Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z socjalizmu w kapitalizm

prof. Witold Andruszkiewicz
prof. Witold Andruszkiewicz
prof. Witold Andruszkiewicz
W gospodarce planowej PRL polska flota morska, należąca do armatorów - przedsiębiorstw państwowych: Polskich Linii Oceanicznych w Gdyni, Polskiej Żeglugi Morskiej w Szczecinie i Polskiej Żeglugi Bałtyckiej w Kołobrzegu, rozwijała się bardzo dobrze. Gdy upadł socjalizm z jego planową gospodarką, okazało się, że ci armatorzy w nowych kapitalistycznych warunkach nie umieją pracować. Do nowej sytuacji nie były też gotowe ministerstwa.

W planowej gospodarce przedsiębiorstwa poszczególnych branż działały na zasadzie praw wyłączności (monopolu ). Nikt inny nie miał prawa wykonywać tej działalności, którą one się zajmowały. Całą działalność handlu zagranicznego w Polsce wykonywało zaledwie około 40 przedsiębiorstw państwowych, zwanych centralami. Były one wyspecjalizowane w handlu poszczególnymi grupami towarów. Po zawarciu każdej transakcji handlowej, jeśli wymagany był transport morski, centrala handlu zagranicznego przesyłała zlecenie spedycyjne, zwykle wraz z kopią kontraktu, wyspecjalizowanemu przedsiębiorstwu spedycji międzynarodowej morskiej C. Hartwig w Gdyni, Gdańsku lub w Szczecinie, w zależności od tego, przez jaki port miał ładunek przechodzić. Nikt inny poza wymienionymi przedsiębiorstwami C. Hartwig nie miał prawa wykonywania spedycji morskiej polskich towarów eksportowych i importowych.

Przedsiębiorstwa spedycji międzynarodowej morskiej C. Hartwig były zobowiązane przez ministra handlu zagranicznego do przekazywania wszystkich ładunków do przewozu morskiego polskim armatorom: PLO, PŻM oraz PŻB. Gdy polski armator na piśmie stwierdził, że nie może danego przewozu wykonać w danym terminie, wówczas C. Hartwig miał prawo wybrać do wykonania przewozu armatora zagranicznego. Tak więc polscy armatorzy też w gospodarce planowej korzystali z prawa wyłączności przewozu morskiego ładunków polskiego eksportu i importu, z wyjątkiem wyżej wymienionych przypadków. Nie byli gotowi do konkurencji z zagranicą.

Przed wojną byłem na studiach w Akademii Handlowej w Poznaniu, gdy w Polsce obowiązywał ustrój kapitalistyczny. W lecie 1938 roku odbyłem trzymiesięczną praktykę wakacyjną w Gdyni, do południa w Banku Polskim w Gdyni, a po południu w porcie Gdynia, gdzie poznałem zasady współdziałania ze sobą typowych przedsiębiorstw, występujących przy przemieszczaniu ładunków handlu zagranicznego i tranzytu. Z teorii i praktyki portowej wiedziałem, że w przedsiębiorstwach usługowych niezbędne jest umiejętne prowadzenie akwizycji (obecnie wchodzi to w zakres marketingu). Armatorzy musieli umieć akwirować ładunki u spedytorów międzynarodowych morskich lub bezpośrednio u eksporterów i importerów. Podobnie w porcie każde przedsiębiorstwo usługowe musiało zabiegać o zlecenia na jego usługi przeładunkowe, magazynowe, rzeczoznawstwa i kontroli itd.
Gdy upadał ustrój socjalistyczny w Polsce, likwidowano system planowania i gospodarki nakazowej, a nadchodził kapitalizm, niektóre osoby zajmujące wysokie stanowiska w terenie i w stolicy, nawet w ministerstwach, nie dowierzały, że zmiany ustrojowe są nieodwracalne. Radziły one nie spieszyć się, poczekać, przeczekać.

Pracując w naukowo-badawczym, resortowym Instytucie Morskim w Gdańsku, obserwowałem wtedy, że wiele osób pozostających na swoich wysokich stanowiskach, młodszych ode mnie, nieznających z praktyki przedwojennych zasad pracy, nie umiało pracować w nowych , zupełnie innych warunkach kapitalistycznych.

Gdy w rozmowie w dyrekcji PLO w Gdyni mówiłem, jako były dyrektor naczelny przedsiębiorstwa spedycji międzynarodowej morskiej C. Hartwig w Gdyni, że w najbliższym czasie C. Hartwig w Gdyni przekaże PLO ostatnie ładunki i dlatego PLO powinno zorganizować wielki pion akwizycji ładunków eksportowych i importowych, gdyż w przeciwnym razie będą wozić statkami liniowymi powietrze zamiast ładunków, widziałem, że rozmówcy nie rozumieją, o co mi chodzi.

Tłumaczyłem też wtedy, z tym samym niestety efektem, że zamiast dawnych central handlu zagranicznego, w związku ze zniesieniem monopolu C. Hartwig , powstawać będą dziesiątki tysięcy nowych małych przedsiębiorstw handlu zagranicznego, do których muszą dotrzeć akwizytorzy PLO, dobrze płatni (na prowizji od uzyskanych zleceń)
Odpowiedniego do tych rysujących się już wtedy potrzeb PLO pionu marketingowego jednak nie utworzono. Funkcjonowała jedynie jego miniatura, niezdolna do zapewnienia akwizycji ładunków dla stu kilkudziesięciu statków PLO. Statki zamiast ładunków woziły powietrze i niewiele ładunków po deficytowych stawkach. Przychodził następny miesiąc i kilkunastu tysiącom pracowników PLO należało wypłacać pensje, statki zaopatrywać w paliwo, opłacać opłaty portowe itp. A pieniędzy nie było. Ratowano się sprzedażą statków na chybcika za bezcen.

I tak wyparowywał nasz ogromny majątek narodowy.

Zarejestruj się i czytaj wybrane artykuły Dziennika Bałtyckiego www.dziennikbaltycki.pl/piano

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki