pytanie, kto za to zapłaci, bowiem w tej chwili Wojewódzki Urząd Ochrony Zabytków nie ma środków na inwentaryzację. Nasz tegoroczny budżet inwestycyjny wynosi pół miliona złotych - na całe województwo! Do tego dochodzi problem ze znalezieniem osób znających się na dawnej technice.

Jest chyba jakieś wyjście?

W sprawie inwentaryzacji można porozumieć się z Narodowym Instytutem Dziedzictwa lub zwrócić się do wojewody z wnioskiem o uruchomienie na ten cel rezerwy celowej. Myślę, że w najbliższych tygodniach sytuacja będzie się klarować, także co do kosztów tej operacji. Oczywiście, najlepiej by było, gdyby tego rodzaju przedsięwzięcie realizowano z poziomu szczebla centralnego, jako działanie obligatoryjne - jak to miało miejsce w latach 1998-2000. Ministerstwo Kultury prowadziło wówczas program ewidencji zabytków techniki.

Nawet jeśli znajdą się pieniądze, to pytanie, co z urządzeniami na terenie Stoczni Gdańsk. To teren przemysłowy, zamknięty, tymczasem niedawno pocięto tam żuraw. Co w takiej sytuacji może zrobić konserwator wojewódzki?

Jako urzędnik mogę interweniować tylko w przypadku, gdy zabytek jest niszczony, ewentualnie gdy istnieje podejrzenie takiego zdarzenia.

Skorzysta Pan z tej możliwości?

Artykuł 10 ust. 2 ustawy o ochronie zabytków i opiece nad zabytkami stanowi, że wojewódzki konserwator zabytków może wydać z urzędu decyzję o wpisie zabytku ruchomego do rejestru w przypadku uzasadnionej obawy zniszczenia lub uszkodzenia. Coraz liczniejsze doniesienia o niszczeniu wyposażenia stoczniowego, pochodzącego sprzed 1945 roku dają podstawę do takiego działania. Przypomnę też, że właściciel ma prawny obowiązek udostępnienia zabytku w celu jego przebadania lub przeprowadzenia kontroli w miejscu i czasie uzgodnionym pomiędzy konserwatorem a właścicielem obiektu.

[email protected]

Możesz wiedzieć więcej!Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki