Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wójcik zakończył karierę

Paweł Durkiewicz
Wójcik święcił z Prokomem Trefl wiele sukcesów
Wójcik święcił z Prokomem Trefl wiele sukcesów Robert Kwiatek
3 maja 2012 r. był historycznym dniem dla polskiej koszykówki. W ostatni czwartek w Ergo Arenie spotkały się ekipy Trefla i Śląska Wrocław, aby rozegrać mecz decydujący o awansie do półfinału Tauron Basket Ligi. Wydarzeniem wieczoru nie było jednak wyszarpane zwycięstwo sopocian. Swój ostatni mecz w profesjonalnej karierze rozegrał bowiem Adam Wójcik. Zawodnik nazywany już od dobrych kilku lat żywą legendą polskiego basketu. 8-krotny mistrz Polski, choć kojarzony głównie z Wrocławiem, trzy tytuły zdobył też grając w Trójmieście.

149-krotny reprezentant Polski debiutował w ekstraklasie w rozgrywkach 1987/88 w barwach Gwardii Wrocław. W macierzystym klubie grał do 1994 roku, błyskawicznie wyrastając na wielką gwiazdę polskich parkietów. Potem były sezony w Mazowszance Pruszków (pierwszy tytuł mistrza Polski wywalczył w 1995 roku), Bobrach Bytom, lidze belgijskiej (mistrzostwo w barwach Spirou Charleroi), Śląsku Wrocław, Peristery Ateny i Unicaji Malaga.

Dzięki świetnym wynikom i efektownemu stylowi gry, wysoki (209 cm wzrostu), lecz dynamiczny skrzydłowy stał się najbardziej znanym polskim koszykarzem lat 90. Symbolem, jakim obecnie jest dla tej dyscypliny Marcin Gortat. Choć z różnych przyczyn w naszpikowanej gwiazdami NBA Wójcikowi nie dane było zaistnieć (w 1993 roku tylko przez 5 dni trenował z Los Angeles Clippers), to niewątpliwie zaliczał się swego czasu do czołowych europejskich graczy.

W 1997 roku poprowadził naszą kadrę narodową do 7. miejsca na mistrzostwach Europy w Hiszpanii. U szczytu popularności zaliczył nawet epizod filmowy: w produkcji "6 dni strusia" Jarosława Żamojdy zagrał oczywiście koszykarza.

Przed sezonem 2004/05 popularny "Oława" (pseudonim to nazwa podwrocławskiego miasta, z którego się wywodzi) podpisał kontrakt ze świeżo upieczonym mistrzem, czyli ówczesnym Prokomem Treflem Sopot. W barwach naszego zespołu spędził trzy sezony, podczas których dołożył do swojej bogatej kolekcji trzy mistrzostwa, Puchar Polski, dwa awanse do Top16 Euroligi oraz nagrodę MVP finałów polskiej ligi. Przy okazji pierwszego meczu ćwierćfinału z Treflem zawodnik odbył małą podróż sentymentalną. Jako że w Ergo Arenie odbywał się tego dnia koncert Michaela Buble, spotkanie rozegrane zostało w dobrze znanej Wójcikowi Hali 100-lecia Sopotu.

- Kiedy gram tutaj, zawsze wracają wspomnienia. Spędziłem tu trzy sezony i pamiętam wspaniałą atmosferę, bardzo miłych kibiców i ludzi, z którymi się pracowało - powiedział po meczu, w którym zdobył 11 punktów, a jego Śląsk niespodziewanie pokonał Trefl 86:78.

W okresie gry w Trójmieście Wójcik zaprzyjaźnił się z Filipem Dylewiczem, który w wywiadach często podkreśla, jak wiele dała mu wspólna gra i treningi ze starszym kolegą. - Było mi niezmiernie miło, że mogłem te parę lat spędzić z Adamem, który zawsze był dla mnie wzorem nie tylko sportowca, ale i osoby. Teraz, gdy kończy karierę, sam czuję się wzruszony, choć mam nadzieję, że Adam wróci - stwierdził popularny "Dylu".

Ostatni występ legendy miał miejsce już w Ergo Arenie. Śląsk walczył dzielnie, ale został pokonany. A gdy Wójcik w 30. minucie popełnił piąty faul - musiał opuścić boisko. Mimo to trójmiejska publiczność nagrodziła go wielkimi brawami. Po końcowej syrenie wielu było chętnych do złożenia gratulacji czy zrobienia sobie pamiątkowego zdjęcia z idolem.

- Do końca sezonu będę obserwował ligę i kibicował Treflowi, by zdobył mistrzostwo Polski. Dziękuję za tak miłe przyjęcie kibicom i władzom klubu. Trefl i Sopot to moje drugie miejsce, mój drugi dom - powiedział wzruszony Wójcik.

W obecnym sezonie Wójcik skończył 42 lata i nie mógł już dominować tak jak kiedyś, jednak wciąż często imponował swoimi firmowymi zagraniami. W nieobliczalnej drużynie odradzającego się Śląska Wrocław pełnił rolę mentora dla młodszych kolegów, był też ważną opcją w ataku. W marcu zdołał przekroczyć barierę 10 tysięcy punktów w ekstraklasie, zagrał też w play-off. Odchodzi, gdy pod ligowymi koszami rządzą gracze młodsi o jedno (10 lat młodszy Dylewicz) lub nawet dwa (22-letni Donatas Motiejunas) pokolenia.

Co będzie teraz robiła legenda polskiej koszykówki? Jak sam przyznaje, nie ma jeszcze sprecyzowanych planów na przyszłość.

- Na dziś nie chcę jeszcze nic deklarować, bo nie wiem, jaka będzie moja sytuacja. Na razie chcę ochłonąć po play-off i podziękować kibicom we Wrocławiu. Co dalej? Zobaczymy. Na pewno chciałbym pozostać blisko sportu.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikbaltycki.pl Dziennik Bałtycki