Lekko przymrużone oczy starszej pary uważnie prześlizgują się po imionach, nazwiskach i datach. Obok ktoś inny starannie przepisuje do kajecika daty urodzeń i zgonów.
Z drugiej strony sali błyska flesz aparatu w komórce. Kto tylko może, ten utrwala historię swojego rodu. Jastarniańskiego rodu.
Konkel ze Śląska, ale rodem z Jastarni
Mateusz Konkel jest Ślązakiem. Choć tak naprawdę wcale się tam nie urodził ani nawet z południa Polski nie wywodzi się jego rodzina.
Zebrali historię rybackich rodów z Jastarni. Wystawa do 19 sierpnia
- Jestem z Jastarni - zapewnia z uśmiechem niski, brodaty mężczyzna w trochę niedopasowanej marynarce. - Tu się urodziłem, stąd pochodzi moja rodzina. Jak zresztą także te wszystkie familie - toczy ręką wokół, wskazując sporych rozmiarów rusztowania, na których rozpięto drzewa genealogiczne rybackich rodów.
Imponujących rozmiarów wykresy to właśnie jego dzieło.
Imponujące dzieło
- Nie było jeszcze czegoś takiego w dziejach Jastarni - przyznaje nie bez dumy i zadowolenia Krystyna Wysocka, pasjonatka miejscowej historii, a kiedyś też przewodnicząca Rady Miasta. - Sama też, dla własnej rodziny, robiłam nasze drzewo, sięgające kilka pokoleń wstecz, i wiem, jak mozolne to zadanie. Nie dotarłam tak daleko. Kto by mógł?
Oczywiście pasjonat i historyk. A wszystko się zaczęło - jak zwykle - od przypadku.
Drodzy studenci...
Dziś Konkel jest doktorantem Uniwersytetu Śląskiego. Ale kilka lat temu, podczas zajęć, student Mateusz, jak reszta koleżeństwa z roku, otrzymał zadanie opracowania drzewa genealogicznego własnej rodziny.
- Zacząłem więc poszukiwania - wspomina twórca niezwykłej wystawy w historii Jastarni. - Na początek w kościelnych archiwach, potem też w państwowych. Wciągnęło mnie to szalenie.
Okazało się, że losy jego rodziny przeplatają się z historią innych rodów - z Jastarni. To właśnie stało się inspiracją do usystematyzowania familijnej historii półwyspowej miejscowości.
- Gdy przyszedł do nas z pomysłem, nie wahaliśmy się długo. To było to! - przyznaje Marta Balicka, dyrektor Miejskiego Ośrodka Kultury Sportu i Rekreacji.
Sam badacz przyznaje, że takich splecionych rodzin na półwyspie jest bardzo wiele. Jedni mieszkali to "od zawsze", inni sprowadzili się do Jastarni z innych części Kaszub bądź nawet z głębi Polski.
- Było to niezmiernie fascynujące, gdy udawało mi się odnajdywać kolejnych przodków - przyznaje Mateusz Konkel.
Hrabia na inspekcji
Jednym z uczestników wystawy w Jastarni był mieszkaniec Ostrowa Wielkopolskiego - Ireneusz Downar-Dukowicz. Turysta, ale niezwykły, bo ze szlacheckim tytułem. I z niezłym stażem.
- Wakacje spędzamy tu od ponad 20 lat - wyjawił nam. - Przyjeżdżamy zawsze do pani Bronisławy Dosz. I to właśnie z jej powodu tu jestem.
Ostrowianin przyszedł obejrzeć historię rodziny swojej gospodyni. Był zachwycony. Kaszubskimi korzeniami, wielowiekową tradycją...
- Znakomite, jak pilnujecie tu swojej przeszłości - komplementował hrabia. - Wiadomo, że kto pamięta o swych przodkach, ten zachowuje swoją tożsamość. To niezwykle ważne w dzisiejszych czasach, gdy tworzymy Europę narodów.
Ireneusz Downar-Dukowicz zauważył na wystawie, że kaszubskie rodziny na Półwyspie Helskim miały zazwyczaj dużo dzieci. To, jego zdaniem, bardzo cenne, gdyż dzięki temu najbliżsi mogli się zawsze wspierać w potrzebie.
Turysta z Ostrowa Wielkopolskiego przyznaje, że jego rodzina zachowuje pamięć o przodkach z... XIV w. I wiedzę o nich przekazuje najmłodszym członkom rodu.
Wspólne korzenie
Jednak największe zdziwienie na ekspozycji spotkało dwie, na pozór zupełnie obce, rodziny - Konkelów z Ciechańskimi z Jastarni i Mużów z Władysławowa.
Przy "swojej tablicy" zatrzymały się Florentyna Konkel i Terasa Ciechańska. Panie się znały, bo miały wspólnego dziadka.
- Wskazujemy go sobie na drzewku, gdy nagle z boku słyszymy "to też mój dziadek" - relacjonuje podekscytowana Florentyna Konkel.
Mieszkanka Jastarni o dalszych krewnych wprawdzie słyszała podczas licznych rodzinnych spotkań, ale nigdy ich na oczy nie widziała. Choć, jak się teraz okazało, rodziny Konkelów i Mużów dzieliło tylko... około 20 km.
- Wyszło na to, że jesteśmy dziećmi kuzynów - podsumowuje Henryk Muża. - Teraz z pewnością będziemy utrzymywać bliższe kontakty.
Podobnych zaskoczeń było więcej. Ktoś się nagle dowiedział, że jego dziadkowie mieli... rodzeństwo. O czym seniorzy do teraz nie mieli najmniejszego pojęcia.
Ale badacza nieszczególnie już to dziwi.
- Zazwyczaj dość dobrze znamy swoje rodziny - przyznaje Mateusz Konkel. - Tyle że ta wiedza najczęściej sięga trzeciego pokolenia wstecz. Potem pamięć bywa zawodna. Tutaj udało mi się dotrzeć do dokumentów sprzed 200 lat. Z danymi jeszcze starszymi jest już olbrzymi problem.
Pamiętajmy o przodkach
Krystyna Wysocka, która w Jastarni zna niemal wszystkich, przyznaje, że swoje wnuczęta edukuje od najmłodszych lat. By pamięć o przodkach nie zaginęła.
- Idziemy razem na cmentarz, kładziemy kwiaty, zapalamy świeczki, modlimy się, a ja maluchom pokazuję ich krewnych i wyliczam, ile "pra" dzieli oba pokolenia - uśmiecha się pani Krystyna.
Pomoc burmistrza
Burmistrz Tyberiusz Narkowicz uśmiecha się, gdy wspomina pracę badawczą Mateusza Konkela. Bo i samorządowiec, jak mógł, pomagał w dotarciu do archiwalnych dokumentów. Okazuje się, że wcale nie tak prosto odkopać historię rodzin.
- Dokumenty mające do stu lat trzymamy w naszych zbiorach, późniejsze idą do państwowego archiwum - tłumaczy Narkowicz. - Ale nawet tych naszych nie wolno na przykład wynieść poza biuro.
Burmistrz zamykał więc w urzędniczym pokoju młodego badacza, a ten zagłębiał się w dane. W ten sposób stworzył to dzieło.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?