Wybory 2020. Podważanie wyników, powtórne liczenie głosów, protesty wyborcze?
Przede wszystkim eksperci zwracają uwagę na termin I tury oraz niedzielnego głosowania. Jak wiadomo, wybory prezydenckie nie odbyły się 10 maja oraz nie zostały oficjalnie przesunięte, co mogło zdarzyć się w przypadku ogłoszenia stanu klęski żywiołowej.
Wybory 2020. Może nas czekać poważny problem polityczny
Jednocześnie, jak stanowi konstytucja, głosowanie może odbyć się najpóźniej 75 dni przed upływem kadencji urzędującego prezydenta, a o tym nie może być już mowy, ponieważ kadencja Andrzeja Dudy upływa 6 sierpnia. Po 10 maja oraz głosowaniu bez głosowania, marszałek Witek ogłosiła nowy termin wyborów, powołując się na uchwałę Państwowej Komisji Wyborczej o braku kandydatów, co, mówiąc najłagodniej, miało niewiele wspólnego z rzeczywistością.
– Być może będzie to wykorzystywane tuż po samych wyborach, dla podważenia ich wyniku – komentuje prof. Antoni Dudek z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego w Warszawie. – Jako prawnik, historyk i politolog nie jestem w tych sprawach ortodoksem, jednak faktem jest, że termin na ich organizację już minął, a jednocześnie jedyny konstytucyjny scenariusz przesunięcia daty nie został wykorzystany.
– Gdy jedna ze stron odwoła się do kwestii prawno-konstytucyjnych, zrobi się z tego poważny problem polityczny.
CZYTAJ TAKŻE: Komorowski, Kwaśniewski oraz Kidawa-Błońska debatowali w Sopocie
Bardzo łatwo wyobrazić sobie próby podważania kilkunasto- czy kilkudziesięciotysięcznej różnicy głosów pomiędzy Andrzejem Dudą a Rafałem Trzaskowskim, w sytuacji protestów na niedostarczenie pakietów wyborczych obywatelom przebywającym zagranicą lub niedotrzymanie 48-godzinnego terminu na przesłanie protokołów z wynikami do PKW. Jest niemal pewne, że kandydaci zrobią wszystko, by przechylić szalę na swoją korzyść, co może skutkować np. koniecznością powtórnego liczenia głosów w niektórych okręgach.
Wybory 2020. Kandydat, który będzie kwestionować werdykt, przegra
Jeszcze innym problemem jest spór o Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. W Polsce o ważności wyborów rozstrzyga Sąd Najwyższy, a konkretnie sędziowie izby, o których na przełomie roku mówiło się więcej niż o samym wyborze głowy państwa. 23 stycznia 2020 r. uchwałą trzech połączonych izb SN zakwestionowano niezależność nowych sędziów IKNiSP oraz zaproponowano tryb weryfikacji orzeczeń wydanych z ich udziałem.
I chociaż w kwietniu Trybunał Konstytucyjny orzekł, że SN nie ma prawa odsuwania ich od orzekania, w składzie samego TK pojawiły się odrębne opinie, przekonujące, że nie można podważyć prawa Sądu Najwyższego do wydawania prawomocnych i ostatecznych przeczeń.
Tym samym, za kilka tygodni o ważności wyborów będą decydować sędziowie powołani przez – jak określa opozycja – neo-KRS, co do wyboru których istnieją poważne zastrzeżenia. Jednak według dra Mateusza Radajewskiego, w tym zakresie po 12 lipca politycy będą mieć ograniczone pole manewru.
– Rzeczywiście, status sędziów IKNiSP został zakwestionowany w uchwale SN. Nie dotyczyła ona jednak całości tego statusu, a jedynie tego, czy dają oni dostateczne gwarancje niezawisłości, co nie skutkuje automatycznym unieważnieniem orzeczeń z ich udziałem. Można to zrobić tylko w ramach kontroli takich rozstrzygnięć przez inny sąd – mówi prawnik z Wydziału Prawa i Komunikacji Społecznej Uniwersytetu SWPS.
– Uchwała SN w sprawie ważności wyborów prezydenckich jest natomiast ostateczna, a zatem nie może zostać zakwestionowana w ten sposób. Warto także wskazać, że Trybunał Konstytucyjny pozbawił wspomnianą uchwałę SN mocy prawnej, nie wiąże ona już więc formalnie sędziów SN. Orzeczenie w sprawie ważności wyborów będzie więc ostateczne, a kwestionowanie go poprzez podważanie statusu sędziów Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych w debacie publicznej, w praktyce nie będzie miało znaczenia.
– Podważanie wyników nie jest bardzo prawdopodobne, dlatego, że dla części wyborców byłoby to niezrozumiałe, bo przecież wybory w końcu uda się przeprowadzić i weźmie w nich udział spora liczba obywateli – uważa z kolei prof. Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego.
– Natomiast, z politycznego punktu widzenia, jestem sobie w stanie wyobrazić sytuację, w której jeden z kandydatów przegrywa minimalną różnicą i pojawia się pokusa przeliczania głosów jeszcze raz.
– Jednak taki kandydat, który próbowałby kwestionować werdykt i prowadzić do nowej kampanii, byłby przegranym w kolejnym starciu.
Wyrównane notowania sondażowe powodują, że zarówno PiS jak i KO widzą w przeciwnikach potencjalne źródło podważenia wyników w przypadku ich niepowodzenia. Prawicowe media ostrzegają przed możliwością zasypania Sądu Najwyższego tak dużą liczbą skarg wyborców Rafała Trzaskowskiego, że sąd nie będzie w stanie rozpatrzyć ich w ustawowym terminie. Druga strona obawia się, że w przypadku przegranej obecnego prezydenta, Sąd Najwyższy nie uzna ważności wyborów lub celowo nie zdąży rozpatrzyć skarg, co doprowadzi do sytuacji, w której po 6 sierpnia na czele państwa stanie marszałek Sejmu. A nim może zostać każdy z obecnych posłów, o ile uzyska poparcie rządzącej koalicji.
Odwiedź nas na Facebooku!
iPolitycznie - 300 milionów Putina by skorumpować Świat
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?