Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z zakupów wylecz się sam

Krzysztof Sarzała
Klasyczne podejście do alkoholika pomaga mu w zrozumieniu, dlaczego pije, kiedy pije, co na tym traci, czyli generalnie na zgłębieniu problemu. Tymczasem wiadomo już, że zrozumienie szkodliwości nie oznacza automatycznej rezygnacji z nałogu - mówi Krzysztof Sarzała, dyrektor Centrum Interwencji Kryzysowej w Gdańsku

Zakupoholizm, pracoholizm, seksoholizm to tylko niektóre uzależnienia, których leczenie zaczyna refundować budżet państwa. Dyrektorzy ośrodków, w których prowadzona ma być terapia, twierdzą, że mamy do czynienia z poważnym problemem...

Jest to pewnie problem dla osób, które kompulsywnie kupują niepotrzebne rzeczy lub wydają pieniądze na gry hazardowe. Pozwolę sobie jednak na niezbyt popularną opinię: słowo "uzależnienie" jest w tym kontekście nadużywane.

Na czym polega owo nadużycie?

Zacznę od tego, że na 4,5 tysiąca osób, które w ciągu roku zgłaszają się do naszego Centrum Interwencji Kryzysowej, spory odsetek stanowią ludzie, borykający się z uzależnieniami. Te 300-400 osób corocznie potrzebujących pomocy ma jednak problem nie z seksoholizmem, zakupoholizmem czy z niemożnością oderwania się od telefonu komórkowego, ale z tradycyjnymi uzależnieniami od alkoholu i narkotyków.

O alkoholizmie napisano już tysiące prac, więc praktycznie wszystko na ten temat wiadomo. Za to, do tej pory system nie dostrzegał pozostałych nałogów...

Właśnie - o alkoholizmie już się nam nie chce gadać. Problem został strywializowany, nie jest nośny medialnie. To wcale nie znaczy, że nie jest poważny. Alkohol jest powszechnie dostępny i relatywnie tani - większość społeczeństwa stać na wydanie 20 zł na butelkę wódki. Liczba ludzi pijących ryzykownie jest coraz większa, ale żyjemy w czasach, gdy na ten temat mówi się bardzo mało. Tymczasem jest o czym rozmawiać.

O czym? Wiemy jak leczyć, czym leczyć, kogo leczyć...

I tu się pani myli. Terapia stosowana w Polsce jest przestarzała i nieskuteczna. Nasi terapeuci tracą trzy czwarte czasu poświęconego alkoholikowi na niepotrzebną analizę jego choroby. Problem ten o wiele szybciej i pewnie taniej rozwiązuje się w wielu krajach.

Czy chce Pan powiedzieć, że program 12 kroków, wypracowany przez samopomocowe grupy Anonimowych Alkoholików, nadaje się do lamusa?

To stara metoda. Są już nowocześniejsze, których się w Polsce nie stosuje. Terapia powinna koncentrować się na poszukiwaniu rozwiązań, a nie na analizowaniu problemu. Klasyczne podejście do alkoholika pomaga mu w zrozumieniu, dlaczego pije, kiedy pije, co na tym traci, czyli generalnie na zgłębieniu problemu. Tymczasem wiadomo już, że zrozumienie szkodliwości nie oznacza automatycznej rezygnacji z nałogu. Widać to dobrze po palaczach, którzy doskonale wiedzą, że palenie tytoniu jest szkodliwe dla zdrowia. Po takiej terapii alkoholik staje się specjalistą od choroby, który nie potrafi sobie z nią poradzić i... idzie się z powrotem napić. Nowoczesne metody są nastawione nie na analizę, ale na szukanie rozwiązań. Alkoholik nie pije przecież 24 godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. A to oznacza, że wie, jak nie pić. Jeśli wie, to należy się na tym skupić.

Wróćmy do innych uzależnień, uwzględnionych na nowej liście. Czym różnią się one od alkoholizmu?

Jak już mówiłem, słowo "uzależnienie" jest w tym przypadku nadużywane. Słowa mają wielką wagę. Nazywając kogoś osobą uzależnioną, poprzez postawienie takiej diagnozy, odmieniamy temu komuś życie. Gdybym wychodząc obładowany torbami ze sklepu usłyszał, że jestem uzależniony od zakupów, mógłbym potraktować to jako samospełniającą się definicję. Również zbyt łatwo dziś przychodzi stawianie diagnozy ADHD - dziecko z takim rozpoznaniem zaczyna zachowywać się tak, jak oczekują tego od niego lekarz i rodzice. Wiele jest osób kupujących kompulsywnie, ale owo zaburzenie nie jest przyczyną, tylko skutkiem.

Czego skutkiem?

Problemów emocjonalnych, może pustki w życiu? Są w społeczeństwie ludzie, którzy nie potrafią poradzić sobie z kompulsywnym jedzeniem czy kompulsywnymi zakupami, ale problem ten powinien być rozwiązany niekoniecznie w ośrodku leczenia uzależnień. Łatwo czerpiemy wzorce z amerykańskich filmów, zapominając o pewnym ważnym aspekcie - w USA osoby z takimi zaburzeniami uczestniczą w spotkaniach grup samopomocowych. A to oznacza, że ludzie z podobnym problemem - np. seksoholicy, zakupoholicy, hazardziści - wzajemnie sobie pomagają bez korzystania z finansowej pomocy państwa.

To chyba dobrze, że budżet polskiego państwa chce pomóc tym, którym hazard czy seks zniszczyły życie...

Cieszy, że państwo polskie chce im pomóc, ale boję się, że skupiając uwagę i środki finansowe na niewielkiej grupie potrzebujących, nie skoncentrujemy się na naprawdę poważnym i destrukcyjnym problemie - uzależnieniu od alkoholu. Nieustannej pomocy wymagają alkoholicy, ich żony i dzieci. Do dwóch ośrodków w Gdańsku, służących taką pomocą, ustawiają się kolejki. Wiem dobrze, jak trudno znaleźć tam miejsce, bo popyt ewidentnie przewyższa podaż. I właśnie tu, moim zdaniem, należałoby przekazać nadwyżki pieniędzy. Jeśli kłopoty pracoholików, zakupoholików i seksoholików są najwyżej Pachołkiem w Oliwie, to bardzo poważne problemy alkoholików i ich rodzin układają się w Mount Everest.

Gdzie wobec tego powinni trafiać seksoholicy, pracoholicy, zakupoholicy?

Do gabinetów psychologów lub do poradni zdrowia psychicznego. Na pewno nie do placówki leczenia uzależnień. Nie dajmy się zwariować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki