Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wybory samorządowe 2014. Dajmy władzy znak, że patrzymy jej na ręce [ROZMOWA]

Z Katarzyną Batko-Tołuć rozmawia T. Słomczyński
Katarzyna Batko-Tołuć
Katarzyna Batko-Tołuć zdjęcie ze zbiorów prywatnych
Z Katarzyną Batko-Tołuć ze Stowarzyszenia Sieć Obywatelska - Watchdog Polska rozmawia Tomasz Słomczyński.

Czy uważa Pani, że w Polsce obecni włodarze robią sobie kampanie wyborcze, wykorzystując władzę, wpływy i miejskie pieniądze?
Ktoś, kto sprawuje władzę, musi się z tej władzy rozliczać. W związku z tym łatwo powiedzieć: "to, co robię, jest związane z rozliczeniem z kadencji, a nie z tym, że robię sobie kampanię wyborczą". Poza tym w większości przypadków nie jest to łamanie prawa, a Państwowa Komisja Wyborcza, która ma bardzo związane ręce, sprawdza tylko, czy dane działanie jest zgodne z prawem, czy nie.

Kto w takim razie powinien podnosić alarm, gdy ubiegający się o reelekcję włodarz wykorzystuje publiczne pieniądze i władzę do robienia kampanii?
Powinni to robić sami obywatele, gdy im się wydaje, że granica została przekroczona.

W Gdańsku mamy na przykład billboardy, a na nich informację, że Gdańsk jest wysoko w rankingach... Ale tam nie ma tekstu: "Głosuj na Adamowicza". Sfinansowano to z pieniędzy miejskich, nie zaś z budżetu partii, kampanii wyborczej. Zastanawiam się, czy wysoka pozycja Gdańska to informacja warta ekspozycji w przestrzeni miejskiej.
Wiele działań samorządów nie polega na nadużywaniu stanowiska, tylko na sprytnym wykorzystaniu elementów PR-owych. Takich sytuacji jest mnóstwo w całej Polsce. Mieliśmy w Warszawie inaugurację metra, które de facto nie jest otwarte, tylko udostępnione do zwiedzania, a naprawdę zostanie otwarte po wyborach. Trudno oprzeć się wrażeniu, że termin dobrano tak, że miało to jakiś konkretny cel...
W którym momencie obywatel powinien nabrać podejrzeń, że coś jest nie tak?
Większość ludzi i tak ma świadomość, że kandydaci obiecują rzeczy, których nie spełnią, a opowieści o sukcesach są nadmierne. Sukcesy opisywane podczas kampanii są narzędziem do budowania pozycji. Obywatel powinien rozróżniać między tym, kto jest u władzy i ma środki, a tym, kto nie jest u władzy i tych środków nie ma.

Co, jeśli owa tendencja do chwalenia się jest realizowana z publicznych, miejskich pieniędzy?
Nie jest to w porządku. Ale to już jest bardzo uznaniowe. Dlatego trzeba zadawać pytania. To też jest rola mediów. Trzeba sprawdzać, ile dana akcja informacyjna, propagandowa kosztowała.

W przypadku billboardów w Gdańsku - ponad 120 tysięcy złotych.
Należy też pytać: Czy był jakiś harmonogram? Skąd się wziął pomysł, żeby taką akcję podjąć? Takie pytania powinni zadawać i obywatele, i media.

Biuro prasowe prezydenta Gdańska odpowiada, że tę akcję zaplanowano dużo wcześniej.
No właśnie. Pytając, może nie wyrobimy sobie jednoznacznej opinii, bo tak jak powiedziałam, jest to ocenne, ale wyślemy w ten sposób bardzo wyraźny sygnał dla władz, że patrzymy im na ręce, że może lepiej nie robić takich rzeczy, że może być z tego afera. I jeśli przy najbliższych wyborach ktoś będzie chciał powtórzyć takie działanie, dziesięć razy przemyśli, nim podejmie decyzję. To jedyna realna rzecz, jaką można zrobić w tej sytuacji: wyrobić sobie zdanie na podstawie odpowiedzi od urzędników.

ZOBACZ NASZ SERWIS SPECJALNY

WYBORY SAMORZĄDOWE 2014 NA POMORZU

Kandydaci, komitety wyborcze, zasady głosowania, okręgi wyborcze

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki