Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

„Wolne sądy” przeciwko Jackowi Karnowskiemu? Felieton Wojciecha Wężyka

Wojciech Wężyk
Przemysław Świderski
Kwestia sądownictwa pojawia się w Sopocie nader często. Zupełnie jakby nasze miasto było scenografią w jakimś amerykańskim klasyku kinowym. Pamiętają Państwo? Ława przysięgłych, skupione miny, trudne sprawy do rozstrzygnięcia, sprawiedliwy wyrok.

Z tej aury pozostaje jednak u nas niewiele. Przy czym trzeba odnotować, że jeden seans, po którym prezydenci Gdańska i Sopotu podjęli kolacją grupę zaprzyjaźnionych sędziów (w ramach walki o niezależność wymiaru sprawiedliwości od polityki – a jak!), stał się już klasykiem hipokryzji. Jestem nawet pewien, że doczekamy się kolejnych odcinków tego tasiemca, chociaż projekcja będzie już pewnie mniej publiczna.

W ciągu minionych dni trafiło do nas kilka nowych informacji związanych z działaniem Temidy w posezonowym i - wydawać by się mogło - sennym kurorcie. Jedna dotyczy przegranego przez Sopot procesu, w którym prezydent odwoływał się nieskutecznie od decyzji Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych. A dotyczyła ona nałożenia kary za sposób składowania odpadów zielonych w lesie.

CZYTAJ TAKŻE:
Prezydent Sopotu krytykuje działania leśniczych. "Smutny widok po wycince dla zysku ponad 100-letnich drzew". Nadleśnictwo odpowiada

Oczywiście, jak to zawsze bywa w przypadku sporów na linii miasto-lasy, Jacek Karnowski natychmiast starał się sprawę upolitycznić, odwołując się do nazwiska szefa RDLP, który jest bratem prezesa Orlen Polska i sugerując, że to zemsta za opozycyjną działalność. Cóż, dla prezydenta Sopotu sprawa jest prosta. Zgodnie z zasadą mierzenia innych swoją miarą: kompetencje nie mają znaczenia. Liczy się to, kto z kim jest spokrewniony. A że Jacek Karnowski lubi być w oczach swoich wiernych męczennikiem, to z chęcią skorzystał z okazji, żeby postawić sobie kolejną, pluszową stację na kalwarii własnych imaginacji.

Tymczasem skończyła się kolejna wieloletnia batalia, którą prezydent toczył z SKT o sopockie korty. Tu również, mimo wielu zakrętów i dziwnych zbiegów okoliczności, przez miasto przegrana. Przez całe lata słuchaliśmy opowieści prezydenta na temat zagrożenia, jakim jest utrata jego kontroli nad tym miejscem. Sprawa była kontrowersyjna, a obie strony sporu mają na pewno dużo do zrobienia, żeby zdobyć na nowo zaufanie mieszkańców, nadszarpnięte przez niekończący się festiwal wzajemnych oskarżeń i pomówień. Odpowiedź na pytanie, kto miał rację? – zostawmy „wolnym sądom”. Jest ona dla Jacka Karnowskiego druzgocąca.


CZYTAJ TAKŻE:
Sopot: Kolejny wyrok w sprawie kortów niekorzystny dla miasta. Jednak ten najważniejszy zapadł już pół roku temu

To podwójnie ciekawe. Po pierwsze, naraża na szwank zdolność prezydenta do oceny sytuacji. Po drugie pokazuje, jak polityka bywa zdradziecka. Wszak właśnie w obronie „wolnych sądów”, raz po raz pod budynkiem sopockiego wymiaru sprawiedliwości gromadzi się garstka akolitów Jacka Karnowskiego. Miałem nawet wobec tych 8 osób chwilowy przypływ sympatii, patrząc jak marzną i mokną w obronie systemu sądownictwa, który teraz okazał się bezwzględnie surowy wobec ich wodza. Cóż, historia potrafi płatać figle.

Jednak konia z rzędem temu, kto potrafi sądzić tak, żeby wszyscy byli zadowoleni. Ostatni, jakiego znam, był królem Izraela, ale że jego salomonowe decyzje były podejmowane ze trzy tysiące lat temu, to trudno się dziwić, że pył wieków złagodził ich kanty. Kto wie, co poradziłby on w temacie kary za kompostownik czy kortów?

Warto jednak zadać sobie inne pytanie. Bardzo proste: ile nas kosztują wszystkie batalie sądowe prezydenta Jacka Karnowskiego. Te przegrane i te wygrane? Czy na przestrzeni kilku dekad nie staliśmy się przypadkiem zakładnikami jego kontrowersyjnego stylu podchodzenia do administracji miastem? Gdyby jeszcze jego pomysły były podejmowane w imię jakiejś wizji, to pół biedy. Wyobrażam sobie prezydenta, który ma swoją ideę, konkretny program na miasto, ma mandat do jego realizacji i „jedzie po bandzie” w gąszczu złowieszczych przepisów. Raz wygra, raz przegra, ale jest w tym wszystkim jakiś pomysł.

Może tak kiedyś było, ale dziś (czego dowodzi sprawa kompostownika i kortów), płacimy za porażki pana Jacka Karnowskiego, wynikające z prostego faktu nieodpowiedniego pilnowania spraw miasta. Przypuszczam, że jest jedna grupa ludzi zadowolonych z całego obrotu spraw, o których piszę. To prawnicy. Dla nich wszak wszystko jedno, czy się wygra, czy się przegra. Rachunek i tak zapłacą mieszkańcy

od 7 lat
Wideo

Pensja minimalna 2024

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki