Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wzloty i upadki Sławomira N. czyli syndrom wańki-wstańki. Jak wyglądała kariera byłego ministra transportu zatrzymanego przez CBA?

Ryszarda Wojciechowska
Ryszarda Wojciechowska
W poniedziałek 20.07.2020 r. rano funkcjonariusze CBA z Delegatury w Gdańsku zatrzymali trzy osoby podejrzewane o korupcję oraz działanie w ramach zorganizowanej grupy przestępczej. Wśród nich znalazł się Sławomir N. - były poseł na Sejm RP, były Minister Transportu i były Szef Państwowej Służby Dróg Samochodowych Ukrainy – Ukravtodor. Jak wyglądała jego kariera polityczna? Przypominamy.

To była jedna z błyskotliwszych karier w polskiej polityce ostatniej dekady. Jeden z najbardziej rozpoznawalnych posłów i ministrów w rządzie Donalda Tuska. Wcześniej był szefem gabinetu politycznego premiera i sekretarzem stanu w gabinecie prezydenta RP, a także liderem pomorskiej Platformy. Namaszczano go nawet na przyszłego premiera. I to wszystko jeszcze przed jego 40 rokiem życia. Ale to przypadek polityka, który zalicza nie tylko sukcesy, ale też upadki.​

W poniedziałek został zatrzymany przez CBA w związku z podejrzeniem korupcji, kierowania zorganizowaną grupą przestępczą i prania brudnych pieniędzy - jak poinformowała rzeczniczka Prokuratury Okręgowej w Warszawie Mirosława Chyr. ​

Sławomir N.: wzloty i upadki

Polityczna kariera przy Platformie snuła się na początku gładko. Ale pierwsze polityczne zdmuchnięcie Sławomir N. poczuł w 2009 roku. W 2007 został ministrem w kancelarii premiera. Jednak po dwóch latach Donald Tusk odwołał go na fali dymisji, spowodowanych aferą hazardową. Drzewiecki, Schetyna i N. musieli odejść. Jak potem opowiadano, N. bardzo to przeżył. Jednego dnia był kimś, drugiego został zwykłym posłem.​

Ale już po roku zaczął mozolnie odrabiać straty. Start w wyborach na szefa pomorskiej Platformy miał być trampoliną do odbudowania pozycji. Bardzo nad tym pracował. I wygrał. Zagłosowało na niego 413 delegatów, przeciw było tylko 32. Delegaci wiele sobie obiecywali po nowym szefie. Mówiono, że to dobry lider na te czasy, że potrzebne są rządy twardej ręki w regionie. I że Sławomir N. tę twardą rękę uosabia. ​

Wkrótce po awansie na pomorskiego lidera został sekretarzem stanu w Kancelarii Prezydenta RP. Zaczął też powoli wracać do łask premiera Tuska. W 2011 roku, po zwycięskich wyborach Platformy do parlamentu (on, jako jedynka na Pomorzu, dostał rekordowe 65 tys. głosów), został ministrem transportu, budownictwa i gospodarki wodnej. Zaczęła się faza otwierania, budowania, przecinania, planowania. Media nazwały go "Bobem Budowniczym".​

W 2013 roku po raz kolejny został szefem pomorskiej Platformy. Zwycięstwo i tym razem odniósł miażdżące. Zwłaszcza, że znowu walczył tylko... sam ze sobą. Bo nikt się do rywalizacji z nim nie zgłosił. Wtedy też płomiennie przemawiał: - Musimy się bardzo wyraźnie zwrócić twarzą do obywateli. Pokazać swoje szczere oczy, ręce pełne roboty, bo ludzie zbyt często do tej pory oglądali nasze plecy.​

Afery zegarkowa i podsłuchowa

W tym czasie dziennikarze "Wprost" oglądali skrupulatnie jego zegarki. Szczególnie zainteresował ich jeden... marki Ulisses Nordin. Tygodnik napisał, że minister nie wpisał do oświadczenia majątkowego cennego, wartego powyżej 10 tysięcy złotych gadżetu.​

Po tym tekście partyjni koledzy N. mówili, że nic się nie stało, że Sławek na pewno to wyjaśni i będzie po sprawie. Premier jeszcze na konwencji PO w Gdańsku ciepło mu życzył, żeby się trzymał w tych ciężkich czasach.​ - Jesteśmy z tobą - głośno zapewniał.​
Premier przestał być z N., kiedy prokurator generalny poinformował o zamiarze wystąpienia do Sejmu o uchylenie immunitetu posła, ponieważ prokuratura chce postawić mu zarzuty w sprawie zegarka. Jeszcze tego samego dnia minister złożył dymisję i zawiesił się w prawach członka PO.​

Gwoździem do jego politycznej trumny - jak się wydawało - miała być tzw. afera podsłuchowa. I znowu uderzył tygodnik "Wprost". Tym razem upublicznił prywatną rozmowę N. z byłym wiceministrem finansów, dotyczącą kontroli skarbowej w gabinecie żony posła. Podczas rozmowy padły słowa o zablokowaniu tej kontroli.​

Po tej aferze taśmowej Donald Tusk, wściekły, zapowiedział: - Dopóki będę szefem PO, współpracy ze Sławomirem N. nie będzie. W tym samym czasie sam poseł opublikował oświadczenie, w którym dziękował za współpracę kolegom z partii, informując, że składa legitymację członkowską. Stwierdził, że usuwa się w polityczny niebyt, żeby nie szkodzić Platformie, i że jest celem "medialnych ataków". Mówił, że od dłuższego czasu obserwował proces niszczenia i zaszczuwania jego oraz rodziny.​
Już po odejściu z Platformy Sławomir N. udzielił jedynego wywiadu - dla tygodnika, w którym zapowiedział, że w ciągu kilku tygodni złoży mandat poselski i odejdzie z polityki. Ale mijały tygodnie, a on mandatu nie składał.​

Miał potem wyznać kolegom z Sejmu, że dla niego miesięczne uposażenie to rata kredytu. Media, nie tylko tabloidowe, pisały więc o tym, że mandat dla niego jest niczym respirator. I że nie znalazł w sobie ani chęci, ani odwagi, żeby go odłączyć.​ Od tamtego wywiadu Sławomir N. był niedostępny dla dziennikarzy. ​

Mimo złej prasy i procesu, atmosfera wokół niego poprawiała się w klubie PO. Powietrze zaczęło się rozrzedzać, kiedy na stanowisku premiera nastąpiła zmiana. Premier Ewa Kopacz stwierdziła, że oddanie mandatu to musi być decyzja samego N. i nikt go nie będzie do tego zmuszać.​

Sławomir N., mimo że był poza PO, nadal pozostał w klubie poselskim tej partii. Pytani o to partyjni działacze, odpowiadali coraz głośniej, że ten polityk zasługuje na kolejną szansę. Paweł Graś w wywiadzie radiowym stwierdził wtedy: - Sławek zapłacił ogromną cenę za swoje błędy. I dodał, by pozwolono byłemu ministrowi "spokojnie ten mandat wypełnić do końca". Iwona Śledzińska-Katarasińska zasugerowała nawet, że ich kolega odzyskał... zaufanie wyborców. I że w klubie nie ma woli, żeby go wyrzucać. Jacek Protasiewicz cieszył się z powrotu posła N. do Sejmu po wakacjach, mówiąc, że będzie o jednego kompetentnego posła więcej. Tomasz Siemoniak stwierdził z kolei, że N. jest niezasłużenie dyżurnym przykładem aferzysty itd.​

Prokurator Przemysław Nowak przekonywał w sądzie, że w przypadku Sławomira N. doszło do przestępstwa urzędniczego. I tłumaczył: "Wiedział, że ma zegarek, codziennie miał go na ręku. Godził się z tym, że zegarek jest wart powyżej 10 tysięcy złotych, i mając tę świadomość, pięciokrotnie złożył nieprawdziwe oświadczenie majątkowe". Domagał się 20 tysięcy złotych grzywny. Obrona chciała uniewinnienia. Sam N. prosił, by sąd osądził go jako człowieka, a nie jako polityka, i tłumaczył, że popełnił błąd, a zegarek był prezentem od rodziny na 35 urodziny.​

Jeszcze przed ogłoszeniem wyroku Grzegorz Schetyna w TVN24 zapowiadał, że jeśli będzie uniewinniający, to droga do partii dla byłego ministra zostanie znowu otwarta.​ Sąd jednak zdecydował, że poseł jest winny złożenia nieprawdziwych oświadczeń majątkowych. I ukarał go grzywną łącznie wynoszącą 20 tysięcy złotych.​ Po tym wyroku też głosy kolegów partyjnych były podzielone. Jedni mówili, że każdy po upadku może się podnieść, ale na to trzeba czasu, inni twierdzili, że gdyby byli sędziami uniewinniliby go.

​- Przecież nie ukrywał tego zegarka. Poza tym za to niewpisanie i tak poniósł do tej pory dotkliwą karę - tłumaczyli. ​Ale w kuluarach zgodnie przyznawali, że to koniec kariery politycznej Sławomira N. On sam zrzekł się po wyroku mandatu oraz członkostwa w klubie PO. Jednocześnie powiedział: - Nie zgadzam się z wyrokiem. Będę się odwoływał.​

Praca przyszła z Ukrainy

Kiedyś na swojej stronie internetowej żartobliwie napisał, że jego żona, stomatolog, zawsze powtarza, że jak mu nie pójdzie w polityce to może pracować z nią jako pomoc dentystyczna. ​Ale praca przyszła z Ukrainy. W październiku 2016 Sławomir N. został szefem ukraińskiej agencji drogowej Ukravtodor. W nielicznych wywiadach z tamtego czasu N. chwalił się, że wyremontował przez trzy lata na Ukrainie 8 i pół tysiąca kilometrów dróg.​ Media polskie informowały, ile w tym czasie zarabiał miesięcznie w przeliczeniu z hrywien na złotówk i że przyjął obywatelstwo ukraińskie. ​

Ale dobra passa skończyła się po trzech latach. 9 września 2019 r. ukraińska Narodowa Agencja ds. Zapobiegania Korupcji (NAZK) poinformowała, że N. podał nieprawdziwe informacje w deklaracji majątkowej. "W wyniku pełnej kontroli deklaracji p.o. szefa Ukrawtodoru za 2017 r. NAZK ustalił, że doszło do zadeklarowania nieprawdziwych danych na równowartość ponad 100 minimów socjalnych dla osób zdolnych do pracy" – informowało NAZK w swoim komunikacie.​

Według NAZK Sławomir N. miał podać nieprawidłową wartość samochodu i kwot na rachunkach bankowych. "W sumie ustalono, że doszło do zadeklarowania nieprawdziwych informacji o wartości 189,2 tys. hrywien", czyli w przeliczeniu ok. 30 tys. zł" - poinformowano.​ Zawiadomienie w tej sprawie zostało skierowane do sądu.​

Sam Sławomir N. po opisywaniu przez polskie media tej sprawy skwitował to na Twitterze tak:​ "Za manipulacje i kłamstwa pójdziecie do piekła. Szerokiej drogi."

Sławomir N. ostatnio nie udzielał się publicznie

Dymisję złożył we wrześniu 2019 r. Miesiąc później sąd rejonowy w Kijowie umorzył postępowanie w sprawie nieprawidłowości w jego deklaracji majątkowej. "Różnica między wiarygodnymi i niewiarygodnymi informacjami, podanymi przez N. w deklaracji za 2017 r. jest mniejsza od 100 minimum socjalnych, co świadczy o braku w działaniach N. naruszenia administracyjnego" - oświadczył ukraiński sąd.​

I to też skomentował w mediach społecznościowych Sławomir N. pisząc, że Sąd Administracyjny przyznał mu rację, a on liczy na to, że rzetelne media równie ochoczo poinformują o tym jego zwycięstwie.​ Ostatnio nie udzielał się publicznie. Zazwyczaj odmawiał wywiadów. Choć zrobił jeden czy dwa wyjątki dla TVN. ​Zaangażował się w kampanię prezydencką, najpierw Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, a potem Rafała Trzaskowskiego. Ale z cienia nadal nie wychodził. Mówiono, że liczy na powrót do polskiej polityki.

Jego niedawni polityczni koledzy ostrożnie mówią o przyszłości Sławomira N. Najczęściej komentują, że to przypadek takiej wańki-wstańki, która zalicza zarówno sukcesy jak i upadki, z których się zazwyczaj podnosi. ​

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Powrót reprezentacji z Walii. Okęcie i kibice

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki