Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wyrok pięciu lat więzienia dla Krzysztofa G. za śmiertelne potrącenie w Gdyni

Janina Stefanowska
Pięć lat więzienia, zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych na zawsze, podanie wyroku do publicznej wiadomości w "Dzienniku Bałtyckim" oraz kara finansowa - taki wyrok usłyszał Krzysztof G., który w Gdyni śmiertelnie potrącił idącego prawidłowo poboczem mężczyznę.

Krzysztof G. jest niewysoki. Ma 32 lata. Pochodzi z południa Polski, na Pomorzu zahaczył się do pracy jako elektryk spawacz. Wynajmuje pokój w Chwaszczynie. Nie był wcześniej karany. Miał doświadczenie jako kierowca, bo prawo jazdy wydano mu w latach 1996/1997.
Tej słonecznej niedzieli Krzysztof wracał z Gdyni zakupionym niecałe trzy tygodnie wcześniej fiatem brawo. Umówił się tam z kolegą, czekał na niego dwie godziny pod hotelem przy ul. Olimpijskiej, ale do spotkania nie doszło. Wypił dwie butelki mocnego piwa, sądząc, że będzie wracał do domu dopiero wieczorem. Gdy kolega się nie pojawił, Krzysztof G. postanowił wrócić do mieszkania w Chwaszczynie.

Sąsiad zauważył ślady na aucie

Na prostym odcinku drogi, na wysokości stacji Lotos, na granicy Gdyni i Chwaszczyna zjechał na prawe pobocze, gdzie śmiertelnie potrącił idącego prawidłowo poboczem Eugeniusza M. Kierowca nawet nie przyhamował, zbiegł z miejsca wypadku.
Jak wyjaśniał w sądzie oskarżony, samochód był ciężki w prowadzeniu. Miał go od 8 września. Aby zmienić bieg z czwórki na piątkę, musiał użyć dwóch rąk. Spojrzał wówczas na gałkę do zmiany biegów. Zauważył pieszego jakieś 30 m od samochodu, gdy szedł on poboczem. Uderzył w niego, pieszy poleciał na przednią szybę od strony pasażera, zbił ją. Pieszy zmarł w szpitalu.
- Byłem w szoku i uciekłem - tak wyjaśniał na policji. - Po powrocie do mu poszedłem do Biedronki, kupiłem wódkę i osiem piw - by odreagować stres. Tę wódkę wypiłem, idąc do domu, a po południu piłem piwo. Mój sąsiad, widząc stan samochodu, stwierdził, że musiałem coś źle zrobić, kazał mi się zgłosić na policję. Widział wypadek, karetkę, śmigłowiec. Domyślił się, że to ja zrobiłem.

Krzysztof G. w poniedziałkowy ranek zebrał się w sobie, wyprowadził uszkodzony samochód z miejsca zamieszkania na parking pod kościołem, wsiadł w autobus i pojechał do komisariatu policji, by się przyznać się winy.
Niesprawne auto i kierowca

Sędzia Piotr Śmiałek dopytywał oskarżonego o stan samochodu, który miał łyse opony, założoną od ponad tygodnia zapasówkę i nieustawioną zbieżność kół.
- Skąd oskarżony wiedział, że w samochodzie nie ma zbieżności kół? - zapytał sędzia.
- Bo podczas jazdy można było wyczuć, że auto ucieka, wiedziałem, że jak puszczę kierownicę, to auto będzie myszkować po jezdni - odpowiadał oskarżony. - Podczas zmiany biegów pomagałem sobie lewą ręką, gdyż prawa jest po złamaniu. Mam założony drut, który ogranicza władzę w prawej ręce. To mnie kręci na zmianę pogody. Chciałem oddać auto do naprawy po 10 października, po wypłacie.

Obrona wskazywała na zachowanie oskarżonego - że się dobrowolnie zgłosił na policję, opowiedział szczegóły, podał dodatkowe fakty, ilość spożytego alkoholu, że bardzo żałuje tego, co się stało. Krzysztof G. przeprosił rodzinę zmarłego obecną na sali. Poprosił o wydanie wyroku bez przeprowadzenia rozprawy, proponując dla siebie karę łączną półtora roku pozbawienia wolności i zakazu 10 lat prowadzenia pojazdów.

Sąd nie przystał na propozycję i przeprowadził postępowanie dowodowe.

Wyrok

- W imieniu Rzeczypospolitej Polskiej Sąd Rejonowy w Kartuzach uznaje Krzysztofa G. winnym umyślnego naruszenia przepisów bezpieczeństwa w ruchu lądowym - grzmiał sędzia. - Kierowca poruszał się samochodem z niesprawnym układem kierowniczym, z niedopasowanymi oponami, w stanie nietrzeźwości wynoszącym od 0,6 do 0,95 promila alkoholu we krwi. Kierowca stracił panowanie nad autem i potrącił pieszego, po czym zbiegł z miejsca wypadku.

Za ten czyn sąd wyznaczył karę czterech lat pozbawienia wolności, zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów na zawsze i świadczenie 4 tys. zł na Fundusz Pomocy Poszkodowanym i Pomocy Postpenitencjarnej.
Sąd wziął pod uwagę skruchę oskarżonego oraz to, że zapewne nie chciał śmierci pieszego, a skutek wypadku jest nieumyślny.
Za to, że się poruszał po spożyciu alkoholu przez całą Gdynię, a także że 1 października prowadził w Chwaszczynie auto, mając od 3 do 4,8 promila alkoholu we krwi, sąd nałożył karę 2 lat pobawienia wolności i zakaz prowadzenia pojazdów na 10 lat.

Ostatecznie jako karę łączną sąd orzekł wobec 32-latka karę pięciu lat więzienia, zakaz prowadzenia wszelkich pojazdów mechanicznych na zawsze, podanie wyroku do publicznej wiadomości w "Dzienniku Bałtyckim" oraz wspomnianą karę finansową.

Sąd zmienił opis zarzutu - z poruszania się niesprawnym pojazdem - na utratę panowania nad samochodem, co spowodowało rozległe śmiertelne obrażenia u potrąconego. Zdaniem sądu, 1 października kierowca siadł za kierownicą po pijanemu - mając od 3 do 4,8 promila alkoholu we krwi, a jadąc przez rondo w Chwaszczynie, spowodował realne zagrożenie. Dlatego sędzia orzekł tak surową karę, by była nie tylko karą dla samego oskarżonego, ale by także stanowiła przestrogę dla innych uczestników ruchu drogowego - przed jazdą po pijanemu i prowadzeniem niesprawnego technicznie pojazdu.

Wyrok jest nieprawomocny.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki