Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wojenna tajemnica arcydzieła - z dziejów Sądu Ostatecznego

Grażyna Antoniewicz
Grażyna Antoniewicz
Tryptyk „Sąd Ostateczny" Hansa Memlinga, jeden ze stu najważniejszych obrazów sztuki dawnej, podczas wojny przez dwa lata zdobił wnętrza ewangelickiego kościoła w maleńkiej wiosce Mierzeszyn pod Gdańskiem.

- Niemcy przygotowania do ochrony cennych dzieł sztuki na wypadek, gdyby rozpoczęły się naloty bombowe aliantów, podjęli dosyć wcześnie, bo już w marcu 1941 roku - opowiada historyk Helena Kowalska. - W piwnicy gdańskiego Stadtmuseum zamontowane zostały drzwi pancerne. Galeria malarstwa, która znajdowała się na najwyższym piętrze, została przeniesiona na parter. Drogocenne przedmioty ze srebra i bursztynu, narażone na rozbicie wyroby z porcelany i fajansu, miały zostać umieszczone w skarbcu w piwnicy. Wkrótce z muzealnych piwnic malarstwo i zabytki rzemiosła artystycznego zostały przewiezione do wcześniej przygotowanych majątków ziemskich, których właściciele to byli ludzie zaufani.

Gdzie ukryć skarby?

Ewakuacja stanowiła namacalny dowód, że działania wojenne zbliżają się nieuchronnie. Akcja wywózki zabytków poza Gdańsk prowadzona była na szeroką skalę, bo jak słusznie przewidywano, Gdańsk na pewno nie zostanie w wojnie oszczędzony.

„Sąd Ostateczny” Hansa Memlinga, który wisiał w Bazylice Mariackiej, także zostaje wywieziony z miasta i ukryty. Dotychczas sądzono, że dotarł prosto do Turyngii, gdzie po wojnie znaleźli go Rosjanie. Tymczasem, trafił on do ewangelickiej świątyni w Mierzeszynie (dzisiaj jest to kościół katolicki Najświętszego Serca Pana Jezusa). Tu od 1942 roku przez dwa lata stał przed głównym ołtarzem.

Szok i niedowierzanie

- Dawni gdańszczanie mają w Niemczech stowarzyszenie, które wydaje swoją gazetkę - opowiada ksiądz proboszcz mierzeszyńskiej parafii św. Bartłomieja Apostoła ksiądz Andrzej Sowiński. - Jakiś mieszkaniec Mierzeszyna przeczytał w niej, że w naszej wiosce był przechowywany obraz Memlinga. Z dziesięć lat temu dostaliśmy tę gazetę, to był szok, ale też niedowierzanie. Nie wiadomo, ile jest w tym prawdy - zastanawialiśmy się. I tak sobie ten tekst poleżał w ciszy przez kilka lat.

W 2013 roku w kościele zawisła kopia. Nie jest ona jednak doskonała. Parafia napisała też w sprawie Memlinga do dyrekcji Muzeum Narodowego w Gdańsku. Nie otrzymała jednak odpowiedzi.

- Pewnie dlatego, że nikt dokładnie nic nie wiedział. Dopiero gdzieś po sześciu latach koleżanka z muzeum Weronika Grochowska, będąc na stypendium w Marburgu, przypadkowo trafiła na te zdjęcia i przesłała je do mnie, ponieważ zajmowałam się Memlingiem, pisząc przewodnik. Zaczęłam badać temat, znalazłam materiały na stronie mierzeszyńskiej parafii i list od proboszcza z 2013 r. Wszystko zaczęło się układać w całość. Potem pojechałyśmy wspólnie do Mierzeszyna, opowiada Magdalena Podgórzak z Muzeum Narodowego w Gdańsku, współautorka przewodnika o „Sądzie Ostatecznym”.

- Zdziwiłem się, kiedy do drzwi plebanii zapukały dwie młode panie i powiedziały, że przyszły w sprawie Memlinga. Zaczęliśmy rozmawiać. Fakt, że „Sąd Ostateczny” był eksponowany na głównym ołtarzu, w centralnym miejscu został potwierdzony dzięki pani Weronice Grochowskiej, która odkryła w Instytucie Herdera w Marburgu w Niemczech archiwalne fotografie kościoła ewangelickiego w Mierzeszynie z okresu II wojny światowej oraz pani Magdalenie Podgórzak, która temat zbadała i opracowała. Jest na nich „Sąd Ostateczny” Memlinga - mówi ksiądz proboszcz. - Są one absolutnym dowodem pobytu tego dzieła w mierzeszyńskiej świątyni.

Pod konie wojny tryptyk ukryto w Turyngii, gdzie odnalazła go Armia Czerwona, „zaopiekowała się” skarbem i ostatecznie trafił on do w Ermitażu w Leningradzie. Wrócił do Gdańska 21 września 1956 roku.

Sąd Ostatecznie skaperowany

Historia tryptyku jest barwna i burzliwa. Zamówił go w roku 1465 Angelo Tani, bankier florenckich Medyceuszy. Mieszkający wówczas w Brugii. Hans Memling malował go sześć lat. Potem „Sąd Ostateczny” został wyekspediowany do Florencji, załadowano go na wielki galeon „Święty Mateusz” płynący pod neutralną banderą Burgundii.

Był rok 1473. A więc - trwała wojna angielsko-hanzeatycka i blokada angielskich portów. W blokadzie tej uczestniczył też „Peter von Danzig”, trzymasztowa karaka, którą dowodził gdański kaper Paul Beneke. On to właśnie cenny ładunek wypatrzył i złupił. Skarbami podzielił się z gdańskimi patrycjuszami, współwłaścicielami jednostki. A oni jako wierni parafianie, podarowali zdobyczny tryptyk kościołowi Najświętszej Marii Panny. Znalazł miejsce na filarze przy kaplicy św. Jerzego. Ale fundatorzy obrazu, przy wsparciu władcy Burgundii i legata papieskiego, przez długie lata usiłowali „Sąd Ostateczny” dla florenckiego kościoła Badia Fiesolana odzyskać. Nic z tego.

Tryptyk był przedmiotem zachwytu, ale i... pożądania. O wejście w posiadanie dzieła zabiegali też cesarz Rudolf II i car Piotr I. W 1807 roku, za czasów Napoleona Bonapartego, obraz został wywieziony do Paryża. Z Luwru po ośmiu latach trafił do Berlina. Po interwencji króla pruskiego dzieło Memlinga w 1817 roku wróciło do Gdańska.

Paul Beneke dowodził swoim statkiem tylko do 1475 roku, kiedy to Peter von Danzig” („Piotr z Gdańska”), dotarłszy do Brugii, prawdopodobnie rozbił się o skały. Paul Beneke zamieszkał z córką Elżbietą na rogu ulic świętego Ducha i Węglarskiej w Gdańsku. Miał stąd blisko do kościoła Mariackiego, gdzie w kaplicy Bractwa Świętego Jerzego znajdował się słynny tryptyk. Czy kapitan został pochowany w tej świątyni czy na żeglarskim cmentarzu koło kościoła świętego Jakuba? Nie wiadomo.

Zapomniany kaper

- Przed wojną niemieckie Schronisko Młodzieżowe w Gdańsku na Biskupiej Górce nosiło imię Paula Beneke. Na wieży budynku o określonych godzinach odbywała się Inscenizacji bitwy morskiej, której towarzyszyła wygrywana na carillonie melodia. Paul Beneke miał też swoją ulicę, to obecnie ulica Marynarki Polskiej. Tak mi się wydaje, nie ma on nawet małej uliczki osiedlowej - opowiada Magdalena Podgórzak. Co do Mierzeszyna ksiądz proboszcz planuje nazwanie placu przed kościołem Placem Sądu Ostatecznego i być może zrobienie dobrej kopii dzieła Memlinga. Gdański „Sąd Ostateczny” skłania do zadumy nad losem człowieka. Memlingowska wizja Sądu Ostatecznego ukształtowała wyobrażenie wielu osób, a losy tryptyku barwne i niezwykłe, jak się okazuje, wciąż kryją wiele tajemnic.

Na głos anielskich trąb

Zanim w Mierzeszynie pojawi się kopia, wybierzmy się do Muzeum Narodowegow Gdańsku, aby podziwiać dzieło Memlinga, gdzie Anioły do specjalnych zadań trąbią na wszystkie strony świata. Na górze cztery skrzydlate postacie trzymają w dłoniach narzędzia Męki Pańskiej. Na głos anielskich trąb umarli powstają z grobów, budząc się do nowego wiecznego życia. Na Sąd Ostateczny wędrują nadzy. W zbroi Archanioła odbija się dolina Sądu. Do kryształowych schodów zbliżają się brodaty Adam i Ewa. Za nimi Abel i Set, dalej podążają dwaj mężczyźni, a następnie dwie kobiety. W piątej parze rozgrywa się dramat - szatan dobiegł do idących w szeregu i wyciąga jednego z nich. Na szczęście z pomocą przychodzi mu anioł, który drzewcem krzyża uderza szatana. W szóstej parze, zamykającej pochód, można dostrzec Murzyna i człowieka o rysach semickich. Zbawienie objęło wszystkie ludy. Zbawieni witani są przez św. Piotra i idą ku bramie niebios, a na balkonach Rajskiej Bramy koncertuje anielski zespół. Czternastu aniołów wita zbawionych...

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wielki Piątek u Ewangelików. Opowiada bp Marcin Hintz

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki