Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zabójstwo w Gdańsku Brzeźnie. Czasem przyczyny zbrodni są bardziej banalne niż się wydaje [REPORTAŻ]

Dorota Abramowicz, Jacek Wierciński
64-letni Stanisław Ch. za kratkami spędził łącznie ponad 30 lat. Pierwszy wyrok dostał jako 20-latek
64-letni Stanisław Ch. za kratkami spędził łącznie ponad 30 lat. Pierwszy wyrok dostał jako 20-latek KWP Gdańsk
Miły, uprzejmy, pracowity - mówią sąsiedzi o zabójcy z Brzeźna. - Bardzo grzeczny klient - słyszę w sklepie spożywczym. Po zamordowaniu młodej kobiety Stanisław Ch. zeznał, że w ten sposób chce załatwić sobie powrót za kraty. Sprawa jest jednak bardziej skomplikowana.

Siwowłosy Stanisław, w koszuli w zieloną kratkę i puchatej kamizelce, często krzątał się po podwórku domu należącego do gdańskiego zboru Kościoła Wolnych Chrześcijan.

Aż 40 procent bezdomnych mężczyzn to osoby, które przebywały w zakładach karnych. Po długoletnich wyrokach wychodzą na wolność i nie mają co ze sobą zrobić.

- Członkowie tego Kościoła to bardzo porządni ludzie - podkreśla właścicielka domu przylegającego do działki zboru. - Sąsiaduję z nimi od 15 lat i złego słowa nie mogę powiedzieć. Najpierw mieszkało tu małżeństwo z dziećmi, potem inne małżeństwo, a teraz, od kilku lat, ten starszy pan. Spokojny, nie odzywał się za dużo. "Dzień dobry" najwyżej powiedział.

Starszy pan zajmował mieszkanie na parterze, czyste, przestronne. Palił w piecu, dbał o niedawno wyremontowany budynek.
- Latem widziałam go, jak kosił trawnik, zimą śnieg odgarniał - młoda dziewczyna, pracująca w piekarni, zerka przez okno na stojący po drugiej stronie ulicy dom. - Dokładny był, wyjątkowo! Nieraz mamie mówiłam, że w porównaniu z tym zrobionym przez niego porządkiem na naszym podwórku mamy bajzel.

źródło: TVP/x-news

Czasami gdzieś wyjeżdżał na skuterku. Bywało, że po pracy odciągał rolety i siadał w oknie, przypatrując się chodzącym po ulicy ludziom. Patrzył na klientów wchodzących do piekarni, na błotnisty plac przed blokami, plotkujące kobiety z siatkami, dzieci wracające ze szkoły, na przejeżdżające ulicą Dworską samochody.

Znajomi, przyjaciele, rodzina? Nie, mówią ludzie, nikt taki tu nie bywał. Widziano tu tylko wiernych kościoła, pojawiający się dwa razy w tygodniu na modlitwach.

Źle mu było?

Później usłyszę, że starszy, schludny mężczyzna nie miał nikogo bliskiego. Odnaleziono wprawdzie jego jedyną krewną, siostrę, ale kiedy usłyszała o Stanisławie, powiedziała, że przez kilkadziesiąt lat się z nim nie spotykała i nadal nie chce mieć z nim nic wspólnego.

W sobotę, 31 stycznia, około godziny 9 rano pod domem, w którym od lat mieszkał Stanisław Ch., zaroiło się od policjantów. Stanisława wyprowadzono około 13, później wyniesiono zwłoki.
- Źle mu tu było? - zastanawia się pani A. z bloków na gdańskim Brzeźnie. I po chwili dopowiada: - Może rzeczywiście wyglądał na samotnego, ale takich rzeczy nie robi się z samotności.

"Takich rzeczy", czyli zatłuczenia młotkiem 25-letniej dziewczyny.

O dziewczynie oficjalnie wiadomo tylko tyle, że skontaktowała się ze Stanisławem niespełna dwa tygodnie wcześniej przez internet, na tzw. portalu towarzyskim. O charakterze tej znajomości, ze względu na i tak ogromny dramat rodziny zamordowanej, śledczy nie będą mówić. Musi wystarczyć informacja, że ofiara pochodziła z Czerska.
- W Czersku to ona skończyła szkołę, a potem wyprowadziła się do Trójmiasta - słyszę od jednego z miejscowych dziennikarzy. - Jej rodziny też tu nie ma, wyjechali za granicę.

Dziewczyna zginęła w sobotę między godziną 6 a 7 rano. Stanisław odczekał ze dwie godziny. Wreszcie, około 8.30, jeszcze nie do końca trzeźwy, zadzwonił pod numer 112 i wezwał policjantów na miejsce zbrodni. Później, podczas przesłuchania, wyjaśnił, że motywem zabójstwa była chęć powrotu do więzienia - miejsca, w którym 64-latek spędził prawie 31 lat, czyli niemalże połowę życia.

Kara i wsparcie

Wołów, Barczewo, Suwałki, Malbork, Sztum. To lista miejscowości - siedzib zakładów karnych, w których krócej lub dłużej przebywał Ch. Czas zatarł pierwsze wyroki, dziś udaje nam się ustalić tylko niektóre daty ich wydania oraz okres ich trwania.
Pierwszy raz Stanisław trafił za kratki, mając zaledwie 20 lat, w 1971 roku. Musiało to być pospolite przestępstwo, bo odsiedział dwa lata. Potem zatrzymano go w Suwałkach. Wyszedł w 1978 roku.

O tym, co się zdarzyło w 1978 roku, policjanci mówią już całkiem oficjalnie - wtedy to Stanisław zamordował żonę. Sprawę prowadził sąd w Elblągu, który w 1979 roku skazał mężczyznę na 25 lat pozbawienia wolności. Teoretycznie Ch. powinien nie opuszczać celi przed 2004 rokiem, ale już w połowie lat 90. został warunkowo zwolniony. I niedługo później, w 1995 roku, znów wrócił za kratki. Zarzut był poważny - przestępstwo seksualne popełnione wobec osoby małoletniej.

Z Zakładu Karnego w Sztumie Stanisław Ch. wyszedł w 2008 roku. Jakim był więźniem?
- Wymiana ludzi jest u nas tak duża, że trudno znaleźć dziś wychowawcę, który by go zapamiętał - mówi major Małgorzata Sarnowska, rzecznik zakładu karnego i zarazem więzienny psycholog. - Na pewno nie przebywał na "esce", czyli oddziale terapeutycznym przeznaczonym dla skazanych z niepsychotycznymi zaburzeniami psychicznymi lub upośledzonych umysłowo.
Na wolności Stanisław otrzymał wsparcie. Biuletyn Informacji Publicznej podaje, że Zakład Karny w Sztumie współpracuje z siedmioma kościołami i związkami wyznaniowymi, w tym z Kościołem Wolnych Chrześcijan w RP. To ewangelikalny Kościół protestancki, w Polsce liczący około 3 tys. wiernych. - Jesteśmy otwarci na współpracę z kościołami i ruchami religijnymi - mówi mjr Robert Witkowski, rzecznik prasowy Okręgowego Inspektoratu Służby Więziennej w Gdańsku. - Już dawno zauważono, że u więźniów korzystających ze wsparcia duchowego tempo resocjalizacji jest większe.
W jakich okolicznościach i na jakich warunkach Wolni Chrześcijanie zaoferowali Stanisławowi Ch. pomoc, pracę, mieszkanie - nie wiadomo. Dom, w którym dokonano zbrodni, opustoszał, sąsiedzi z rzadka widują mieszkającego na piętrze drugiego lokatora, obcokrajowca.

Szansa na rozmowę pojawiła się dopiero we wtorkowy wieczór, gdy wokół budynku Zboru Kościoła Wolnych Chrześcijan Gdańsk - Wiosenna zaroiło się od spieszących na nabożeństwo wiernych.
Kiedy zaczęłam pytać o wydarzenia sprzed 10 dni, sympatyczna młoda kobieta skierowała mnie do Marka Rycharskiego.
- Nie udzielamy informacji, proszę się skontaktować z policją - stanowczo uciął pytania o Stanisława Marek Rycharski.
- Ale przecież mieszkał u was ponad pięć lat, opiekował się tym domem...
- I co?
- Znaliście go. Czy coś wskazywało, że...
- Udzielamy pomocy osobom po wyjściu z więzień. A teraz, pani wybaczy, rozpoczynamy nabożeństwo.

Co ludzie powinni wiedzieć

Roman Gąsienica ze Straży Obywatelskiej Brzeźna mówi, że choć zbrodnia dokonana w mieszkaniu należącym do wspólnoty nie przekłada się do końca na poczucie bezpieczeństwa mieszkańców, to jednak potrzebna jest informacja o takich zdarzeniach. Straż Obywatelska w Brzeźnie została założona przed rokiem, po serii ataków na kobiety i kradzieży torebek metodą na tzw. wyrwę. Po doniesieniach o kolejnych napadach mieszkańcy zmobilizowali się i zaczęli organizować patrole. Założyli też stronę na Facebooku, informując o bieżących wydarzeniach związanych z bezpieczeństwem dzielnicy. I chociaż sprawcy nie zatrzymano (jedyny podejrzany został uwolniony od zarzutów), nie doszło już do kolejnych kradzieży. Nadal jednak strach tkwi w ofiarach, które boją się po ciemku spacerować po dzielnicy.

- Zrobiliśmy przed kilkoma dniami sondę w pobliżu miejsca zbrodni - opowiada Roman Gąsienica. - Okazało się, że wiele osób nie miało pojęcia o tym, że zamordowano tu młodą kobietę.
- Uważam, że ludzie powinni przede wszystkim wiedzieć, kto do dzielnicy trafia - stwierdza twardo pani Maria, mieszkająca, jak mówi, 300 metrów od zabójcy. - Jeśli jest to sprawca zabójstw i gwałtów, to trzeba było przynajmniej ostrzec sąsiadów.
O przeszłości Stanisława Ch. nie wiedział też nic ks. Bernard Zieliński, wieloletni proboszcz parafii Świętego Antoniego Padewskiego w Brzeźnie. - Jeden drugiego brzemiona noście, jak mówił święty Paweł - wzdycha ksiądz Zieliński. - Nie znałem go, ale słyszałem, że był to człowiek samotny. Pewnie też wpływ miały jakieś zaburzenia psychiczne.

Ludzie z dzielnicy patrzą na dom, w którym mieszkał Stanisław, i zastanawiają się, dlaczego miałby chcieć zamienić przestronne mieszkanie na więzienną celę. No chyba że, jak mówi plotka krążąca po Brzeźnie, wspólnota wymówiła Stanisławowi mieszkanie.

Nieoficjalnie jednak ustalamy, że w zeznaniach zabójcy nie pojawia się ten wątek. Stanisław powiedział jedynie, że zabił, licząc na to, że w zakładzie karnym będzie miał przynajmniej "wikt i opierunek".
- A tu nie miał? - zastanawiają się osoby znające Stanisława.

Komplikacja dramatu

Prokuratorzy, policjanci, pracownicy zakładów karnych, wszyscy z wieloletnim doświadczeniem pytani, czy kiedykolwiek zetknęli się z podobnym przypadkiem, odpowiadają zgodnie: - Nie.

Żeby zostać skazanym, nie trzeba zabijać. W końcu wystarczy popełnienie nie tak okrutnego przestępstwa (kradzież, uszkodzenie mienia), by w warunkach recydywy dostać wyrok bez warunkowego zawieszenia kary.
- Czasem media donoszą o bezdomnym, który wybił szybę, by zimą trafić za kratki - mówi mjr Witkowski. - Jednak znając tempo pracy naszych sądów, wiadomo, że wybicie szyby we wrześniu może skutkować wyrokiem w czerwcu. Prizonizacja, czyli bardzo dobre przystosowanie się do warunków w zakładzie karnym, połączone z lękiem przed życiem na wolności, jest zjawiskiem wyjątkowo rzadkim.

Małgorzata Sarnowska, więzienny psycholog ze Sztumu, dodaje, że czasem przyczyny zbrodni są bardziej banalne niż się nam wydaje. Alkohol, kłótnia, zemsta. I nie warto doszukiwać się zawiłych motywów.

Faktem jednak jest, że aż 40 proc. bezdomnych mężczyzn to osoby, które przebywały w zakładach karnych. Po długoletnich wyrokach wychodzą na wolność i nie mają co ze sobą zrobić.
- Dramat olbrzymi - mówi Piotr Olech z Pomorskiego Forum na rzecz Wychodzenia z Bezdomności. - Jednak w tym przypadku należy unikać prostego mechanizmu przy jego wyjaśnianiu na zasadzie: trudne warunki - perspektywa bezdomności - drastyczna zbrodnia. Sytuacja jest bardziej skomplikowana. To, co się wydarzyło w Brzeźnie, jest zapewne składową wielu przyczyn. Od zaburzeń psychicznych, przez nieumiejętność rozwiązywania problemów, kłopoty z adaptacją, po perspektywę utraty dachu nad głową. Być może wystarczyła jakaś drobnostka, konflikt plus alkohol, by u tego mężczyzny nastąpił powrót do schematu zachowania. Dzieje się tak szczególnie w sytuacji zagrożenia, kiedy pod wpływem impulsu reagujemy automatycznie lękiem lub agresją.

Niezależnie od przyczyn zabójstwa, Stanisław Ch. w końcu osiągnie to, o czym mówił w prokuraturze - wikt, opierunek, dach nad głową. Nie grozi mu też samotność. Pewnie do końca życia.
Tylko dziewczyny z Czerska żal.
[email protected]
[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki