Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Z Berlina do Gdańska. Artyści śladami Daniela Chodowieckiego. Wystawa w Gdańskiej Galerii Miejskiej [zdjęcia]

Tomasz Chudzyński
Sztych Chodowieckiego z 1773 r. „Obiad ceremonialny u prymasa Podoskiego”
Sztych Chodowieckiego z 1773 r. „Obiad ceremonialny u prymasa Podoskiego” Materiały prasowe
Powinniśmy zadać sobie pytanie: dlaczego ruszamy się z naszego miejsca zamieszkania? Zapytajmy samych siebie o to, w obliczu dzisiejszej turystyki masowej, która „zadeptuje” wiele miast, wiele zabytków. Żeby skorzystać z taniego lotu? Czy kieruje nami chęć pogłębienia wiedzy, samopoznania, czy odkrycie czegoś, co nas wzbogaci? - pyta Marta Wróblewska, kurator wystawy „Z Berlina do Gdańska” w Gdańskiej Galerii Miejskiej.

Nazwisko Daniela Chodowieckiego nosi jedna z ulic w Gdańsku, ma on też tu „swój” tramwaj (nr boczny 1018) i jeden z dzwonów carillonu w Ratuszu. Wspólnie z Guenterem Grassem patronuje jednej z filii Gdańskiej Galerii Miejskiej (Dom Chodowieckiego i Grassa przy ulicy Sierocej).

Jednak wiedza na temat tej postaci zapewne nie jest powszechna, mimo że dzięki jego grafikom udało się dokładnie zrekonstruować po zniszczeniach wojennych m.in. Dom Uphagena. Filia GGM na Sierocej ma to poniekąd zmienić.

Marta Wróblewska, kurator wystawy „Z Berlina do Gdańska” podkreśla, że Chodowieckiego trzeba jeszcze odkryć, a wystawa, której wernisaż odbędzie się w najbliższą sobotę, będzie dla wielu pierwszym etapem poznania tej postaci i próby wniknięcia w specyfikę jego czasów.

Multikulturowy reprezentant Oświecenia

- Z ojca jestem Polakiem, potomkiem dzielnego narodu, który wkrótce przestanie istnieć - pisał po I rozbiorze Rzeczpospolitej w liście do hrabiny Solms-Laubach Chodowiecki. W innym liście, do Józefa Łęskiego zamieścił zdanie: „Za zaszczyt sobie poczytuję być prawdziwym Polakiem, chociaż jako pierwszy z Chodowieckich w Niemczech osiadłem”.

Daniel Chodowiecki, który większość życia spędził w Berlinie, czuł się po trosze Francuzem, po trosze gdańszczaniniem i Polakiem. Jego dziadek, Christian Chodowiecki, był kupcem wywodzącym się z polskiej szlachty spod Gniezna. Gdańsk, tętniący handlem był idealnym miejscem dla osoby trudniącej się sztuką kupna i sprzedaży, więc Chodowiecki osiadł nad Motławą.

Zobacz też: Ryciny Chodowieckiego z Ameryki do Gdańska [zdjęcia]

Daniel urodził się w 1726 r., ze związku hugenotki, Marie Henriette, urodzonej w Szwajcarii, oraz Gotfryda Chodowieckiego. Jak podaje internetowa Wikipedia, młody Chodowiecki, zgodnie z rodzinną tradycją, handlował zbożem. Kiedy miał 17 lat trafił na praktykę handlową do Berlina. W mieście tym zerwał z biznesem. Poświęcił się malarstwu, następnie zainteresował się akwafortą (techniką graficzną z wykorzystaniem matryc i odbitek) i z czasem stał się wziętym ilustratorem książek. Opatrzył m.in. traktat „Das Elementarwerks” z 1774 r., czterotomowe dzieło, które zmieniło oblicze ówczesnej edukacji. Chodowiecki był bardzo dobry, o czym świadczyła ilość zamówień. Jeden z poetów, którego tomik ozdobiły jego grafiki napisał, że „gdyby Chodowieckiego nie było - cały szereg książek nie znalazłby czytelnika”.

- Dzięki swojej pracowitości i umiejętnościom Chodowiecki zdobył w Berlinie ogromną popularność i ostatecznie doczekał się prestiżowej pozycji dyrektora Pruskiej Akademii Sztuki, którą zreformował w tak skuteczny i innowacyjny sposób, że jego pomysły funkcjonują w jej strukturze do dziś - informuje katalog wystawy GGM.

Dodajmy, w 1992 roku Günter Grass założył Fundację im. Daniela Chodowieckiego z siedzibą w Akademii Sztuk w Berlinie (współtworzy ona wraz z GGM najnowszą wystawę poświęconą Chodowieckiemu), której celem jest współpraca między artystami niemieckimi i polskimi. Od 1993 roku organizuje ona konkurs o Nagrodę im. Daniela Chodowieckiego na polski rysunek i grafikę.

Hardcore Grand Tour

1 czerwca 1773 roku, niemal dokładnie 245 lat temu, Daniel Chodowiecki wyruszył z Berlina na północ. Dziesięć dni w siodle, przygody na bezdrożach, poprzedziły jego pobyt w rodzinnym mieście.

- W XVIII wieku istniał zwyczaj odbywania podróży poznawczej, edukacyjnej do miejsc związanych z kulturą i dziedzictwem - tłumaczy Marta Wróblewska. - Zazwyczaj na tzw. Grand Tour jeździło się do Włoch. Tam młodzi arystokraci (wyprawę taką odbywali głównie męscy reprezentanci szlachty, choć i kobiety się zdarzały) poznawali antyczne zabytki, kolebkę, która ukształtowała kulturę Europy.

Zobacz również: Daniel Chodowiecki - artysta, który sportretował w swoich grafikach codzienność gdańskiego establishmentu

Arystokraci w trakcie Grand Tour się dokształcali, szkicowali, inspirowali się antycznymi ruinami, powstawały pamiętniki z podróży, a najsłynniejszym była chyba „Podróż sentymentalna” Laurence Sternea.

- Daniel Chodowiecki wielkim podróżnikiem nie był, swoje Grand Tour odbył nie do Włoch czy Grecji. Miał także odmienną, od standardowego Grand Tour, motywację. On pojechał do swojej rodziny, po 30 latach rozłąki - zaznacza Marta Wróblewska. - W Gdańsku był do 18 sierpnia 1773 r. Odwiedził znajomych, krewnych, a przede wszystkim matkę, do której tęsknił, i rodzeństwo.

Chodowiecki ze swojej podróży stworzył dziennik - „naczelne” dzieło łączące go z rodzinnym Gdańskiem. Słowem i obrazem, krok po kroku opisał w nim drogę, jaką u progu drugiego rozbioru Polski przebył konno, aby zobaczyć się z rodziną.

- Pamiętać należy, że były to niemal dwa tygodnie na koniu, wierzchem i nie była to na pewno lekka podróż - dodaje kurator wystawy „Z Berlina do Gdańska”. - Chodowiecki tonie w bagnie, musi nocować w jakiejś zapyziałej karczmie, kuleje koń. To była podróż, o której dziś powiedzielibyśmy, że była „hardcore’owa”. On ją podjął z tęsknoty za rodziną i rodzinnym miastem. Ten pamiętnik, opatrzony ilustracjami, jest częścią naszego dziedzictwa. Ono miało też praktyczny wymiar - na podstawie rycin, które Chodowiecki zrobił w Gdańsku, dokonano rekonstrukcji zniszczeń powstałych w czasie II wojny światowej, np. Domu Uphagena.

Przywitanie Chodowieckiego

Chodowiecki stworzył prawie 4 tys. rysunków oraz ponad 2 tysiące sztychów wykonanych przeważnie techniką akwaforty oraz wiele scen rodzajowych z życia mieszczaństwa - zwykle w technice tuszu i piórka. Część swojej twórczości poświęcił Polsce oraz polskim tematom historycznym. Najbardziej chyba znany jest cykl jego 108 rysunków powstałych podczas dwumiesięcznego pobytu u matki w Gdańsku. Z jego licznych obrazów zachowało się tylko 30. Dwa znajdują się w Muzeum Narodowym w Gdańsku.

- Wydaje mi się, że większość ludzi myśli, że na wystawie zobaczy prace Daniela Chodowieckiego - mówi o ekspozycji „Z Berlina do Gdańska” Marta Wróblewska. - A nie zobaczy! GGM zajmuje się, jak już publiczność doskonale wie, głównie sztuką współczesną, a Daniel Chodowiecki to jest wiek XVIII. Filia GGM na Sierocej jest przed remontem, nie ma zbyt dobrych warunków, by eksponować grafiki XVIII-wieczne. Oczywiście budujemy kolekcję prac Chodowieckiego, ale ja, jako kurator, mam specyficzne podejście do kolekcji, z którymi pracuję. Taką strategią kuratorską, która dotyczy prac starszych, jest ich aktualizacja i dialog z nimi za pomocą współczesnej sztuki i metod wyrazu. Ta wystawa będzie o naszym wyobrażeniu, i to nie Chodowieckiego w kontekście biograficznym. Rozpoczniemy dyskusję o nim biorąc za punkt wyjścia jego najbardziej znaczące dla Gdańska dzieło.

Pięcioro do interpretacji

W ubiegłym roku w podróż z Berlina do Gdańska wybrało się pięcioro gdańskich artystów: Tomasz Kopcewicz, Agnieszka Piasecka, Barbara Piórkowska, Maciej Salamon, Małgorzata Żerwe.

- Zaproszeni na tę podróż artyści z różnych dziedzin, stworzyli dzisiejszy, multimedialny odpowiednik zapisków z trasy Berlin - Gdańsk Chodowieckiego, który będzie można zobaczyć na wystawie w GGM - tłumaczy Wróblewska. - Chodziło o to, by podążać jego śladem, za jego wzrokiem, obserwacjami, tym co opisał w pamiętniku i narysował i spróbować zinterpretować za pomocą aktualnych, współczesnych środków wyrazu tę podróż w XXI w. Artyści silnie związani z Gdańskiem pomogą przerzucić most między czasami Chodowieckiego, a specyfiką naszych realiów. Twórcy, szczególnie przecież wyczuleni na specyfikę różnych zdarzeń, potrafią bardzo dobrze wytłumaczyć pewne zagadnienia.

Jak współcześni gdańscy twórcy oddają ducha Grand Tour Chodowieckiego? Co zobaczyli artyści na trasie Berlin - Gdańsk?

Tomasz Kopcewicz stworzył linoryty - jeden z nich pokazuje wymownie dyskusję dwóch postaci (zatytułowany jest „Małgorzata i pani od pomnika”), drugi postać wiedźmy na dachu z charakterystycznym piorunochronem. Maciek Salamon oryginalnie, w nieco komiksowym stylu, na planszy charakterystycznego bloku rysunkowego, oddał scenę towarzyskiego meczu tenisa stołowego. Agnieszka Piasecka pokazuje ciekawe elementy zabytkowej architektury, za pomocą technik fotografii. Zabytek jest jednak częścią obrazu, rzucony jakby na pofałdowaną, pogniecioną tkaninę lub otłuszczoną, plastikową folię.

Dodajmy, wystawa będzie miała specjalną aranżację, zajęły się tym dwie zdolne artystki, Patrycja Orzechowska i Agnieszka Jelnicka. - To będzie taka, trochę kapsuła, wehikuł czasu - dodaje kurator. - Zresztą cały pobyt Daniela Chodowieckiego w Gdańsku jest jeszcze do badawczego „przepracowania”. Mam nadzieję że będzie to kolejna odsłona naszych działań artystycznych wobec tej postaci.

Pytanie o tani lot

Współczesnej interpretacji dawnego spojrzenia na świat Chodowieckiego towarzyszyć będzie lista pytań. - Co sprawia, że wybieramy się w podróż? Co mobilizuje nas do pokonywania wielokilometrowych tras? Potrzeba odpoczynku, ciekawość nieznanego, pragnienie nowych doświadczeń, tęsknota? Jaki wpływ wywierają podróże na nasze życie i co po nich pozostaje? - w taki sposób sprowokują zwiedzających autorzy wystawy. - Jaki ma to związek z dzisiejszymi imigracjami powodowanymi rozmaitymi przyczynami? Jakie znaczenie wobec XVIII - wiecznych Grand Tour ma dzisiejsza swoboda przekraczania granic i rozwijająca się współpraca międzynarodowa, pociągająca za sobą intensywną wymianę doświadczeń i myśli?

Marta Wróblewska: Artyści z różnych dziedzin stworzyli multimedialny odpowiednik zapisków z trasy Berlin - Gdańsk Chodowieckiego

- Pisarka, Basia Piórkowska, stworzyła swój pamiętnik z podróży „Berlin - Gdańsk”. Drogę tę opisuje własnymi słowami, nakładając osobisty filtr emocjonalny i tożsamościowy. Myślę, że śmiało go można określić mianem gdańskiego - podkreśla Marta Wróblewska. - Gdziekolwiek się udamy, tam nosimy swoją indywidualną kalkę tożsamości kulturowej. Podróż to swego rodzaju testowanie owego filtra, jego odkrywanie. Wydaje mi się, że podejmując podróż w pełni świadomie, powinniśmy zadać sobie pytanie: dlaczego ruszamy się z naszego miejsca zamieszkania? Zapytajmy samych siebie o to, w obliczu dzisiejszej turystyki masowej, która „zadeptuje” wiele miast, wiele zabytków. Żeby skorzystać z taniego lotu? Czy kieruje nami chęć pogłębienia wiedzy, samopoznania, czy odkrycie czegoś, co nas wzbogaci? Podróż jest skomplikowanym doświadczeniem, z którego powinniśmy sobie zdawać sprawę. W czasach wzmożonej mobilności powinniśmy się chwilę zatrzymać i zadać sobie to podstawowe pytanie - dlaczego jesteśmy mobilni? Czy tego potrzebujemy, a jeśli potrzebujemy to do czego? Chodowiecki był mobilny i na pytanie dlaczego wyruszył w podróż odpowiadamy - to jest jasne - w gronie artystów, kuratorów wystawy „Berlin - Gdańsk”. Natomiast odbiorcy sami będą mogli odebrać tę prezentację jako dyskusję o przemieszczaniu się, krótkim czy długotrwałym.

Otwarcie wystawy „Z Berlina do Gdańska” (w 245 rocznicę podróży Daniela Chodowieckiego) odbyło się w sobotę - 6 lipca w Domu Chodowieckiego i Grassa, przy ul. Sierocej 6. Ekspozycję będzie można oglądać do 14 września.

Przegląd najważniejszych wydarzeń ostatnich dni:

POLECAMY w SERWISIE DZIENNIKBALTYCKI.PL:

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki