Jeśli chcieć doszukiwać się w wydarzeniach ostatnich dni jakiegokolwiek sensu, to nie sposób nie zauważyć faktu, że wojna na wschodzie wybucha zaledwie na kilka dni przed początkiem Wielkiego Postu. I, kiedy klęcząc wsłuchuję się w sens po trzykroć powtarzanych wersów, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że są one kluczem do zrozumienia ludzkiej kondycji. Prawdziwym i uderzająco mocnym. A czas, w którym to wszystko się wydarza, nie jest przypadkowy.
„Jak trwoga, to do Boga” – przestrzegała mnie zawsze mama, kiedy na fali sukcesów zaczynałem błaznować. Nie, mama nie straszyła mnie starotestamentowym Bogiem miotającym pioruny na tych, którzy błądzą. To było raczej trzeźwe przypomnienie dwóch faktów.
Po pierwsze - jako człowiek, wcale nie jestem pępkiem świata. Po drugie, strach i cierpienie są na stałe wpisane w życie i nie da się tego zmienić. Przez ostatnie trzydzieści lat dobrobytu, bardzo chcieliśmy o tym zapomnieć. A tu proszę, historia, Bóg, los – co tam kto chce - właśnie puka nam do drzwi. Czy jesteśmy przygotowani na to, żeby je otworzyć?
Modlitwa, post, jałmużna. Takie są odwieczne odruchy człowieka wobec sytuacji skrajnych, niewytłumaczalnych, do których należy wojna.
Ten „zestaw ratunkowy” nie jest wytworem jakiegoś specyficznego kręgu kulturowego. Znajdziemy go w każdej cywilizacji, na każdym kontynencie. Są to uniwersalne drogowskazy na szlaku oczyszczenia, którym czasami podążamy z wyboru, a niekiedy w konsekwencji konieczności historycznej. Takiej jak wojna.
W świecie chrześcijańskim, który nas ukształtował, wspólnym mianownikiem jest w tym kontekście Wielki Post. W tym roku jest on szczególny – rzuca na kolana dosłownie i w przenośni.
Mówi się, że wojna wymusza zdecydowane działania. No więc lecimy dziś pomagać Ukrainie na setki sposobów. To jest nie tylko dobre, ale i piękne. Nasz gest serca, wielka jałmużna, jeśli przetrwa kolejne miesiące (w co głęboko wierzę), będzie na pewno bardzo udaną akcją charytatywną na niespotykaną wcześniej skalę.
Ale może to za mało? Na naszych oczach formuje się fundament przyszłości Polski z olbrzymimi szansami i równymi im zagrożeniami. Nie da się już jednak udawać, że można dalej jechać po antropologicznej bandzie w tempie, w którym robiliśmy to przez ostatnie trzy dekady.
Pokusa gmerania w odwiecznych prawach, w imię postępu, pogarda dla wiedzy i doświadczeń minionych pokoleń, odrzucenie wprost wartości kultury chrześcijańskiej – czym to wszystko okazuje się w obliczu wojny? Przecież finał uznania wiary za element skansenu i tradycji, za jakiś niepotrzebny i uwierający gorset przeszłości, jest zawsze przewidywalny.
Nasze przebudzenie jest brutalne. Widać spało się nam za mocno i za wygodnie, śniąc o świecie bez wojen, krajów, narodów – o świecie zakończonej historii.
Taki świat nigdy nie istniał. Tak, jak nie istnieje przyszłość bez oparcia się na fundamentach, które nas ukształtowały, a które podmywaliśmy i niszczyliśmy przez ostatnie lata pełni pogardy dla religii.
Tymczasem, jak mówi stare porzekadło wojenne, w okopach nigdy nie ma ateistów.
21 kwietnia II tura wyborów. Ciekawe pojedynki
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?