Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wspomnienie Romana Korynta. Wielki obrońca tamtych czasów

Paweł Stankiewicz
Roman Korynt
Roman Korynt Fot. Tomasz Bołt/archiwum
To bardzo smutna wiadomość. W nocy z soboty na niedzielę, w wieku 88 lat, zmarł Roman Korynt, legendarny piłkarz gdańskiej Lechii, prawdziwy symbol biało-zielonych.

Roman Korynt nim zaczął trenować piłkę nożną uprawiał boks i w latach 1946-47 był mistrzem Wybrzeża w wagach lekkiej i półśredniej. Później poświęcił się futbolowi będąc kolejno zawodnikiem Gromu Gdynia i Gedanii. Został wcielony do wojska i reprezentował barwy Lublinianki (1950) oraz Legii Warszawa (1950-52). Po powrocie na Wybrzeże, chciał grać dla Gedanii, ale okazało się, że ma słaby wzrok, więc działacze kolejowego klubu zrezygnowali z jego usług. Korynt zaoferował je Lechii i tak przez kolejne 15 lat grał w biało-zielonym trykocie, stając się legendą klubu z Traugutta.

Korynt był uważany za jednego z najlepszych środkowych obrońców w Europie. Był dwukrotnym laureatem (1959, 1960) Złotych Butów w plebiscycie katowickiego „Sportu”. W reprezentacji Polski debiutował jeszcze jako zawodnik Legii 25 maja 1952 roku w przegranym meczu w Bukareszcie z Rumunią 0:1, a ostatni - 34 występ - zaliczył 29 listopada 1959 r. z Izraelem (1:1). Grał w słynnym meczu Polska - ZSRR (2:1) w październiku 1957 roku.

U szczytu piłkarskiej formy i kariery, Roman Korynt otrzymał zakaz gry w reprezentacji. Powodem był opublikowany przez niemiecką prasę bulwarową jego list do byłego piłkarza Lechii Bronisława Szlagowskiego. W liście tym reprezentacyjny obrońca przyznał, że za grę w piłkę otrzymuje gratyfikacje. A przecież wówczas piłkarze z tzw. bloku wschodniego byli amatorami, więc przyznanie się do apanaży za grę pokazywało hipokryzję tamtego systemu. Ta publikacja pozbawiła go pewnego występu na igrzyskach olimpijskich w Rzymie, a i z trudem przekonano towarzyszy z GKKFiS (Główny Komitet Kultury Fizycznej i Sportu), by nie nakładali na Korynta zawieszenia na rozgrywki ligowe. Ostatecznie mógł kontynuować karierę, ale tylko w wydaniu krajowym.

W Lechii Roman Korynt zadebiutował 15 marca 1953 r. przy Traugutta w meczu ekstraklasy przeciwko Cracovii (0:0), ostatni udokumentowany mecz w pierwszym zespole to III-ligowe spotkanie z Arkonią Szczecin (1:2), które rozegrane zostało 11 maja 1968 roku. W ciągu 15 lat gry w Lechii wystąpił w 340 spotkaniach (207 - I liga, 115 - II liga, 7 - III liga, 11 - Puchar Polski). Z Lechią zdobył brąz mistrzostw Polski (1956) i wystąpił w finale Pucharu Polski (1955).

- Zagrałem z Nim kilka meczów w rezerwach Lechii i jeden w pierwszym zespole, w Pucharze Polski - wspomina Janusz Woźniak, były bramkarz Lechii i dziennikarz „Dziennika Bałtyckiego”. - Utrzymywałem z Nim kontakty przez ponad 50 lat. Wspominam go jako autentycznie wielkiego piłkarza. Na początku znajomości i podczas treningów zwracałem się do niego „panie Romanie”. Zresztą podczas meczów mówiłem po imieniu, bo tego wymagał szybki kontakt bramkarza ze stoperem. Mecz się kończył i znowu był „pan Roman”. Był na pewno legendą Lechii i człowiekiem, który spajał trójmiejski futbol przez syna Tomka, wychowanka Lechii, który rozwinął się w Arce. To człowiek, który pokochał futbol, piłka była jego pasją. Dżentelmen poza boiskiem, na boisku niekoniecznie. Potrafił faulować tak, że sędziowie tego nie widzieli. To bez wątpienia jeden z najlepszych środkowych obrońców Europy w latach 50.

Romana Korynta wspomina także Bogusław „Bobo” Kaczmarek, były piłkarz i trener Lechii.

- To była wielka osobowość nie tylko trójmiejskiej, ale i polskiej piłki nożnej. Widziałem się z Nim podczas benefisu Lecha Kulwickiego i był w doskonałej kondycji. Nikt nie spodziewał się, że tak szybko odejdzie. Jako piłkarz był najbardziej nowocześnie grającym obrońcą w Europie w tamtych czasach. Stał się też ofiarą utopijnego socjalizmu. Gdyby żył w innych czasach, to grałby w najlepszych klubach europejskich. Był bardzo sprawnym człowiekiem. Dzień bez stu pompek był dla niego dniem straconym. Podczas jednego ze zgrupowań mieszkał w pokoju z Czesławem Boguszewiczem. Boguszewicz ledwo otworzył oczy, a Roman już robił pompki. Był stałym gościem moich meczów benefisowych, mieliśmy świetny kontakt. Przychodził na mecze Arki i Lechii. Będzie nam Go brakowało - zakończył Kaczmarek.

Jerzy Brzęczek selekcjonerem reprezentacji Polski. "Szacunek dla prezesa Bońka za to, że daje szanse trenerom, którzy jako piłkarze znaczyli coś w naszym futbolu"

Press Focus / x-news

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki